Rok wydania: 1995
Ilość stron: 216
Paulo Coelho to dla mnie pisarz bardzo zagadkowy, poruszający fundamentalne sprawy w tak enigmatyczny sposób, że niekiedy po prostu trudno o jakąkolwiek interpretację. Przebrnęłam przez nudnawego „Pielgrzyma„, który opowiadał historię wędrowca praktykującego dziwną magię. Przebrnęłam również przez „Alchemika”, który pomimo bardziej wartkiej akcji, jest jeszcze trudniejszy do zinterpretaowania.
Powieść snuje historię hiszpańskiego chłopca, który miał być księdzem, ale zdecydował się na bycie pasterzem. Miał marzenie, aby poznać świat wędrując ze swym stadem wiernych owiec. Pewnego dnia chłopcu przyśniły się egipskie piramidy. Drugiego dnia sen się powtórzył. Zaintrygowany pasterz poprosił starą Cygankę o wyjaśnieni mu ów snu. Wróżka doradziła, by pasterz zostawił owce i podążął do Egiptu, gdzie czeka na niego skarb. Często w życiu bywa, że stawiamy wszystko na jedną kartę targani impulsem. Tak rówineż zaczęła się życiowa przygoda pasterza. Po drodze do skarbu na drodze chłopca stawali rozmaici ludzie. Był starzec, który podawał się za Króla Salem, był dobrotliwy sprzedawca kryształów, oraz zagadkowy alchemik, który nauczył chłopca prawdziwej magii i zaszedł z nim aż pod same piramidy. Każdy z napotkanych ludzi niósł wielkie prawdy i życiowe mądrości, które pasterz z łatwością był w stanie zrozumieć i podążać według ich założeń.
Niestety, ze mną było inaczej. Książka naszpikowana jest pisanymi z dużej litery hasłami o szczególnym znaczeniu, jak choćby „Zasada Przychylności”, „Własna Legenda”, czy „Język Wszechświata”. Większości z nich nie udało mi się zrozumieć, więc wraz z szelestem kartek pod moimi palcami, fabuła stawała się coraz bardziej zawiła i niezrozumiała. Dziwnym trafem, wszystko co przydarzało się chłopcu miało zbawienne skutki, nieważne czy został on pobity do nieprzytomności, czy rozstawał się z ukochaną na całe wieki, czy musiał w przeciągu kilku godzin przemienić się w wiatr. Abstrakcja „Alchemika” sprawiała, że mimo usilnych starań, nie potrafiłam się w tą książkę wczuć. Po prostu nie rozumiałam ciągłych przenośni, prawd i mądrości.
Wydaje mi się, że motto powieści miała stanowić myśl, że możemy dojść do każdego celu jaki sobie wytyczymy pod warunkiem, że wystarczająco mocno wierzymy we własne zwycięstwo. Niestety, przerost formy nad treścią sprawił, że nie uwierzyłam w zbawienną moc mojej silnej woli.
Na plus, natomiast, zasługuje ciągła zmiana scenerii. Wraz z pastrzerzem przenosimy się z Hiszpanii do Afryki. Wędrujemy przez pustynię, trafiamy na piękną oazę, a za chwilę oślepia nas pustynny piach. Coelho zabiera nas w podróż wielbłądami, pozwala podziwiać mężczyzn w tubanach i kobiety w czadorach. Piękne widoki na wyciągnięcie ręki sprawiły, że dobrnęłam do końca „Alchemika”.
Mimo niezbyt przychylnej recenzji, nie odradzam tej lektury. Być może to, że nie zrozumiałam zamierzeń autora i nie odkryłam prawdy, którą rzekomo niesie ta książka to tylko mój problem, a Wy będziecie „Alchemikiem” zachwyceni…
Najnowsze komentarze