poduszkowietz

"Niczego nie daje zapadanie się w marzenia i zapominanie o życiu." – Czyżby?…

„Alchemik” Paulo Coelho 21 czerwca, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 9:49 am
Tags:

Wydawnictwo: Drzewo Babel

Rok wydania: 1995

Ilość stron: 216

Paulo Coelho to dla mnie pisarz bardzo zagadkowy, poruszający fundamentalne sprawy w tak enigmatyczny sposób, że niekiedy po prostu trudno o jakąkolwiek interpretację. Przebrnęłam przez nudnawego „Pielgrzyma„, który opowiadał historię wędrowca praktykującego dziwną magię. Przebrnęłam również przez „Alchemika”, który pomimo bardziej wartkiej akcji, jest jeszcze trudniejszy do zinterpretaowania.

Powieść snuje historię hiszpańskiego chłopca, który miał być księdzem, ale zdecydował się na bycie pasterzem. Miał marzenie, aby poznać świat wędrując ze swym stadem wiernych owiec. Pewnego dnia chłopcu przyśniły się egipskie piramidy. Drugiego dnia sen się powtórzył. Zaintrygowany pasterz poprosił starą Cygankę o wyjaśnieni mu ów snu. Wróżka doradziła, by pasterz zostawił owce i podążął do Egiptu, gdzie czeka na niego skarb. Często w życiu bywa, że stawiamy wszystko na jedną kartę targani impulsem. Tak rówineż zaczęła się życiowa przygoda pasterza. Po drodze do skarbu na drodze chłopca stawali rozmaici ludzie. Był starzec, który podawał się za Króla Salem, był dobrotliwy sprzedawca kryształów, oraz zagadkowy alchemik, który nauczył chłopca prawdziwej magii i zaszedł z nim aż pod same piramidy.  Każdy z napotkanych ludzi niósł wielkie prawdy i życiowe mądrości, które pasterz z łatwością był w stanie zrozumieć i podążać według ich założeń.

Niestety, ze mną było inaczej. Książka naszpikowana jest pisanymi z dużej litery hasłami o szczególnym znaczeniu, jak choćby „Zasada Przychylności”, „Własna Legenda”, czy „Język Wszechświata”. Większości z nich nie udało mi się zrozumieć, więc wraz z szelestem kartek pod moimi palcami, fabuła stawała się coraz bardziej zawiła i niezrozumiała. Dziwnym trafem, wszystko co przydarzało się chłopcu  miało zbawienne skutki, nieważne czy został on pobity do nieprzytomności, czy rozstawał się z ukochaną na całe wieki, czy musiał w przeciągu kilku godzin przemienić się w wiatr. Abstrakcja „Alchemika” sprawiała, że mimo usilnych starań, nie potrafiłam się w tą książkę wczuć. Po prostu nie rozumiałam ciągłych przenośni, prawd i mądrości.

Wydaje mi się, że motto powieści miała stanowić myśl, że możemy dojść do każdego celu jaki sobie wytyczymy pod warunkiem, że wystarczająco mocno wierzymy we własne zwycięstwo. Niestety, przerost formy nad treścią sprawił, że nie uwierzyłam w zbawienną moc mojej silnej woli.

Na plus, natomiast, zasługuje ciągła zmiana scenerii. Wraz z pastrzerzem przenosimy się z Hiszpanii do Afryki. Wędrujemy przez pustynię, trafiamy na piękną oazę, a za chwilę oślepia nas pustynny piach. Coelho zabiera nas w podróż wielbłądami, pozwala podziwiać mężczyzn w tubanach i kobiety w czadorach. Piękne widoki na wyciągnięcie ręki sprawiły, że dobrnęłam do końca „Alchemika”.

Mimo niezbyt przychylnej recenzji, nie odradzam tej lektury. Być może to, że nie zrozumiałam zamierzeń autora i nie odkryłam prawdy, którą rzekomo niesie ta książka to tylko mój problem, a Wy będziecie „Alchemikiem” zachwyceni…

 

„Pielgrzym” Paulo Coelho 21 lutego, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 11:12 am
Tags:

Wydawnictwo: Nowy Świat

Rok wydania: 2006

Ilość stron: 304

Myślę, że nazwisko tego autora każdemu obiło się już o uszy.  Brazylijski pisarz urodzony w Rio de Janeiro w 1947 roku już od ponad 20 lat mąci wody światowej literatury.  O „Pielgrzymie” usłyszałam kilka lat temu, jako o czymś nowatorskim, odważnym i przepięknym. Arcydzieło – można było wtedy wywnioskować. Pewnie z powodu braku finansów, oraz krótkiej pamięci szybko zapomniałam o tej pozyji. Dopiero kiedy kilka dni temu znalazłam ją na małym stoliku w pokoju moje siostrzeńca poczułam, że tym razem spotkanie z „Pielgrzymem” jest już nieuniknione.

