poduszkowietz

"Niczego nie daje zapadanie się w marzenia i zapominanie o życiu." – Czyżby?…

„Learning to swim: a novel” Sara J. Henry 18 lipca, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 11:12 am
Tags: , ,

Wydawnictwo: Crown

Data i miejsce  wydania: luty 2011, U.S.A.

Ilość stron: 304

RECENZJA BIERZE UDZIAŁ W KONKURSIE ZORGANIZOWANYM PRZEZ SERWIS ZBRODNIA W BIBLIOTECE 

Troy Chance, główna bohaterka powieści „Learning to swim” nigdy nie przypuszczała, że w mgnieniu oka jej stabilne, ale w gruncie rzeczy nudne życie, wywróci się do góry nogami. Kiedy Troy zauważa dziecko spadające z przepływającego obok statku, nie waha się, by podejść do burty i zanurkować  na pomoc. Dziecko ma na sobie o wiele za dużą bluzę misternie zasupłaną na ramionach – dowód na to, że chciano je utopić. Troy udaje się uratować chłopca i dokładnie w momencie kiedy trzyma go po raz pierwszy w ramionach z nie wiele myślącej o przyszłości dziennikarki i sportsmenki staje się lwicą walczącą o lepsze życie dla małej znajdy.

„Learning to swim” jest debiutancką powieścią amerykańskiej dziennikarki i pisarki Sary J. Henry. Mimo, że na wstępie książki widnieje zapis, iż fabuła nie ma nic wspólnego z realnymi postaciami i wydarzeniami, nie sposób nie zauważyć, że główna bohaterka Troy Chance odziedziczyła po swojej pomysłodawczyni kilka cech.  Troy mieszka z wielkim psem i kilkoma współlokatorami, czynnymi sportowcami. Podobnie jak autorka, Troy pisze sportowe artykuły do kilku miejscowych gazet, uwielbia rowery oraz komputery i zarówno o tych pierwszych jak i drugich wie prawie wszystko. Troy nie lubi zażyłych znajomości i trzyma dystans od wszystkiego co dla innych jest wyznacznikiem prawdziwej kobiecości. Nie maluje się, nie radzi sobie na zakupach i nie nosi sukienek

Wyłowiony chłopiec spada na nią jak grom z jasnego nieba. Mówiące po francusku zawiniątko z chwili na chwilę otwiera Troy oczy na to, że istnieje inne życie poza tym, które zawinęła wraz z sobą w szczelny kokon. Troy nie decyduje się na oddanie sprawy policji i na własną rękę zaczyna szukać złoczyńców, którzy chcieli pozbyć się chłopca. Własnym uporem Troy trafia najpierw do ojca dziecka, za które gotowa jest oddać życie, a potem po nitce do kłębka zagłębia się w kolejne ponure tajemnice przeszłości jego rodziny, przy okazji stając się niejako jej częścią.

Sara J. Henry to mistrzyni zwodzenia czytelnika.  Powoli ukazuje różne oblicza powieści tak, by każdy znalazł w niej coś dla siebie.  Bez trudu manipuluje Troy w sposób, aby ukazać ją jako nieustraszoną, wyzwoloną kobietę, a za chwilą wplątać w pełen namiętności romans, by na końcu udowodnić, że Troy jest niezwykle wrażliwą osobą, umiejącą poświęcić wszystko dla dobra innych. 

Czytając powieść doszłam do wniosku, że autorka dużo czasu poświęciła na uważne konstruowanie charakterów poszczególnych bohaterów. Każdy z nich jest wyraźny, konsekwentny, z nutką tajemnicy, jednak nigdy nudny. Troy jest sympatyczna, zarazem słaba i niezwykle silna, co sprawia, że już po kilku stronach staje się ona sprzymierzeńcem czytelnika, a my stajemy się niejako jej powiernikami. Śmiało mogę stwierdzić, że „zaprzyjaźniłam się” z główną bohaterką i już nie mogę się doczekać kontynuacji opowieści o Troy, która ma ukazać się  na wiosnę.

Książka wciągnęła mnie od pierwszych stron. Fabuła jest niezwykle intrygująca, a autorka nie ujawnia prawdy, aż do ostatnich kilkunastu kartek, ciągle myląc czytelnika poprzez prowadzące donikąd poszlaki. Akcja jest bardzo dynamiczna – przy książce nie sposób się nudzić. Rozdziały są krótkie, co pozwala na nieustanne przenoszenie się z miejsca na miejsce, z Ottawy, poprzez Montreal, aż do Vermont.

