poduszkowietz

"Niczego nie daje zapadanie się w marzenia i zapominanie o życiu." – Czyżby?…

„Cukiernia pod Amorem – Hryciowie” Małgorzata Gutowska – Adamczyk 31 października, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 5:07 pm
Tags: ,

 Recenzję ostatniego tomu „Cukierni pod Amorem” zacznę krótkim wstępem zawierającym garstkę ciekawostek o autorce. Wszystkie te wiadomości zaczerpnęłam z dodanego  do książki specjalnego wydania „Obserwatora Gutowskiego”. Oczywiście, nie muszę pisać, że jest on w całości poświęcony pani Małgorzacie. Otóż, ta niezwykle utalentowana pisarka (która o sobie woli mówić autorka) to kobieta o tysiącu twarzy. Jest matką, żoną, „psiarą” (jak to się brzydko mówi o ludziach uwielbiających pieski…), teatrologiem, nauczycielką, scenarzystką, ogrodniczką, doskonałą kucharką i cukierniczką, a co najważniejsze dla nas spragnionych dobrej liteatury, autorką fantastycznych książek. Gutowska – Adamczyk jest niezwykle pogodną osobą, pracowitą i obowiązkową. Ponoć sama piecze smakołyki na swoje wieczory autorskie. Artykułem, który szczególnie mnie zainteresowała był krótki wpis o Halinie Kolasińskiej, która okazała się prototypem Celiny Hryć. Kolasińska była matką chrzestną autorki „Cukierni”. Podobnie jak Celina, prowadziła własny sklepik z łakociami, uwielbiała egzotyczne podróże, była niezwykle przedsiębiorcza, a jej nazwisko liczyło się w mieście. Jeśli ktoś odwiedza blog Cukierni pod Amorem, na pewno zauważył pierścień, na palcu osoby otwierającej „Zajezierskich” na górnym zdjęciu. Jest to pierścionek podarowany swojej chrześnicy przez Halinę Kolasińską.

 

 Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Rok wydania: 2011

Ilość stron: 503

 

A co sama obdarowana serwuje nam w ostatniej części sagi o rodzie Zajezierskich? Druga wojna światowa pozbawia hrabiego posiadłości. Gina Weylen zostaje przechwycona i  uwięziona  przez wywiad niemiecki, w konsekwencji czego musi wystąpić przed samym Hitlerem. Adaś Toroszyn dzielnie walczy w Powstaniu Warszawskim, a Paweł Cieślak pracuje ponad siły, by utrzymać wielodzietną rodzinę. Niemcy organizują getta i masowo mordują ludzi. Kto ujdzie z życiem, a kto zginie w wojennej zawierusze? Jak dorosła już Celina Hryć wychowa liczne potomstwo, bez pomocy męża? Czy siła charakteru wystarczy, by nie dać się złamać szalejącemu w kraju ustrojowi komunistycznemu?

Patrząc na Celinę z roku 1995 wydaje się, że silna wola wystarczyła. Firma przeżywa rozkwit. Również Waldek Hryć, za sprawą pewnej tajemniczej kobiety, przeżywa swoją drugą młodość. Jednak czy firma ma szansę przetrwać, skoro dzieci właścicielki już planują jej pogrzeb i podział majątku? A gdzie tu miejsce na miłość? Z resztą czy to możliwe, żeby Celina w ostatnich dniach swojego życia jeszcze miała coś w tym temacie  do powiedzenia?

 

Ostatni tom sagi obfituje w pytania. Czytelnik łapczywie  przewraca kartki żeby jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego o bohaterach, z którymi dość mocno się już zżył podczas odkrywania poprzednich tomów. Jednak, niestety, jego apetyt nie zostaje do końca nasycony. Sama autorka na jednej z ostatanich stron pisze: „Nie wszystkie tajemnice dadzą się do końca rozwikłać.” Ja jednak pytam: dlaczego? Dlaczego autorka odmówiła nam odpowiedzi na pytania, którymi „dręczyła” nas od pierwszej strony „Zajezierskich”. Być może tutaj powinna się włączyć moja inwencja twórcza, a w głowie pojawić się tysiące możliwych zakończeń. Niestety, tak się nie stało, a w zamian za to pojawiła się nutka rozczarowania…

 

Oczywiście, po wylaniu żalu czas na pochwały. Jak zawsze, pani Małgorzata nie szczędzi szczegółów i szczególików, które dodają pikanterii. Postaci są wyraziste, charakterystyczne i jedyne w swoim rodzaju. Wcale nie zgadzam się z tymi, którzy mówią, że kobiety w książkach Gutowskiej – Adamczyk wypadają lepiej. Dla mnie zarówno prezentowana płeć żeńska jak i męska jest doskonale wykreowana i zaprezentowana. Właściwie możnaby rzec, że bohaterowie „Cukierni” tworzą barwną mozaikę i każdy może identyfikować się z wieloma z nich.

