poduszkowietz

"Niczego nie daje zapadanie się w marzenia i zapominanie o życiu." – Czyżby?…

„Perfekcyjna kobieta to suka” Anne-Sophie Girard, Marie-Aldine Girard 9 lipca, 2014

Filed under: recenzje — finkaa @ 5:53 pm
Tags: ,

sukaWydawnictwo: Feeria

Ilość stron: 157

Rok wydania: 2014

 

Dwie pochodzące z Francji siostry, Anne-Sophie Girard i Marie-Aldine Girard postanowiły ulżyć wszystkim kobietom tego świata i napisać poradnik dla kobiet nieperfekcyjnych, czyli takich, które nie potrafią pogodzić się ze swoimi porażkami. Jak wypada książka na polskim podwórku?

 

Poradnik podzielony jest na 30 zasad. Zasada nr 1 głosi „Przestaniesz pokazywać swojemu fryzjerowi zdjęcia blond modelki z lokami, skoro jesteś brunetką i masz proste włosy.” Logiczne, prawda? Zabawne? Trochę. Po chwytliwej zasadzie następuje kilka innych porad utrzymanych w jej duchu. Po zasadzie nr 1 czytamy o filozofii „walić to”, czyli jednym zdaniem „jak dawać sobie spokój z rzeczami, na które nie mamy lub nie chcemy mieć wpływu”. Zasada nr 4 głosi: „Nigdy nie mów publicznie „Uważam, że SpongeBob jest sexy!”” Jak dla mnie, chodzi tu o to, żeby nie przyznawać się do faktów, które w odbiorze innych, robią z nas wariatki. Za tą zasadą kryje się wykaz cech sprzedawczyń, które są sukami, czyli takich, które naświewają się w duchu z naszych figur, lub też z naszych na pół pustych portfeli. Przytoczę jeszcze jedną zasadę. Zasada nr 21 głosi, że „Nie będziesz zaczynać zdania od, „Mój kot uważa, że…””. Ja uważam tę zasadę za szczególnie ważną i rozsądną.

 

Moim zdaniem, książki nie można traktować poważnie. Jest to wytwór dwóch zwariowanych, nowoczesnych kobiet, które po prostu chciały poprawić nam humor. Napisały poradnik z rozmachem i wielkim przymróżeniem oka. To jakby hołd złożony każdej kobiecie cierpiącej na mniejsze lub większe kompleksy. To ukłon w stronę samotnych, zagryzających orzeszki dziewczyn, które sobotnie wieczory spędzają przed telewizorem.

 

Warto zapoznać się z publikacją, choćby dla samej jej formy. Mimo, że książka ma ponad 150 stron, przeczytanie jej zajmuje mniej niż godzinę. Poradnik przyozdobiony jest wieloma tabelami, rozmaitymi ramkami, pogrubieniami, itp. Każda zasada to w sumie jedno zdanie w prześlicznej ramce przypadające na jedną stronę.

 

Myslę, że siostry Girard stworzyły dzieło zabawne, świetnie sprawdzające się w realiach współczesnej Europy. Zachęcam do zapoznania się z poradnikiem, szczególnie te dziewczyny, które chcą się przekonać, że ze swoimi problemami nie są same. Nie ma się czego wstydzić. Z niniejszej publikacji wynika, że również dziewczyny nad Sekwaną mają problemy z alkoholem, samotnością, personifikowaniem kotów i własnym wyglądem. Głowa do góry!

 

Egzemplarz do recenzji otrzymałam od wydawnictwa Feeria. Dziękuję!

 

„Kobieta w lustrze” Eric-Emmanuel Schmitt 26 marca, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 8:51 am
Tags: ,

 Wydawnictwo: Znak litera nova

Rok wydania: 2012

Ilość stron: 457
 
Eric-Emmanuel Schmitt to autor powieści z duszą. W każdej ze swoich książek Francuz zabiera nas w podróż po ludzkiej wrażliwości, dobroci, słabości i delikatności. Nie inaczej będzie w „Kobiecie w lustrze”, najnowszym dziele autora.
 
