poduszkowietz

"Niczego nie daje zapadanie się w marzenia i zapominanie o życiu." – Czyżby?…

„Kazio w miasteczku pełnym wampirów” Iwona Czarkowska 1 marca, 2013

Filed under: recenzje — finkaa @ 9:03 am
Tags: ,

kazio w Wydawnictwo: Wilga

Ilość stron: 96

Rok wydania: 2012

 

 

Iwona Czarkowska to kobieta o niezwykłej wyobraźni. Myślę, że pisanie książek dla dzieci wymaga ów wyobraźni znacznie więcej, niż pisanie prozy dla dorosłych, gdyż dorosły autor musi niejako przejść z własnego poziomu na poziom zupełnie dla siebie nienormalny. Całe szczęście, że Czarkowska zdecydowała się na ten krok i porzuciła poważne dziennikarstwo na rzecz najpierw opowiadań publikowanych w „Świerszczyku”, a następnie do samodzielnej serii o Kaziu i jego wampirzych przyjaciołach. Ja miałam okazję zacząć cykl od książki „Kazio w miasteczku pełnym  wampirów„.

 

 

Na wstępie zaznaczę,  że wyjątkowo w tej lekturze nie pomagało mi żadne dziecko, a więc cała opinia pisana jest wyłącznie z punktu widzenia dorosłej, może tylko trochę niepoważnej osoby. 🙂 Akcja bajki toczy się w mieście Milusin, w którym ponoć „ąjukata yripmaw”, czyli atakują wampiry. Całe szczęście, że Kazio właśnie wybiera się tam z wycieczką szkolną, więc będzie mógł przyjrzeć się całej sytuacji z bliska. Naprawdę jest czemu się przypatrywać. Potworny Vonpluszcz porwał poczciwego profesora Gurgula, wampiry biegają po ulicach i straszą ludzi, a czosnek w Milusinie jest wyjątkowo twardy i pozbawiony smaku. Nie wiadomo czy Kazio poradziłby sobie ze wszystkimi problemami, gdyby nie paczka jego oddanych przyjaciół: babcia Fibrycukella, dziadek Hongogard, Zuzulinda i Antek. Na całe szczęście grupa propagatorów przyjaźni ludzko-wampirskiej bez problemu daje sobie radę z zamieszaniem i wszystko kończy się tak, jak w bajce powinno, czyli szczęśliwie.

 

 

Książkę czyta się niezwykle szybko, a to za sprawą powiększonej czcionki i częstych ilustracji autorstwa Olgi Reszelskiej. Na uwagę zasługują szczególnie pomysłowe pseudonimy i powiedzonka głównych bohaterów, jak na przykład hrabina Dżemisława, czy też wspomniany Zyzio Vonpluszcz. Najbardziej do gustu przypadł mi jednak okrzyk profesora, który każdą sytuację kwitował zwrotem „Widzimiśta” i uzasadnieniem, co też akurat mu wpadło do głowy. Bardzo podobały mi się również rodzinne priorytety Kazia. Zdanie mamy było dla niego dobrem najwyższym, szanował tatę, zawsze pomagał swojemu małego bratu, a babcia miała zawsze rację.

 

 

Niestety, były również elementy, którym mój mózg mówił umiarkowane „nie”. Przede wszystkim trochę myliłam się kto kogo się boi i kto tu jest wilkołakiem, a kto trollem, kto gdzie mieszka, do kogo należy szafa z tajemnym przejściem i tak dalej. Zastanawia mnie na przykład fakt, że skoro „rodzice Kazia nie wierzyli w wampiry (str. 5)” to dlaczego mama Kazia przypuszcza, że „to na pewno wampiry porwały [jej] dzieci (str. 7)”, a tata Kazia „pomagał urządzić szkołę dla wampirów (str. 24)” w Transylwanii.  W skrócie mówiąc, odniosłam wrażenie, że ilość faktów jest dość zawyżona w stosunku do ilości stron. Niemniej jednak, z pewnością dzieciom takie delikatne zagmatwanie nie sprawi problemu, gdyż one nie dają się pochłonąć zbędnym szczegółom.