Na pochwałę zasługuje po raz kolejny kalendarium oraz indeks osób, zamieszczone na tyle książki. Czytając trzeci tom chwilami zupełnie traciłam rachubę, nie wiedząc już czy dany bohater jest matką, czy może babką lub teściową. Na szczęście indeks regularnie ratował mi skórę i wszystko zawsze udało się wyjaśnić.

 

Cała saga na długo zagości w mojej pamięci. Mam wrażenie, że mimo fikcji w niej zawartej, jest ona dużą dawką historii Polski, a także lekcją jak należy szanować i pielęgnować własne korzenie. Całą trzytomową, opasłą sagę polecam każdemu, kto lubi wielowątkowe powieści rozsiane po dziesięcioleciach historii Polski. Jednocześnie zapewniam, że wszystkie te skoki na osi czasu są zszyte grubą nicią pięknej polszczyzny, dbałości o język i słownictwem cudownie wpasowującym się w opisywaną epokę.

 

 

 

www.bialajakmleko.pl 27 października, 2011

Filed under: na marginesie — finkaa @ 6:17 pm

O moim zachwycie książką „Biała jak mleko, czerwona jak krew” pisałam już TUTAJ.

 

 

 

Dzisiaj chciałabym zachęcić Was do odwiedzenia specjalnej strony poświęconej książce , na której oprócz licznych konkursów, będziecie mogli między innymi sprawdzić w jakim kolorze jest Wasz nastrój, a także poznać autora książki.

Strona rusza 28 października, a ja już teraz zapraszam Was do częstych odwiedzin i wzięcia udziału w pierwszym konkursie.
 

                                                       Wyraź swój nastrój kolorem

O co chodzi?

Mamy dla Was konkurs pełen kolorów na przekór jesiennej szarości. Zainspirował nas do tego Leo – główny bohater bestsellerowej książki „Biała jak mleko, czerwona jak krew”, który opisuje swój świat za pomocą barw.

Jakie macie zadanie?

Zrób zdjęcie nawiązujące do hasła konkursowego: wyraź swój nastrój kolorem. Masz pełną swobodę w interpretacji hasła, najważniejsze jest, żebyś zdjęcie podpisałJ

Jak działa konkurs?

Ty umieszczasz zdjęcie (www.bialajakmleko.pl) , a inni na nie głosują. Możesz zachęcać swoich znajomych, żeby wsparli Twoje dziełoJ Masz czas do 31 grudnia (jeśli do tego czasu Twoja praca zawiśnie w galerii, masz szansę na wygraną)! Jeśli Twoje zdjęcie zdobędzie najwięcej głosów – wygrywasz!

Co możesz wygrać?

Kolorowego iPoda – Ty wybierasz kolor! I oczywiście książkę, od której wszystko się zaczęło czyli egzemplarz Białej jak mleko, czerwonej jak krew.

Będą też 3 wyróżnienia, a za nie kody zakupowe na 100 zł każdy do wydania w naszej księgarni internetowej.

 

Stosik no. 8 26 października, 2011

Filed under: stosiki — finkaa @ 9:02 am

Bardzo długo czekałam z tym stosikiem, ale zawsze kiedy już miałam publikować okazywało się, że leci do mnie kolejna przesyłka.
 

Tą ostatnią była niespodzianka wygrana u Sardegny. Przed chwilą  odwiedził mnie listonosz i przyniósł: 3 zakładki z akcji Cała Polska czyta dzieciom, batonika, kawę 3 w 1, herbatę miodowo-imbirową i grzańca. Wszystko widać na zdjęciu, na tle pani  Gutowskiej – Adamczyk, o której poniżej.
 