Również język autorki zasługuje na pochwałę.  Zdania są krótkie, wypowiedzi bohaterów oszczędne, a ich język z reguły bardzo nieformalny, co świetnie oddaje klimat panujący w mieszkaniu Troy, oraz charakter samej bohaterki. W książce nie ma miejsca na przydługie opisy przyrody czy poszczególnych miejsc, a mimo to dosłownie czułam lodowatość wody czy przeszywający mnie wiatr hulający po pokładzie statku.

Z pewnością „Learning to swim” trafiłaby do serc polskich czytelników.  Pobudzenie instynktu macierzyńskiego, wartki wątek kryminalny i szczypta budzącego się nieśmiało romansu to składniki, które gwarantują książce sukces. Henry stworzyła dzieło, które misternie usnutą intrygą dorównuje kryminałom napisanym przez takich mistrzów gatunku jak Coben czy Kava, a przeplatające się  sceny ukazujące ciepło ogniska domowego oraz te przedstawiające ludzką bezduszność, krew i balansowanie między życiem, a śmiercią sprawiają, że powieść trafia do odbiorców obu płci. 

 

 

„Pisarz, który nienawidził kobiet” John Leake 1 lipca, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 11:28 am
Tags: , ,

Wydawnictwo: ZNAK litera nova

Rok wydania: 2011

Ilość stron: 391

RECENZJA BIERZE UDZIAŁ W KONKURSIE ZORGANIZOWANYM PRZEZ SERWIS ZBRODNIA W BIBLIOTECE 

Być może zarzucicie mi, że psuję zabawę na samym początku, ale ja po prostu od razu muszę stwierdzić, że to co napisał w swojej debiutanckiej powieści John Leake rzuciło mnie na kolana i trafiło prosto do czołówki książek mojego życia. Amerykański autor postawił przed sobą ambitne zadanie odtworzenia podwójnego życia austrackiego pisarza-mordercy i muszę przyznać, że zrobił to perfekcyjnie.

Jack Unterweger urodził się w 1950 roku w Austrii. Od dziecka cierpiał na brak matki i niechęć w stosunku do dziadka – alkoholika, który go wychowywał. Po wydostaniu się z ponurej chaty dziadka, Jack stał się alfonsem i dj’em. Przy okazji zamordował również młodszą od siebie o kilka lat Niemkę. Wyrok? Dożywocie. W więzieniu Jack odkrył w sobie talent. Zaczął pisać bajki, sztuki, a przede wszystkim autobiografię zatytułowaną „Czyściec”. Po przeczytaniu  jego książek, oraz po kilku wieczorach autorskich urządzonych w więzieniu, inteligencja i kręgi lewicowe Austrii  postanowiły wszcząć walkę na rzecz uwolnienia Jacka. Po kilku latach starań i wstawiennictwa, Jack na nowo stał się wolny. Wolny i do tego rozpoznawalny, a nawet uwielbiany. Kochały go tłumy. Unterweger był przystojny, bogaty, utalentowany i przede wszystkim intrygujący. Krótko po wypuszczeniu na wolność, Jack zaczął grać na nosach wszystkim swoim zwolennikom, w dzień prezentując swoje dobroczynne działania na rzecz godnego życia prostytutek, w nocy mordując jedną po drugiej.

Książka prezetnuje autentyczną historię niesamowitego człowieka. Jack był uosobieniem zwycięstwa jednostki nad systemem, był również chodzącym przykładem udanego procesu resocjalizacji i triumfu słowa pisanego nad ciemną stroną człowieczeństwa. Niesamowicie przystojny, czarujący i wyluzowany, omamił dziesiątki europejskich, a także kilka amerykańskich kobiet.  Wpływał na kobiety do takiego stopnia, że bez wahania były one gotowe na konflikt z prawem, aby udowadniać jego niewinność, zarazem zdając sobie sprawę z morderstwa popełnionego na Niemce. Proces Jacka to niekończąca się walka na argumenty, te podstawne składane przez austiacką, czeską i amerykańską policję (Jack mordował również w Czechosłowacji i U.S.A.) oraz te niezwykle przebiegłe, przemyślane i  intrygujące składane przez Jacka.

Tak jak wspomniałam wcześniej, książka jest arcydziełem. John Leake niezwykle sumiennie podszedł do wyznaczonego celu przekazania szczegółowego opisu zachowań, motywów i psychiki Unterwegera. Stworzył książkę, która jest pełna okrucieństwa, a zarazem ludzkich odczuć i odruchów. Stworzył obraz człowieka, który mimo, że zamordował ponad 11 osób, chwyta za serce i wywołuje współczucie. Może to co napiszę wyda się okrutne, ale naprawdę do samego końca coś we mnie chciało, żeby Unterweger okazał się niewinny, żeby urok, który wokół siebie roztaczał okazał się prawdą. Szczególnie  za serce chwycił mnie wpis skierowany do swojej ukochanej, który Jack pozostawił w swoim dzienniku na dzień przed wyrokiem. Niesamowite jak taki kruchy, niski mężczyzna mógł wyrządzać tyle zła, tak dobrze się maskować i panować nad sobą w każdej sytuacji.