 

 

Bez wahania, książeczkę poleciłabym nieco starszym dzieciom. Oznacza to, że zgadzam się z hasłem ostatniej strony, które głosi, że „Dorosłym i maluchom wstęp wzbroniony! 7+”. Myślę, że dorośli mogą sami decydować, czy ciągle mają ochotę na bajki. Co do dzieci jednak, uważam, że młodsze mogłyby utonąć w wirze fabuły. Z chęcią jednak przeczytałabym mojej siostrzenicy kolejne dwie części przygód Kazia („Kazio i skrzynia pełna wampirów”, „Kazio i szkoła pełna wampirów”). Myślę, że pozycje Iwony Czarkowskiej to wyśmieniny prezent dla pociech ceniących sobie wartką akcję, oraz spotkania z nadprzyrodzonymi stworami.

 

 

Książkę otrzymałam do recenzji od nakanapie.pl. Dziękuję!

nakanapie

 

„Harry Potter i Kamień Filozoficzny” J.K. Rowling 6 września, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 7:28 pm
Tags: ,

Wydawnictwo: Media Rodzina

Rok wydania: 2000

Ilość stron: 327
 
Naprawdę nie wiem co napisać o tej książce i o tej autorce żeby być oryginalną. J. K. Rowling – kobieta, która zarobiła miliony pisząc o chłopcu-czarodzieju. Najprościej i najprawdziwiej. Autorka zaczęła tworzyć losy Harry’ego na serwetkach w restauracji. Chwała jej za to, że starczyło zapału na całe 7 tomów. Moim zdaniem, jedynym minusem Brytyjki jest to, że nie napisała ósmej części. I dziewiątej… 🙂
 
Cykl o Harrym Potterze to absolutna klasyka literatury dla najmłodszych nawet dzieci. Świadomie piszę, że dla „najmłodszych”, bo jak się okazuje zachwycił nie tylko mnie gdy miałam 12 lat, ale teraz rozkochał w sobie szkraba, który ma lat 5 i słucha mojego czytania z otwartymi ustami domagając się jeszcze i jeszcze.
 
Kiedy poznajemy Harry’ego, ten ma lat 11. Nieświadomy swojej potęgi mieszka w komórce pod schodami u znienawidzonego wujostwa. Jak się szybko dowiadujemy, Harry’ego rodzice zginęli z ręki najmocniejszego czarnoksiężnika – Voldemorta, a siostra matki westchnęła wtedy z ulgą, gdyż nigdy nie zaakceptowała jej odmienności. Całe szczęście próżnej rodziny Durslejów pokrzyżował Harry, który trafił pod ich skrzydła. Wszystko jednak ma swój koniec. W jedenaste urodziny Harry dowiaduje się prawdy. Przychodzi list powołujący go do Hogwartu – szkoły magii i czarodziejstwa. Tak zaczyna się wielka przygoda z czarami, eliksirami, quidditchem (czarodziejskim odpowiednikiem footballu), oraz wielką przyjaźnią i życiową mądrością. Niestety, Voldemort szykuje się do ataku.
 
No właście, życiowa mądrość to świetne wyrażenie podsumowujące cykl o wybitnym czarodzieju. Uważam, że Rowling odwaliła kawał niezwykle pożytecznej roboty tworząc niesamowitą książkę o najważniejszych ludzkich wartościach, o których niekiedy dzisiejsi rodzice zapominają rozmawiać ze swoimi pociechami. Oprócz tego, że Harry nigdy nie kłamie, pomaga słabszym, szanuje starszych, jest także synonimem urwisa, który jednak nigdy nie przekracza bariery dobrego smaku i wychowania. Książka pokazuje chłopca borykającego się z rodzinnymi problemami, który mimo to zawsze patrzy optymistycznie w przyszłość. Dzięki niemu kiedyś ja, a teraz młodsze pokolenie może podnieść wysoko głowę i stwierdzić, że skoro jemu się udało to i ja odniosę sukces. Może to wszystko brzmi zbyt patetycznie, ale naprawdę uważam, że każdy bez względu na wiek powinien tej lekturze dać szansę.
 