Sardegno, bardzo Ci dziękuję, tym bardziej, że przez blisko rok, od kiedy prowadzę bloga mogłam tylko obchodzić się smakiem, patrząc na pyszne przesyłki otrzymywane przez moje blogowe koleżanki. Teraz mam swoje smakołyki. 🙂
 

 

A teraz czas na stosik:

 

Zacznę od specjalnego wydania „Obserwatora Gutowskiego”, którego dostałam wraz z trzecim tomem „Cukierni pod Amorem”. Wydanie to jest w całości poświęcone Małgorzanie Gutowskiej-Adamczyk. Zawiera m. in. wywiad z autorką, przepisy pisarki,  wspomnienia o ciotce, która jest pierwowzorem Celiny Hryć oraz wiele, wiele innych ciekawostek. Myślę, że ta broszurka ma szansę doczekać się osobnej recenzji na moim blogu.

 

Od góry:

 

„Cukiernia pod Amorem – Hryciowie”  Małgorzata Gutowska – Adamczyk – książkę wygrałam na blogu cukierniapodamorem.pl Wystarczyło zrobić zdjęcie w Gutowie, a że taka miejscowość naprawdę leży w mojej okolicy to książkę mam. 🙂

 „Wyspa niesłychana” Eduardo Mendoza – książka do recenzji od wydawnictwa Znak.

„Zapach spalonych kwiatów” Melissa de la Cruz  – również książka od Znaku.

„Jillian Westfield wyszła za mąż” Allison Winn Scotch – książka odtrzymana od Mai w ramach naszej prywatnej wymiany. 🙂

„Pokonaj cienie przeszłości” Kazimiera Sokołowska – książka do recenzji od Studia Astropsychologii.

„Jak pokonałam depresję i nerwicę” Kazimiera Sokołowska – również książka do recenzji od Studia Astropsychologii. Pisałam już o niej tutaj.

„Kilka dni z życia Alice” Liane Moriarty – książkę otrzymałam od nakanapie.pl. Wielkie dzięki! 🙂

„Biała jak mleko, czerwona jak krew” Alessandro d’Avenia – książka do recenzji od wydawnictwa Znak. Pisałam już o niej tutaj.

 

Bardzo dziękuję za wszystkie książki. Niebawem recenzja „Cukierni”.

 

„The violets of March” Sarah Jio 13 października, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 7:16 pm
Tags: , ,

 Wydawnictwo: Plume

 Premiera: kwiecień 2011 (Ameryka)

 Ilość stron: 304

Sarah Jio to dziennikarka z ogromnym doświadczeniem. Tematyka jaką się zajmuje, pisząc do największych czasopism Ameryki, rozciąga się na wiele kobiecych tematów, od diety, poprzez wychowanie dzieci, na zakupach i psychologii skończywszy. Nic więc dziwnego, że tak zaangażowana w życie amerykańskich kobiet dziennikarka, świetnie wcieliła się również w rolę pisarki. Jej debiutancka powieść „The violets of March” jest sztandarowym przykładem dobrej literatury kobiecej.

Emily jest zdruzgotana. Jej ukochany mąż ją zdradził, rozwiódł się z nią i właśnie zabiera z ich wspólnego mieszkania ostatni karton. Co więcej, Emily od miesięcy, a może już nawet lat, nie potrafi odzyskać pisarskiej formy, która niegdyś zawiodła ją na szczyty prestiżowych bestsellerowych rankingów. Właśnie w takim momencie Emily otrzymuje list. Mimo, że adres nadawcy brzmi enigmatycznie, a sam list pochodzi z amerykańskiej wyspy położonej nieopodal Seattle, Emily doskonale zna nadawcę i bardzo się cieszy z zaproszenia na Bainbridge Island. Jej ciotka, stara, poczciwa Bee jest dla głównej bohaterki synonimem szczęścia i dziecięcej beztroski. Bez wahania Emily pakuje rzeczy i postanawia cały nadchodzący marzec spędzić na lądzie otoczonym wodą.

Jednak tym razem, po upływie lat, Emily nie odnajduje już na wyspie tego wszechogarniającego spokoju, który kołysał ją do snu jako dziecko. Zamiast tego, pisarka odkrywa w starym domu pamiętnik… Pamiętnik napisany w 1943 roku przez tajemniczą Esther. Kim była Esther? Dlaczego przez długi czas dochodzenia Emily nikt nie chce jej pomóc w odkryciu prawdy? I czym spowodowana jest niezwykła iskra, która zapłoneła w Emily z chwilą otwarcia fioletowego pamiętnika?