Książka jest absolutnie nie wskazana dla młodocianego odbiorcy. Pełno w niej przerażających scen opisujących martwe ciała rozrzucone w ciemnych lasach. Leake nie ucieka także od opisu półświatka alfonsów i prostytutek, a także od dość szczegółowych wywodów na temat preferencji seksualnych Jacka. Niemniej, całość doskonale się spaja tworząc lekturę nie do odrzucenia. Chwytając ją, jedyny ogranicznik stanowiła ciemność za oknem, która wywoływała we mnie nieopisany wręcz strach. Polecam „Pisarza, który nienawidził kobiet” wszystkim tym, którzy lubią poznawać nietuzinkowych ludzi, oraz wszystkim, którzy są chętni, by na Unterwegera spojrzeć na tyle obiektywnie, by znaleźć w nim coś więcej, niż tylko bezwględnego dusiciela.

Książkę otrzymałam jako egzemplarz recenzyjny od wydawnictwa ZNAK litera nova. Bardzo dziękuję.

 

„Zielona mila” Stephen King 1 lutego, 2011

Filed under: recenzje — asasyn @ 9:55 am
Tags: ,

Od momentu kiedy przeczytałem tą książkę minął już pewien czas. Obiecałem sobie, że zanim cokolwiek o niej napiszę postaram się ochłonąć i nabrać dystansu do jej treści. I wiecie co? Moja ocena mimo upływu czasu nie zmieniła się w ogóle. Może zabrzmi to totalnie nieobiektywnie, ale jeśli spotkałbym kiedykolwiek osobę która chce rozpocząć przygodę z lekturą książek to właśnie ten tytuł najprawdopodobniej przyszedłby mi do głowy jako pierwsza z propozycji.

Uwielbiam książki, które poza rozrywką niosą w sobie delikatną i nienachalną prawdę o życiu i o nas samych. Tego rodzaju tytuły bez wątpienia powinny być wpisywane do kanonu lektur szkolnych, wszak nie od dziś wiadomo że młodzież czyta nie to co było kiedyś narzucone jej przez system, lecz to co im współczesne i to co ich zdaniem ciekawsze jest od gasnących idei minionych pokoleń często niezrozumiałych bądź nielogicznych współczesnym młodym ludziom (przynajmniej ja tak miałem i mam zresztą do dziś).

Myślą, która idealnie moim zdaniem podsumowuje treść książki jest „nie oceniaj po pozorach” – tego rodzaju lektura potrzebna jest każdemu z nas jako coś oczyszczającego i pozwalającego w innym świetle spojrzeć na otaczający nas świat, a w końcu także na ludzi spotykanych każdego dnia. Współcześnie bardzo łatwo przyklejamy łatki często nie dając nawet szansy osobie ocenianej na przekazanie prawdy o sobie. Widząc np. żebraka ilu z nas zatrzyma się przy nim i zapyta czego mu trzeba? Ilu z nas zastanowi się co skłoniło go do takiego życia? Ilu z nas w końcu zastanowi się nad jego życiem zanim stał się brudnym, poszarpanym i odrażającym cieniem człowieka? O tym właśnie jest ta książka. Mamy zadawać pytania, zastanawiać się, dociekać prawdy, bo to co niezwykłe nie jest gdzieś daleko, mijamy to każdego dnia nie zdając sobie nawet sprawy z tego jak wiele tracimy i jak ubodzy w konsekwencji tego jesteśmy.

O lekkim piórze Stephena Kinga pisać nie muszę, bo to prawda znana nie od dziś. Fabuła natomiast, podobnie jak w innych tytułach tego autora, to misterna konstrukcja składająca się z niespodziewanych zwrotów akcji dających czytelnikowi ogromną radość z lektury. Nie ma tutaj czasu na nudę, a sama książka skonstruowana została w taki sposób że kiedy dociera się do jej końca czuje się ogromny niedosyt… Zresztą najlepszym dowodem na to jest fakt, że po „Zielonej mili” na mojej półce pojawiły się kolejne tytuły Kinga, o których z pewnością będę miał okazję jeszcze tutaj napisać.

Podsumowując, gorąco polecam lekturę „Zielonej mili” jako odtrutkę dla szarej i niesprawiedliwej rzeczywistości dnia codziennego. Oprócz niesamowitej rozrywki daje ona możliwość spojrzenia na różne zagadnienia w zupełnie innym świetle pozostawiając niezatarte piętno w sposobie postrzegania tychże już na zawsze.