Na pochwałę zasługuje kreacja bohaterów, oraz styl autorki. Czytając książkę ma się wrażenie, że wszystko jest idealnie wyważone. Nie ma dłużyzn, nie ma nudy. Opisy przyrody, czy zawiłych szkolnych korytarzy zapierają dech w piersiach, a każdy bohater tworzy odrębną, barwną postać, którą można kochać lub nienawidzić. Gdybym mogła coś zmienić w tej lekturze, po prostu dołożyłabym kilka tysięcy stron, żeby nigdy nie się kończyła. 🙂
 
Cóż jeszcze mogę dodać? Myślę, że jest to najbardziej pozytywna recenzja jaką napisałam w życiu. I bardzo dobrze, bo Harry Potter to znakomita postać, którą każdy powinien poznać. Nie bójcie się sięgnąć po książki Rowling bez względu na wiek. Prawdy w niej zawarte, oraz ciepło bijące z kartek porwą was do krainy, o której nigdy nie pomyślelibyście, że istnieje. A jednak… 🙂

 

„Rico, Oskar i głębocienie” Andreas Steinhofel 28 grudnia, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 12:43 pm
Tags: ,

Wydawnictwo: WAM

Rok wydania: 2011

Ilość stron: 208
 

Andreas Steinhofel urodził się w 1962 roku w Battenbergu. Jest niemieckim tłumaczem, scenarzystą i autorem bajek, absolwentem amerykanistyki. W Polsce opublikowano jego bajkę pod tytułem „Środek świata” oraz „Rico, Oskar i głębocienie„, z którą chciałabym Was dziś zaznajomić.
 

Rico to chłopiec, jak sam o sobie mówi „głęboko utalentowany”, czyli upośledzony. Wraz z mamą zadamawia się w jednej z berlińskich kamienic, penetrując mieszkania współlokatorów, wzbudzając litość jednych i furię drugich. Rico ma problemy z kierunkami, dlatego nigdy nie oddala się od domu, gdyż wie, że nie potrafiłby wrócić myląc stronę lewą z prawą, a zachód z południem. Pewnego dnia nauczyciel prosi Rica, aby za dodatkowe punkty, prowadził w wakacje dziennik. Szczęśliwym trafem, te wakacje okazują się obfitujące w niesamowite wrażenia, gdyż po Berlinie buszuje tajemniczy Mister 2000, który uprowadza dzieci, żądając za nie niewielkich okupów. Los chce, aby zadania przewyższającego możliwości policji podjął się mały, przestraszony Rico – oczywiście w imię prawdziwego przywiązania, heroizmu i przyjaźni.
 

Książka dotyka w niezwykle delikatny sposób bardzo ważnych kwestii. Oprócz wspomnianej już wyżej prawdziwej przyjaźni, jest to opowieść ukazująca osobę upośledzoną psychicznie jako w pełni wartościową i społecznie dostosowaną jednostkę, od której możemy uczyć się pokory, poczucia humoru i wielkiego dystansu do siebie. Ten mały chłopiek udowadnia, że dorośli często, mimo swojej rzekomej wiedzy o życiu, zapominają o fundamentalnych wartościach. Książka, choć w nieco uproszczony, skierowany głównie do dzieci sposób, fantastycznie ukazuje przekrój społeczeństwa z jakim na codzień spotyka się każdy z nas – nieznośny starzec, stary kawaler, rozwódka marząca o księciu z bajki, samotna matka, oraz niepełnosprawny chłopiec tworzą komunę, która musi ze sobą żyć, szanując i dogadując się nawzajem.
 

„Rico, Oskar i głębocienie” to nie tylko przewodnik po tolerancji, szacunku i wyrozumiałości. To również rewelacyjny kryminał dla najmłodszych! Podczas gdy rozszalały Mister 2000 prawdopodobnie odcina uszy swoim kolejnym ofiarom, niestrudzony malec pisze być może ostatni list do swojej ukochanej mamy i wymyka się na spotkanie z najgorszym. Czy mu się uda wrócić w całości? Czy zdoła utrzeć nosa bezwzględnemu porywaczowi? Choć odpowiedź na te pytania nam dorosłym może wydawać się oczywista (jak mogłoby być inaczej w książce dla dzieci?) to jednak niepodważalnym jest fakt, że najmłodsi będą mieli przy tej lekturze zaczerwienione policzka i oczy okrągłe z podniecenia, a i dorośli nieraz poczują charakterystyczne dla dobrego kryminału zagubienie.
 