Książka stworzona przez Sarę Jio wciąga właściwie od pierwszej strony. Z ruchliwego i niesprawiedliwego Nowego Jorku, przenosi nas do niezwykle urokliwego miejsca, jakim jest Bainbridge Island. Piękne widoki na plażę i morze, skrzek ptaków, bogactwo tamtejszych ogrodów – to wszystko sprawia, że od książki po prostu nie można się oderwać. Zdarzenia zazębiają się w taki sposób, że z każdą stroną doświadczamy procesu dopełniania się jakiejś magicznej całości.

Książka obfituje w emocjonalne sceny. Wraz z Emily przeżywamy wzloty i upadki. Oddajemy się namiętnościom rodzącego się w niej uczucia, by za chwilę poczuć się jak spoliczkowane przez niewiernego mężczyznę. Razem z Emily doświadczamy straty ukochanych przyjaciół, odprowadzamy jednego z nich aż na cmentarz i odczuwamy realną stratę.

Język autorki jest dość przejrzysty. Krótkie zdania pozwalają się czytać z przyjemnością, a częste dialogi dodają książce dynamiki. Na pochwałę zasługuje również słownictwo. Nie jest ono skomplikowane, co dodaje książce prostoty i ułatwia odbiór.

„The violets of March” to książka zdecydowanie przeznaczona dla kobiet. Jest to romans w najczystrzej postaci, w którym burzliwa miłość z lat 40-stych okazuje się świetnym pretekstem do szukania własnego sensu życia oraz ubiegania się o własne szczęście. Jestem przekonana, że książka przemówi do serc polskich czytelniczek. Myślę, że twórczość Sary Jio można bez wahania porównać z chwytającymi za serce opowieściami takich autorów jak Nora Roberts czy Paul Richard Evans.

Nie mogę jednak przejść obojętnie obok małych niedociągnięć, których dopatrzyłam się w książce. Uważam, że pewne kwestie nie były dostatecznie dobrze opracowane i zaowocowało to poczuciem naiwności, które odczuwałam, gdy coś się nie zgadzało. Zastanawia mnie na przykład fakt dlaczego Bee, konsekwentnie odmawiająca jakiejkolwiek współpracy w kwestii dochodzenia Emily, bez żenady oznajmiła, że wie o lagunie Jacka. Było to ewidentne przyznanie się do randek z Elliotem, Jacka dziadkiem. Podejrzany jest również fakt, iż Bee wiedziała o rozwodzie Emily mimo, że ta nie chwaliła się rodzinie, a Bee mieszka na odludnej wyspie. Czyżby ponad osiemdziesięcioletnia samotnica śledziła krewną na Facebooku? Być może to zwykłe czepialstwo, nie mniej jednak ograbiło mnie ono z przeżywania kilku odkrywczych momentów, bo już dużo wcześniej sama znalazłam odpowiedź na niektóre z kluczowych zagadek.

Niemniej jednak, polecam książkę wszystkim polskich czytelniczkom, które łakną romantycznych uniesień z tajemnicą w tle. Polecam ją również paniom wyczulonym na piękno przyrody, szum morza i ćwierkanie ptaków. Gwarantuję, że tego w „The violets of March” na pewno nie zabraknie.

 

„Biała jak mleko, czerwona jak krew” Alessandro D’Avenia 9 października, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 11:08 am
Tags: ,

Wydawnictwo: Znak literanova

Premiera: październik 2011

Ilość stron: 310

Alessandro D’Avenia to odkrycie włoskiej literatury. Tak krzyczy każda wzmianka o nim znaleziona w internecie. Tak twierdzi również okładka książki „Biała jak mleko, czerwona jak krew”. Chyba i ja tak twierdzę, mimo, że literatury włoskiej praktycznie nie znam. Trudno jednak nie zgodzić się z tym twierdzeniem po przeczytaniu książki, która od pierwszej strony zawłada umysłem czytelnika, tak, że nawet robiąc przerwę w czytaniu nie można się od niej oderwać, aż do ostatniej strony.

 

Warto wspomnieć również, że D’Avenia jest nauczycielem. Nawet nie wiem czego uczy, ale jestem pewna, że kocha swoją pracę i swoich licealistów bardziej niż tysiące innych rzeczy. Co podsuwa mi tak odważne stwierdzenia? Po pierwsze dedykacja: „Moim licealistom, którzy każdego dnia uczą mnie jak zaczynać życie na nowo”, a po drugie bohaterowie, którzy pomimo młodego wieku są uosobieniem wszelkich najbardziej pożądanych cnót.

