poduszkowietz

"Niczego nie daje zapadanie się w marzenia i zapominanie o życiu." – Czyżby?…

Wywiad z Saszą Hady 31 lipca, 2012

Filed under: wywiady — finkaa @ 9:31 pm

O Saszy Hady usłyszałam przy okazji kolejnego konkursu ZwB. Po chwili przeszukiwania sieci, napotkałam na jej debiut literacki zatytułowany „Morderstwo na mokradłach”, oraz niezliczone pozytywne recenzje tejże książki. Na temat samej Saszy i jej debiutanckiego kryminału możecie przeczytać TU, a ja zapraszam do zapoznania się z wywiadem, który przeprowadziłam w ramach wspomnianego konkursu.
 

Poduszkowietz: Witaj Saszo! Bardzo dziękuję za możliwość przeprowadzenia wywiadu. Od dawna interesuje mnie jak działa pisarz, skąd czerpie wenę. Znam jedną pisarkę. Cały jej dom to jakby małe ołtarze, które pozwalają jej na skupienie. Czy masz w mieszkaniu takie swoje miejsca? A może piszesz na łonie natury?
 
Sasza: Witaj Poduszkowtzu 🙂 Zwykle piszę w najbardziej zwyczajnym miejscu: przy biurku w swoim pokoju. Raz zdarzyło mi się pisać na lotnisku, raz w ogrodzie… Ostatnio czułam, że potrzebuję zmiany przestrzeni, i przeniosłam się do mieszkania mojej ciotki, które stoi puste – a raczej pełne zabytkowych mebli. Rzeczywiście pisało mi się tam bardzo dobrze i będę dalej eksperymentować, chociaż dla mnie o wiele ważniejsze jest, by znaleźć czas na pisanie, a nie odpowiednie miejsce.
 
P: Sasza Hady to pseudonim. Dlaczego nie piszesz pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem?
 
S: No cóż, możliwość wyboru pseudonimu to jeden z przywilejów pisarzy i ja postanowiłam z tego skorzystać. To bardzo fajne uczucie mieć pseudonim – najchętniej miałabym kilka, każdy do innego gatunku literackiego;-) Tak naprawdę właśnie o to chodzi – o oddzielenie pewnych funkcji. Moim własnym nazwiskiem (czy może „właśniejszym”, bo Hady to też moje nazwisko;-)) podpisuję redakcje, recenzje i przekłady z angielskiego.
Kiedyś przyjmowanie pseudonimów było bardziej popularne; miał ich całkiem sporo Kraszewski (m.in. Kleofas Fakund Pasternak ^^ ), zaś znacznie mi bliższy Maciej Słomczyński wszystkim kryminałożercom jest znany jako Joe Alex. Myślę, że warto do tej tradycji nawiązywać – zarówno ze względów praktycznych, jak i czysto sentymentalnych.
 
P: Jako anglistka muszę zapytać co fascynuje Cię w Anglii? Akcja Twojej powieści toczy się właśnie tam, więc liczę, że masz mnóstwo powodów.
 
S: Rzeczywiście jest sporo powodów. Przede wszystkim chodziło mi o nawiązanie do klasyki gatunku czyli angielskiej powieści detektywistycznej, ale też po prostu bardzo lubię wracać do Anglii – choćby na kartach mojej książki. Być może gdybym mieszkała tam dłużej, jak tylu naszych rodaków, zmieniłabym zdanie;-))
Nie będę się też wypierać radosnego ulegania wpływom angielskiej literatury. Jedną z moich ulubionych książek jest „Tristram Shandy” Sterne’a; niezmiennie śmieszą mnie „Trzej panowie w łódce (nie licząc psa)”; ciągle czytam żelazną klasykę: Dickensa, Jamesa, Austen – i jakoś nie chce mi się znudzić;-) Pewnie to między innymi dlatego – jeśli kryminał, to koniecznie angielski!
 
P: Zostańmy jeszcze chwilę w Europie. Na stronie ZwB czytam o Tobie, że „serce jakiś czas temu zostawiłaś w Tbilisi”. Gruzja to dość oryginalny i ciągle chyba egzotyczny kraj dla Polaków. Jak zdołał wyrwać Ci serce?
 