Obiema rękami podpisuję się pod zdaniem z „Berliner Zeitung”, które donosi, że „tą powieścią autor zdobył sobie uznanie wszystkich między ósmym, a osiemdziesiątym rokiem życia”. Książka zadziwiła mnie swoją dwuwarstwowością. Jedna okładka, jeden tytuł, ale dwie zupełnie skrajne grupy wiekowe, które mogą się w tej bajce na równi zakochać. Oprócz uniwersalnych prawd i kryminalnych zagadek, w książce znajdziemy również masę szczególików, które rozbawią dorosłego, ale nie zostaną „wyczute” przez dzieci, jak na przykład, praca mamy Rica, która moim zdaniem jest co najmniej podejrzana. 🙂
 

Bardzo przystępny język oraz oprawa graficzna książki sprawiają, że czyta się ją w ekspresowym tempie. Myślę, że gruby papier, odpowiedniej wielkości litery, obrazki, proste wyrazy, oraz wplecione w humorystyczny sposób definicje trudniejszych słów sprawią, że nawet dzieci, które dopiero zaczynają swoją przygodę z samodzielnym czytaniem z radością sięgną po tę pozycję.
 

Komu mogę polecić tę książkę? Właściwie to chyba zamiast zwyczajnie polecać, chciałabym Was poprosić, abyście udali się niezwłocznie do bibliotek, księgarń lub dobrze zaopatrzonych znajomych i przyjrzeli się niezwykle utalentowanemu chłopcu na własne oczy. Gwarantuję, że nikt obok tej lektury nie przejdzie obojętnie.

 

Książkę otrzymałam do recenzji od serwisu nakanapie.pl. Dziękuję!

 

„Domisie i okulary” Regina Sawicka, Gerard Sawicki 3 Maj, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 1:27 pm
Tags: ,

Wydawnictwo: Debit

Rok wydania: 2008

Ilość stron: 24

Domisie to program telewizyjny emitowany niegdyś przez TVP 1. Przyznaję, że nigdy nie widziałam i nawet nie miałam pojęcia o istnieniu Domisi aż do tegorocznej Wielkanocy kiedy to moja siostrzenica dostała od Zająca książkę „Domisie i okulary” – niepozorną, chudziutką książęczkę, dzieło twórców jedynkowych Domisi tym razem w papierowej formie. Wczoraj ów książka wpadła mi w ręce i muszę przyznać, że nie rozczarowałam się.

Pewnego razu Eryk, jeden z tytułowych Domisi, przynosi do swoich kolegów mapę Domisiowej Krainy. Mapa przepięknie kolorowa podoba się wszystkim oprócz Podusi, która narzeka, żę literki są za małe. Domisie szybko pojmują, że Podusi potrzebne są okulary, a z początku rozbawiony Eryk szybko zostaje utemperowny przez przyjaciół i pojmuje, że w zasadzie nie ma się z czego śmiać. Podobny problem co Podusia ma także Ślimak, który zamierza pobawić się z Domisiami w podchody, ale nie jest w stanie dostrzec porozkładanych na trasach strzałek…

Mimo, że dysponuję tylko książeczką z numerem 2, zdążyłam się zorientować, że każda część opowiada inną historię i nieznajomość pierwszej nie utrudnia odbioru kolejnych części.  Po przeczytaniu wesołej historyjki odkryłam, że to ciągle nie wszystko i temat oczu jest kontynuowany poprzez krótką bajkę o tym jak Kret Kleofas zgubił okulary, a następnie przez krótki reportaż o tym jak widzą m. in. owady, sowy czy koty. Na samym końcu książeczki jest mały bonus. Niestety, tutaj brak pierwszej części ma znaczenie, gdyż tylko kolekcjonując wszystkie cztery książeczki dzieci mogą złożyć elementy z ostatnich dwóch stron każdej z nich i otrzymać piękną makietę Domisiowej Krainy.