Powieść obyczajowa  zabiera nas w podróż po historii. Od średniowiecznej osady beginek w Brugii, po oświetlone ulice Hollywood. Od pól i strumyków, po luksusowe apartamenty europejskiej arystokracji z początków XX wieku. Trzy kobiety: Anny, Anne i Hanna z pozoru dzieli wszystko – czas, w którym żyją, priorytety, zainteresowania. Łączy je jednak niespotykana wrażliwość i specyficzne odbieranie rzeczywistości. Arystokratyczna Hanna nie odnajduje się w małżeństwie, nie chce mieć dzieci i czuje, że z bogatym mężem u boku nie odnajdzie szczęścia. Dlatego ucieka w ramiona samego Freuda… Wyuzdana Anne to królowa hollywoodzkich salonów, równie znana aktorka co narkomanka. Mimo iż otoczona przez rzesze managerów i doradzców, Anne nie jest przekonana, że to co robi jest słuszne i wbrew poradom, szuka innej drogi. Posłuszna Anny kocha naturę, oraz swoją rodzinę. Dla drugiego człowieka jest w stanie zrobić wszystko. Jednak czy te cechy gwarantują jej szczęśliwe życie? Czy nie przyjdzie jej zapłacić za nie najwyższej ceny?
 
Losy trzech kobiet przeplatają się na kartach książki, każdy oddzielony kolejnym rozdziałem. „Kobieta w lustrze” zbudowana jest w taki sposób, że po prostu nie można się od niej oderwać. Za każdym razem rozdział poświęcony jednej bohaterce kończy się w tak kluczowym momencie, że po prostu trzeba przebrnąć przez kolejne dwa, żeby znowu wrócić do punktu zainteresowania. Nie potrafię wskazać ulubionej bohaterki. Każda z trzech kobiet ukazana była w doskonały sposób, z dbałością o najdrobniejszy szczegół. Każda ukazywała inną stronę kobiecości, razem tworząc obraz nas wszystkich. Zmienność, kruchość, ale również determinacja i walka o lepsze życie to cechy charakterystyczne nie tylko kobiet ze stron powieści, ale również nasze.
 
Książka napisana jest przystępnym językiem. Czyta się ją szybko, a kartki same uciekają spod palcy. Dialogi dodawają powieści dynamiki, a opisy pięknie zarysowują tło akcji. Czytelnik doskonale jest w stanie wyobrazić sobie zieleń Brugii, bogactwo Wiednia czy przepych Hollywood.
 
Oczywiście, książkę polecam wszystkim – szczególnie jednak kobietom, które chcą się przekonać, że szczęśliwym można być na wiele sposobów, a może nawet możemy odszukać szczęście leżące tuż na wyciągnięcie ręki. Schmitt po raz kolejny przekonuje, że na dobre życie zasługuje każdy i co więcej, każdy takie życie może odnaleźć, wystarczy rozejrzeć się dookoła.
 

Książkę otrzymałam do recenzji od Wydawnictwa Znak litera nova. Dziękuję!

 

„Kiki van Beethoven” Eric-Emmanuel Schmitt 22 grudnia, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 8:20 pm
Tags:

Wydawnictwo: Znak litera nova

Rok wydania: 2011

Ilość stron: 152

 

Eric-Emmanuel Schmitt to pisarz, który przykuł moją uwagę kilka lat temu za sprawą spektaktu teatru telewizji pod tytułem „Oskar”. Kiedy, wzruszona po obejrzeniu „Oskara”, dowiedziałam się, że powstał on na podstawie powieści „Oskar i Pani Róża” wiedziałam, że muszę udać się do źródła. I tak, po „Oskarze” oraz „Panu Ibrahimie i kwiatach Koranu” przyszło mi się zmierzyć z kolejną powieścią tego niezwykle chwytającego za serce autora.
 