 
S: Pierwszy raz odwiedziłam Gruzję z grupą przyjaciół tuż przed wojną w 2008. Decyzję, że chcemy jechać na wakacje właśnie tam, podjęliśmy dość spontanicznie, przede wszystkim pod wpływem gruzińskiego wina. Uznaliśmy zgodnie, że to musi być wspaniały kraj;-) Rzeczywiście jest wspaniały i przeżyliśmy podczas tego wyjazdu niesamowite przygody – „troszkę” zgubiliśmy się w górach, poparzyły nas trujące rośliny, walczyliśmy z wielkimi pająkami i diabelskimi rododendronami… Słowem – było super. W jakiś czas potem miałam okazję poznać Gruzję nie jako turystka, ale „swoja” i teraz uważam ten kraj za drugi dom.
 
P: Piszesz książki, pracujesz w wydawnictwie, a co z innymi gałęziami kultury? Masz czas na kino lub teatr? Jakiej muzyki słuchasz?
 
S: Bardzo się staram mieć czas 🙂 Na szczęście mogę liczyć na moich przyjaciół, którzy wyciągają mnie do kina i do teatru albo po prostu sadzają przed ekranem kina domowego z minami, jakby karmili nieposłusznego kota, który wreszcie łaskaw był przyjść do domu. Obecna moda na seriale trochę mnie ominęła, bo to pożera strasznie dużo czasu – o północy myślę raczej: „napiszę już tylko jedną stronę i idę spać”, a nie: „to może jeszcze jeden odcinek?”.
Kiedy ktoś pyta, jaką muzykę lubię, odpowiadam: alternatywną, co oczywiście nic nikomu nie mówi;-) Pozostaje tylko wymienić: Belle & Sebastian, Mumford and Sons, CocoRosie, Antony and the Johnsons, Kimya Dawson, Fiona Apple, Rufus Wainwright, Gorillaz (o rany, angielsko-amerykańsko tu! Wydało się…;-))
 
P: Mamy wakacje – czas odpoczynku i rozwijania ulubionych hobby. Jaka jest Twoja recepta na udany urlop? Dokąd wyjeżdzasz? Jakie pasje rozwijasz?
 
S: Od pewnego czasu moja urlopowa dewiza brzmi: każdy dzień wolnego spędzony poza Gruzją to dzień stracony! Mój portfel znosi to raz lepiej, raz gorzej, ale twardo udaję, że nie wiem, o co mu chodzi.
Wakacje zawsze spędzam aktywnie – nawet jeśli nie czołgam się po kaukaskich skałach (niestety mam lęk wysokości;-)) to przynajmniej bardzo się staram ciągle przemieszczać, tłuc po jakichś zapadłych drogach, spać na lotniskach albo w bagażniku samochodu, moknąć w namiocie, jeść niedopieczone ziemniaki z ogniska, gubić się w obcych miastach… Po takich wakacjach wypełnia mnie słodkie poczucie dobrze spełnionego obowiązku i mogę ze spokojem wrócić do pracy.
 
P: Na zakończenie coś z zupełnie innej beczki. Jesteś młoda, tuż po debiucie, zapewne z planami na kolejne książki. Ja chciałabym wybiec nieco dalej w przyszłość i zapytać o to, jak widzisz swoją emeryturę. Mały domek na wsi, czy może wciąż tętniący energią Kraków i życie pełne emocji?
 
S: Tu akurat sprawa jest jasna. Zamieszkam w Kanadzie, zacznę palić fajkę i pić na co dzień Jacka Danielsa (bo wreszcie będzie mnie stać). Będę miała mały drewniany domek i duużo czasu na pisanie. I lisa. Zawsze chciałam mieć oswojonego lisa i zastanawiałam się, czy to możliwe – no bo skoro są lisie fermy, to może jednego dałby się tak ocalić i wychować? Przecież lisy są z psowatych? To rozsądne, prawda?;-) No więc wszystko już jest ustalone. Teraz muszę tylko dotrwać.
 
P: Bardzo dziękuję, że dzięki Tobie i ja miałam szansę na mały debiut. Nigdy wcześniej nie przeprowadzałam wywiadu. Dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi i życzę pomyślności w literackiej karierze.
 
S: Dziękuję za miłą rozmowę.