Wesoła historyjka spisana jest na 24 kolorowych stronach z wielkimi ilustracjami, co sprawia, że nawet trzy-, czterolatki z pewnością są w stanie z zainteresowaniem wytrzymać do końca. Morał płynący z bajeczki  dodatkowo wpływają na zaiteresowanie i rozszerzenie horyzontów najmłodszych.

Gorąco polecam nie tylko dzieciom w okularkach, ale także tym, które na codzień obcują z rówieśnikami borykającymi się z tym problemem. Dodatkowo polecam również wszystkim rodzicom, którzy wiedzą, że ich pociechy oglądały z zainteresowaniem jedynkowe Domisie 🙂

 

„Donald i spółka” 2 marca, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 9:24 am
Tags: , ,

Wydawnictwo: Egmont American Ltd.

Rok wydania: 1992 (nr 12)

Ilość stron: 96

Dziś mam coś zupełnie niezwykłego. Pamiętacie ten komiks? Ponoć jest kultowy, chociaż ja dowiedziałam się o jego istnieniu dopiero kilka tygodni temu. Zakupiłam go w cenie 1 zł w poznańskim antykwariacie, choć cena na okładce głosi 13500 zł. To cena z 1992 roku. O słabości do Walt’a Disney’a chyba już na tym blogu pisałam, więc nie będę się powtarzać.

Przejdę zatem do fabuły.

Komiks składa się z trzech opowieści:

 

„Rycerskość Kaczora Donalda”

Sknerus McKwacz wraz z Donaldem, Hyziem, Dyziem i Zyziem przypływają do Portsmouth robić interesy. Lord McGrosz wystawił na sprzedaż jedną ze swoich fabryk, a McKwacz musi ją mieć! Gdy dochodzi do ubicia targu, okazuje się, że skąpy krewny Donalda ma konkurenta. Komu przypadnie w udziale kupno fabryki? Czy Donald-fajtłapa i zakochani w grach komputerowych Hyzio, Zysi i Dyzio zdołają pomóc wujaszkowi?

 

„Ciekłe złoto”

Mickey i Goofy są na urlopie w Arabadzie. Na Bazarze Tysiąca Cudów zauważają, że pewnemu mężczyźnie z kieszeni wypada złota moneta. Kiedy Mickey rzuca się w pogoń za mężczyzną, aby oddać mu jego własność, ten nie może uwierzyć, że „są jeszcze uczciwe myszy na tym świecie”. Niebawem okazuje się, że ów człowiek jest najbogatszy w Arabadzie, ale jego majątek jest w niebezpieczeństwie. Ktoś okrada jego złoża ropy naftowej. Tak się składa, że Mickey i Goofy to para zawodowych detektywów, prosto z Myszogrodu. Czy uda im się rozwikłać zagadkę setek ginących baryłek ropy? Czy w starciu z nieobliczalnymi przestępcami ujdą bez szwanku?

 

„Syn Słońca”

Sknerus McKwacz ma bzika na punkcie szacowań wartości własnego majątku. Właśnie kiedy udało mu się doliczyć do 23 miliardów, 854 milinów, 932 tysięcy,757 dolarów i 48 centów otwiera kopertę od „anonimowego wielbiciela” z małą sumką w środku. Aby nie psuć obliczeń, nie może dodać tych pieniędzy do swoich aktywów. Co tu zrobić z tą gratisową gotówką? Oczywiście, podrować Donaldowi! Donald pędzi na złamanie karku do Sknerusa po, zdawałoby się, łatwą kasę. Ale nie tak szybko! Na widok krewnego Sknerus zanurza się w opowieści jak to uwięziony przez Indian, musiał uciekać z pułapki ukryty w ognornym drewnianym totemie. Co to ma wspólnego z kasą Donalda? Otóż, totem kryje w sobie pewną tajemnicę, bez której odkrycia Donald może się pożegnać z łatwą zdobyczą.