„Kiki van Beethoven” to pozycja składająca się z dwóch części. Pierwsza z nich to opowieść o staruszce Kiki, która pewnego dnia zauważa w sklepiku maskę Beethovena. Taka sama maska w dziecięcych latach Kiki była swego rodzaju talizmanem; rzeczą, którą wszyscy posiadali i szanowali. Co ciekawe maska miała magiczne zdolności – grała kiedy człowiek wystarczająco mocno się w nią wpatrywał. Dlatego Kiki bez zastanowienia postanawia maskę kupić, a potem pokazywać ją swoim leciwym przyjaciółkom. Ku zdruzgotaniu wszystkich pań, dość zbliżonych wiekiem, żadnej z nich tak dobrze znana maska już nie gra. Co się w nich zmieniło? Gdzie popełniają błąd? Jakie miejsce w ich teraźniejszym życiu odgrywa wspaniały wirtuoz? I co najważniejsze, czy maska jeszcze kiedykolwiek zagra?
 

Druga część książki to osobiste dywagacje autora zebrane pod intrygującym tytułem: „Kiedy pomyślę, że Beethoven umarł, a tylu kretynów żyje…”. Prywatne zwierzenia Schmitta prowadzą nas przez jego życie z Beethovenem, przez lata młodzieńcze kiedy Beethoven był nauczycielem, przez początki dorosłego życia kiedy kompozytor stał się czymś na kształt niechcianego bagażu, oraz przez dorosłe życie kiedy na powrót stał się przyjacielem i powiernikiem. Głuchy, nieszczęśliwy i osamotniony nieraz pozwalał na to, aby Schmitt mógł wypłakać się na jego ramieniu w krytycznych momentach swojego życia. Słowa wypowiedziane niegdyś przez nauczycielkę autora, które stały się tytułem całego utworu przewijają się przez niego wielokrotnie, mnożąc przykłady na swoje potwierdzenie.
 

Po raz kolejny Schmitt udowadnia, że jest jednym z bardziej wzruszających i autentyczych autorów jakich znam. Po raz kolejny udowadnia, że można pięknie pisać o tak niepopularnych tematach, jak choroba, starość czy śmierć. Problematyka poruszana w utworach daje do myślenia nie tylko melomanom. Jest to uniwersalna rozprawa na temat najważniejszych życiowych wartości takich jak miłość, wrażliwość oraz piękno. Na osobną uwagę zasługuje poczucie humoru autora. Mimo przybijających, wydawałoby się, realiów starości i choroby, cechy posiadane przez bohaterów, ich radość oraz lekkość ducha powodują, że czytelnik do ostatniej chwili nie traci nadziei, często uśmiechając się przez łzy. „Kiki van Beethoven” to także przykład świetnego języka. Nieskomplikowane słownictwo, dużo dialogów oraz krótkie zdania sprawiają, że książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie, przystawając tylko na chwile zadumy, lub skonfrontowania tego o czym się czytało z utworami Ludwika van Bethovena, dołączonymi do książki.
 

Jeśli po przeczytaniu trzech książek autora mogę już pozwolić sobie na wypowiedź na temat jego stylu, to stwierdzam, że „Kiki” jest sztandarowym dziełem Erica-Emmanuela Schmitta – poważny, dający do myślenia temat, opisany z lekkością, z wielką dawką poczucia humoru, oraz niegasnącą nadzieją na to, że nie jesteśmy sami, a śmierć czy choroba to nie koniec, lecz możliwość nowego początku. Te cechy sprawiają, że Schmitt pnie się bardzo wysoko na skali moich ulubionych autorów, a jego książki polecam wszystkim, których problemy codziennego życia przerastają i wpędzają w destrukcyjne myśli. Książka aż emanuje nadzieją, dlatego warto po nią sięgnąć. Polecam na podładowanie nadwyrężonych zimą akumulatorów.
 