Wspomniana powieść to oparty na własnych doświadczeniach  spis wspomnień oraz przeżyć, których autor doświadczył na drodze do Santiago de Compostela, miejsca gdzie spoczywa św. Jakub. Po co Coelho wybrał się w tą ponad 700-kilomentrową pielgrzymkę? Jak sam autor twierdzi: „Wielu przedstawicieli mojego pokolenia – a wśród nich ja – uległo fascynacji sektami, tajemnymi stowarzyszeniami i  uwierzyło, iż zrozumienie tego, co  trudne i złożone, prowadzi ku zgłębieniu tajemnicy  życia”. Stowarzyszenie, które autor ma na myśli to niejaki Zakon RAM – ezogetyczne ugrupowanie stawiające na uduchowienie swoich wiernych. „Pielgrzym” rozpoczyna się sceną, w której autor ma zostać wyświęcony na Mistrza ów zakonu. Ceremonia nie kończy się jednak sukcesem, gdyż w kulminacyjnym punkcie autor zamiast przyznać, iż jest niegodny przyjęcia miecza-symbolu, wyciąga po niego ręce. Mistrz, zawiedziony pychą Coelho, nakazuje mu pielgrzymkę, której zwieńczeniem będzie odnalezienie miecza.  Wędrówka przez Pireneje ma nauczyć autora nie tylko pokory i umiaru, ale także czynienia cudów oraz wielu magicznych praktyk. Na początku swojej drogi pielgrzym spotyka przewodnika imieniem Petrus, który ma być jego duchowym patronem oraz wsparciem. Tak zaczyna się ta, wydająca się nie mieć końca, pielgrzymka.

Na drodze do Composteli, Coelho doświadcza – wydawać by się mogło – niesamowitych przygód. Rozmawia z aniołami i demonami, komunikuje się nawet z psem, który jest wcieleniem demona. Wielokrotnie powołuje się na imię Jezusa i Biblię. Petrus naucza pielgrzyma „ćwiczeń”, które złączone ze skwarem, duchotą i zmęczeniem wywołują halucynacje i omamy, niekiedy prowadząc do wymiotów i wycieńczenia organizmu. Ślubując swojemu przewodnikowi totalne oddanie, pielgrzym nie miał pojęcia, że będzie musiał wylizywać własne rany, wyobrażać sobie bycie pochowanym żywcem, czy unoszenie własnymi rękami krzyża, który otworzył ledwo zasklepione rany na ciele autora.

Wszyskie te sceny upodlenia, skrajnego wyczerpania, a także nieprzyjemne usposobnienie przewodnika i ślepa wiara pielgrzyma sprawiają, że książkę czyta się z niejakim smutkiem czy może przygnębieniem. Zawiłe opisy zmian poglądów autora oraz rzekome prawdy i zasady moralne sprawiają, że przez książkę brnie się niezwykle żmudnie i powoli. Aby zrozumieć o co tak naprawdę chodzi autorowi, czasami musiałam wracać po poprzedniej strony nawet kilka razy.

Co zasługuje na pochwałę to fakt, że autor rzeczywiście zdaje się przenosić czytelnika do skwarnej Hiszpanii. Opisy krajobrazów, chatek czy przydrożnych krzyży są tak skonskruowane, że zdawało mi się, iż sama kroczę tą drogą męki, zniewag i heroicznych czynów. Niestety, chciałam jak najszybciej ją opuścić i wrócić do mojego przytulnego pokoju.

Komu mogę polecić tą pozycję? Na pewno ludziom o niezachwianej wierze, którym ta książka nie wyrządzi krzywdy i nie sprawi, że będą chcieli zgłębić tajemnice klasztoru RAM.

Zachęcam do przeczytania artykułu, w którym znajdziecie kilka interesujących wynurzeń na temat „Pielgrzyma”