 

 

Co uderza starszego czytelnika to niesamowicie inteligentny dowcip i błyskotliwe teksty.  Co przyciąga maluchy to świetna oprawa graficzna i ukochane postaci ze świata Disney’a. Taka mieszanka sprawia, że trzymając przed sobą tą liczącą niespełna 100 stron pozycję dla dzieci i młodzieży, dorosły czytelnik nie może się od niej oderwać i zrywa boki ze śmiechu. Gorąco polecam każdemu, kto choć na chwilę chce poczuć się jak dziecko, a zarazem doświadczyć subtelnego poczucia humoru, który z powodzeniem może rozbawić do łez odbiorcę w każdym wieku.

 

„Księga Dżungli” Walt Disney 5 lutego, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 3:52 pm
Tags: , ,

Dawno, dawno temu, bo w roku 1894 wybitny angielski pisarz i poeta, laureat Nagrody Nobla z 1907 roku, Rudyard Kipling wydał zbiór opowiadań pt. „Księga Dżungli”. Część z nich poświęcił „dzikiemu dziecku” o imieniu Mowgli.  Chłopcem opiekują się wilki oraz przyjazna pantera, imieniem Bagira. On sam świetnie zna wszystkie kryjówki dżungli i doskonale włada językiem zwierząt. Niestety, pretensje do wilków za uratowanie Mowgliego narastają w potwornym tygrysie, imieniem Szir Kan. Prowadząc „zimną wojnę” z chłopcem, Szir Kan podburza wilki przeciwko niemu, aż w końcu Mowgli zmuszony jest szukać szczęścia wśród ludzi z pobliskiej wioski.  Historia jednak kołem się toczy i po zabiciu tygrysa, Mowgli wraca do dżungli. Brutalne, jak na bajkę, prawda? ….

Na całe szczęście mamy wytwórnię Walta Disney’a, która czegokolwiek dotknie, potrawi zmienić w przyjazną, radosną baśń nie z tego świata. W 1967 roku, wytwórnia ta zabrała się za szlifowanie brutalnych kantów powieści Kipling’a i wyprodukowała film pt. „Księga Dżungli”  z sympatycznym „dzikim chłopcem”, nieporadnym tygrysem i śmieszną panterą w rolach głównych.

W 1995 roku wydawnictwo Egmont Polska wydało książkę pt. „Księga Dżungli”, w całości opartą na filmie Walta Disneya pod tym samym tytułem. W 2009 roku to samo wydawnictwo wznowiło nakład książki (jej okładkę możecie podziwiać poniżej).

A teraz do sedna:

Wydawnictwo: Egmont Polska

Rok wydania: 2009

Ilość stron: 64

„Księga dżungli” to pięknie ilustrowana powieść dla dzieci właściwie w każdym wieku. Akcja książki nie jest tu tak brutalna. Mowgli, znaleziony jako noworodek przez Bagirę, rozpieszczany przez kochające wilki, ma wielu sprzymierzeńców, którzy chcą go uratować przed tygrysem ludojadem.  Jedynym wyjściem z tarapatów wydaje się być ucieczka do ludzkiej osady. Podczas wyprawy w poszukiwaniu przedstawicieli swojego gatunku, Mowgli spotyka wesołego misia Balu, z którym  bardzo się zaprzyjaźnia i przeżywa liczne przygody. Balu sypie rymowankami jak z rękawa, co dodatkowo rozwesela atmosferę przeprawy przez dżunglę. W końcu Mogwli musi oddalić się do wioski, ale za sprawą pewnej pięknej istoty, nie okazuje się to aż tak trudne.

Książka napisana jest bardzo przystępnym językiem. Podczas około godzinnej lektury natrafiłam na dwa, bądź najwyżej trzy słowa, które mogłyby przysporzyć dzieciom problemu w interpretacji i zmusić je do przerwania lektorowi pytaniem: „A co to właściwie jest ta defilada?”

Kolorowe strony sprawiają, że nawet najbardziej ruchliwe dziecko nie ma ochoty ryzykować ruszeniem się z miejsca, by czegoś nie przegapić. Tekst rozmieszczony jest w taki sprosób, że właściwie co minutę przewracamy kartkę i ukazują się nowe obrazki.

Tak jak napisałam powyżej, książka nadaje się dla dzieci w każdym wieku. Szczególnie polecam ją rodzicom, którzy chcą zainteresować dzieci egzotycznymi widokami i dziką zwierzyną. 🙂