Książkę otrzymałam do recenzji od Wydawnictwa ZNAK Litera nova. Bardzo dziękuję!

 

„Pan Ibrahim i kwiaty Koranu” Eric-Emmanuel Schmitt 2 czerwca, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 7:04 pm
Tags:

Wydawnictwo: Znak

Rok wydania: 2010

Ilość stron: 64

Postać Erica-Emmanuela Schmitta przedstawiałam dość niedawno. Filozof, dramaturg i pisarz od urodzenia związany z Francją, znany z tworzenia krótkich, wzruszających opowiastek, niekiedy porównywanych nawet z „Małym Księciem”.

Po chorym na białaczkę Oskarze,  któremu pani Róża dodawała skrzydeł (recenzja książki „Oskar i Pani Róża”), przyszło mi spotkać się z Momo – Żydem, który mając 11 lat prowadzi dom i chodzi na „dziwki”. Co więcej, otwarcie o tym mówi i sam używa tego jakże wdzięcznego słowa.  Rodzice Momo, a właściwie Mojżesza, rozeszli się gdy ten był malutki. Mama zabrała starszego brata i odeszła. Momo został z nic nie wartym ojcem, który w krótce również postanawia zostawić syna. Na szczęście Mojżesz nie zostaje zupełnie sam. Oprócz koleżanek lekkich obyczajów pozostaje mu również pan Ibrahim – sklepikarz przez wszystkich nazywany Arabem. Momo od miesięcy kradnie Ibrahimowi konserwy, a kiedy do sklepiku zagląda prawdziwa Brigitte Bardot, okazuje się, że Ibraham o kradzieżach wie, co więcej, nawet je popiera. Co kieruje starym sklepikarzem? Otóż, to co w życiu najważniejsze. Chęć niesienia dobra, uśmiechu i spełnienia nie tylko swoich marzeń, ale i marzeń innych ludzi.

„Pan Ibrahim i kwiaty Koranu” to opowieść o szczęściu, nadziei, uśmiechu i podążaniu prostą ścieżką do raju. Ibrahim to prosty człowiek o wielkim sercu, który w obliczu smutku bliskiego gotowy jest na heroiczne czyny, gdyż „tak jest w jego Koranie”.

To było moje drugie spotkanie ze Schmittem i wiem już, że nadzieja podszyta smutkiem to jego specjalność. Podobnie jak w „Oskarze i Pani Róży”, w tej opowiastce również spotykamy się ze śmiercią. Jest to jednak śmierć łagodna, śmierć, która nie jest niczym strasznym czy niezwykłym. Jest to śmierć uśmiechnięta i  życzliwa, która zabiera z tego świata człowieka spełnionego i pogodzonego z losem.

Książka francuskiego autora, mimo, że traktująca o poważnych rzeczach, napisana jest z poczuciem humoru i lekkością. Przystępny język, duże litery i niewielka ilość stron czyni z niej świetny przerywnik pomiędzy dobrym romansem, a wciągającym thrillerem. Polecam ją wszystkim tym, którzy czasem lubią odłożyć książkę i mieć głowę pełną przemyśleń. Na pewno wielu z nas odnajdzie w niej odpowiedzi na nurtujące pytania.

 

„Oskar i Pani Róża” Eric-Emmanuel Schmitt 13 Maj, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 8:21 am
Tags:

Wydawnictwo: Znak

Rok wydania: 2010

Ilość stron: 80

Eric-Emmanuel Schmitt to autor powszechnie znany i szanowany. Urodził się we Francji, w 1960 roku. Niezwykle utalentowany i bardzo dobrze wykształcony zaczynał karierę jako nauczyciel akademicki. Szybko go to jednak znudziło i postanowił zostać pisarzem. Jego głównym zainteresowaniem okazał się teart. Tworzył sztuki, które do dziś są wystawiane na deskach teatrów na całym świecie.  Teatr to jednak nie wszystko. W 2002 roku Schmitt stworzył jedną ze swoich książek, chyba najbardziej znaną – „Oskar i Pani Róża”.