 

„Biała jak mleko, czerwona jak krew” to powieść wyjątkowa. Opowiada historię Lea – z pozoru zwykłego nastolatka, słuchającego Green Day’a, grającego w nogę, uwielbiającego chattować i nienawidzącego szkoły, a nauczycieli mającego za nic. Szybko jednak przekonujemy się, że taka ocena głównego bohatera z prawdziwie lwią grzywą, to tylko pozory, skorupa, w której chowa się każdy przeciętny nastolatek. Co jest pod nią? Wrażliwość, miłość, przyjaźń, poświęcenie i odwaga. Tak w skrócie można podsumować charakter Lea. Co skłoniło go do opuszczenia swojej skorupy? Dwie kobiety, a właściwie dwie dziewczyny, które okazują się miłością jego życia. Jedna to czerwień – Beatrice. W tym wypadku pożądanie miesza się z chęcią dzielenia ze sobą wspólnego życia. Druga to błękit – błękit od zawsze kojarzył się Leo z kolorem przyjaźni, a jego przyjaźń nosi imię Silvia. Silvia regularnie ratuje życie Lea, odrabiając za niego zadania domowe, nastawiając za niego karku i będąc komórką łączącą, w okresie kiedy Leo nie ma jeszcze odwagi otwarcie wyznać  miłości Beatrice. Sytuacja znacznie się komplikuje,  a Leo musi postawić na jedną kartę, gdy dowiaduje się, że czerwona jak ogień Beatrice toczy bój z białą mgłą, która przetacza się przez jej żyły. Beatrice jest chora na białaczkę.

 

Od tego momentu akcja książki staje się właściwie nie do zniesienia. Czytelnik, podobnie jak Leo, jest w stanie zrobić wszystko żeby uratować bezbronną i nieuleczalnie chorą Beatrice. Wraz z Leo miotamy się po szpitalnych korytarzach, „olewamy” kolejne mecze i „zarywamy” noce. Nie reagujemy już na rozkazy „wapniaków” i nie przejmujemy się nudnym ględzeniem nieuleczalnego „naiwniaka”, którym jest nasz nauczyciel historii i filozofii. A gdzie w tym wszystkim miejsce dla Silvii? Gdzie czas na jej uczucia? Czy Beatrice może być uleczona krwią, którą Leo ofiarował w desperacji na ołtarzu jej życia?

 

Książka jest magiczną mieszanką dwóch składników teoretycznie nie do połączenia – młodzieńczego szczeniactwa, slangu i nowoczesności z  niesamowitą dawką niewinnej, bezinteresownej miłości. Czytając powieść młodego Włocha miałam wrażenie, że to się nie może udać, a jednak książka rzuciła mnie na kolana i pozostawiła oniemiałą na długo po jej zamknięciu. Ogromny ładunek prawdy, przyjaźni i poświęcenia jaki ma w sobie „Biała jak mleko” sprawił, że moje oczy szeroko otwarły się na ludzkie dobro i chęć niesienia pomocy. Powieść zawiera w sobie wiele smutku i cierpienia. Myślę, że nikt nie jest w stanie przejść obok niej bez uronienia choćby jednej łzy. Jednak język Lea, jego młodzieńczy zapał i wybuchy dzikiej radości rekompensują ten wylewający się z okładki smutek i pozwalają nawet na nieśmiały uśmiech.  Prawdy życiowe zawarte w książce przywodzą mi na myśl „Małego księcia”, a także powieści Erica Emmanuela Shmitta. Myślę, że dobrą radą dla przyszłych czytelników będzie wzięcie ołówka do ręki i podkreślanie, przepisywanie oraz chwila refleksji nad każdą stroną.

 

Oprócz treści niesamowita jest także okładka książki. Zwykle ten temat przemilczam, bo przecież wszystko widać na zdjęciu, ale tym razem postępując tak, byłabym zwyczajnie niesprawiedliwa. Okładka „Białej jak mleko, czerwonej jak krew” jest również wyjątkowa. Jest miękka, niewiarygodnie delikatna, jakby pokryta niewidzialnymi włóknami. Gładząc ją myślałam o płatkach róży, sierści kochanego psa, lub ulubionym kocu. Pewnej nocy odkryłam również pod mojej lampką nocną, że okładka mieni się w świetne tysiącem brokatowych punkcików.