Wiem, że książka ta jest powszechnie uznawana za niezwykłe dzieło, porównywana do „Małego Księcia” i czytana namiętnie od deski do deski. Nie mniej jednak nie lubię się wzruszać, nie lubię kiedy książka zamiast radości przynosi mi smutek, a tutaj niestety nie mogło być inaczej. Dlatego potraktujcie tą recenzję z przymrużeniem oka i może nie kierujcie się nią podejmując decyzję czy przeczytać historię Oskara czy też nie.

Oskar to chłopiec chorujący na białaczkę. Mieszka w szpitalu, a rodzice i lekarze panicznie boją się jego choroby i tego, że nie można jej uleczyć. Wszystko wokół Oskara gaśnie. Wszystko oprócza Pani Róży, a właściwie Cioci Róży – wolontariuszki, która związała się niesamowitą więzią właśnie z tym pacjentem. Kiedy diagnoza jest już beznadziejna, a Oskarowi pozostaje dosłownie kilka dni życia, Ciocia Róża wymyśla zabawę, w której to Oskar ma udawać, że w ciągu 24 godzin przeżywa 10 lat. I tak, wraz z Oskarem, w ekspresowym tempie doświadczamy jego dzieciństwa, męczarni związanej z dorastaniem, pierwszego pocałunku, małżeństwa z pacjentką jego szpitala  i innych życiowych trudów. Oskar umiera w wieku około 100 lat (czyli w rzeczywistości po 10 dniach od rozpooczęcia zabawy), ale dzięki interwencji Cioci Róży, jego rodzice i on sam są z tym faktem pogodzeni. Nie ma rozpaczy i histerii. Jest tylko spokój i akceptacja woli Bożej.

Musicie wiedzieć, że Bóg jest niezwykle ważną postacią w tej opowiastce, gdyż Ciocia Róża zachęciła Oskara, by w tych ostatnich dniach usilnie Boga szukał  poprzez pistanie listów, których adresatem jest sam Wszechmogący.

Chwilami nawet zabawka, powiastka niesie ze sobą wielkie przesłanie. Przesłanie o nadziei, miłości i wierze. Oskar – chłopiec, który ma nie więcej niż  10, może 12 lat i absolutnie nie powiniem żegnać się z tym światem – robi to z takim spokojem, że czytelnik niejako musi zetkąć się z pytaniami o sens życia, o sens kłótni, zabiegania o dobra materialne i o wartość pieniądza. Czy to wszytko ma znaczenie o obliczu końca, który czeka każdego?

Postać Pani Róży dodaje książce filozoficznego znaczenia. Staruszka, która snuje powieści o wielkich zapaśniczkach, podając się za jedną z nich, tworzy baśń o tym, że w obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi, wszyscy możemy mieć tą samą siłę i  nadzieję. To dzięki Cioci Róży, Oskar odchodzi w ramiona Pana Boga z podniesioną głową.

Oczywiście, nie muszę dodacać, że jeśli chodzi o prostotę i zwięzłość języka, Schmitt to mistrz. Książka jest chudziutka, dosłownie na godzinę czytania i naście godzin spojrzenia utkwionego w jeden punkt i głowy pełnej najróżniejszych przemyśleń.

Jeśli jednak zapytacie mnie o zdanie na temat „Oskara i Pani Róży” to powiem, że nie chciałabym nigdy więcej natknąć się na podobną tematykę. Moja natura każe mi bezustannie kłócić się z rzeczywistością i nie potrafię zaakceptować losu Oskara. Bezustannie napełnia mnie on smutkiem i  poczuciem bezsilności wobec tego co nieznane.