 

Czy muszę coś jeszcze dodawać? W mojej głowie krąży ciągle sporo niepoukładanych myśli, które wykrystalizują się z czasem. Mam nadzieję, że to co powyżej, wystarczy, aby przekonać Was, że „Biała jak mleko, czerwona jak krew” to naprawdę kawał dobrej literatury, z którym powinien zapoznać się każdy szukający wzruszających książek, ze sporą dawką życiowych prawd.

 

Książkę otrzymałam do recenzji od Wydawnictwa Znak. Dziękuję!

 

„Jak pokonałam depresję i nerwicę” Kazimiera Sokołowska 4 października, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 9:30 am
Tags: , ,

 Wydawnictwo: Studio Astropsychologii

Rok wydania: 2009

Ilość stron: 105

Kazimiera Sokołowska to kobieta, której przeszłość zaważyła na znacznej części jej dorosłego życia. Wychowywana w duchu beznadziejności oraz negatywnego nastawienia do otoczenia, w dorosłym życiu traci kontakt ze społeczeństwem, które ją przerasta, odtrąca, pozbawia ochoty do życia. Książka „Jak pokonałam depresję i nerwicę” to opis powolnego wychodzenia pani Kazimiery z cienia. Autorka krok po kroku wyjaśnia jak na powrót zdobyła chęć do życia, współdziałania z innymi i kochania siebie.

 

Króciutka książka jest jednocześnie opowieścią, jak i poradnikiem. Napisana w pierwszej osobie liczby pojedynczej, spełnia rolę przypowieści o zagubionej kobiecie, pragnącej powrócić do świata żywych. Jednak sam tytuł, jak i mnóstwo zawartych w książce porad i przemyśleń pozwala traktować książkę również jako przewodnik po ciężkiej drodze powrotnej do normalności.

 

Pani Kazimiera otwiera się przed nami, ukazując swoje życie prywatne jak na dłoni. Opisuje swoją rodzinę, tą teraźniejszą i tą, która obróciła szczęście autorki w niwecz. Ukazuje okoliczności zwolnienia z pracy. Głównie jednak autorka skupia się na swoim życiu wewnętrznym – na tym, co czuła kiedy jej życie waliło się jak domek z kart, oraz na procesie wewnętrzej odnowy, jej własnej drogi z piekła.

 

Książka porusza temat nerwicy i depresji, oraz szuka odpowiedzi na pytanie jak skutecznie się z nich leczyć. Uważam, że jest niezwykle pomocna, szczególnie dla tych, którzy mają dość poradników serwujących gotowe rady, bez pokrycia. Niesamowicie motywujący jest fakt, iż autorka wszystko to przeżyła na własnej skórze i zamiast pisać „zrób to”, „nie rób tego”, pisze „ja zrobiłam to tak, i przyniosło to taki efekt”. Myślę, że ta niewielkich rozmiarów książka może przynieść efekty daleko lepsze niż poradniki sławnych terapeutów, którzy nigdy nie zostali dotknięci badaną przez siebie chorobą. Jak na talerzu, wyłożone mamy konkretne sytuacje, które dla ludzi chorych okazują się  codziennością.  Z pewnością każdy dotknięty tą dość wstydliwą przypadłością, nie raz westchnie nad książką pani Kazimiery i szepnie: „skąd ja to znam”, by za chwilę otrzymać gotowy zestaw porad jak z tym walczyć.

 

„Jak pokonałam depresję i nerwicę” to najlepszy poradnik dotykający tematu nerwicy i depresji jaki do tej pory udało mi się przeczytać. Dzięki bezpośredniemu przekładowi na konkretną osobę, przykłady stają się wyraziste i wiarygodne. Uwierzyłam w każde słowo autorki, zapisałam wiele porad i sugestii, które pomogą mi w dalszym życiu. A co najważniejsze, mam pewność, że są skuteczne, gdyż pozwoliły pani Kazimierze na wyjście z dołka i rozpoczęcie nowego życia.

 

Myślę, że książka jest dość uniwersalna. Może sięgnąć po nią każdy, bo w dzisiejszym, zagonionym świecie nikt nie unika życia na zwiększonych obrotach. Zagłębienie się w tych stu stronach to kwestia parudziesięciu minut, które mogą zaowocować zmianami na długie lata. Dlatego gorąco polecam zatrzymanie się na chwilę i podjęcie tej fascynującej lektury, która może odmienić nasze życie.

 

Książkę otrzymałam do recenzji od Studia Astropsychologii. Bardzo dziękuję!