poduszkowietz

"Niczego nie daje zapadanie się w marzenia i zapominanie o życiu." – Czyżby?…

„Kobieta w lustrze” Eric-Emmanuel Schmitt 26 marca, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 8:51 am
Tags: ,

 Wydawnictwo: Znak litera nova

Rok wydania: 2012

Ilość stron: 457
 
Eric-Emmanuel Schmitt to autor powieści z duszą. W każdej ze swoich książek Francuz zabiera nas w podróż po ludzkiej wrażliwości, dobroci, słabości i delikatności. Nie inaczej będzie w „Kobiecie w lustrze”, najnowszym dziele autora.
 
Powieść obyczajowa  zabiera nas w podróż po historii. Od średniowiecznej osady beginek w Brugii, po oświetlone ulice Hollywood. Od pól i strumyków, po luksusowe apartamenty europejskiej arystokracji z początków XX wieku. Trzy kobiety: Anny, Anne i Hanna z pozoru dzieli wszystko – czas, w którym żyją, priorytety, zainteresowania. Łączy je jednak niespotykana wrażliwość i specyficzne odbieranie rzeczywistości. Arystokratyczna Hanna nie odnajduje się w małżeństwie, nie chce mieć dzieci i czuje, że z bogatym mężem u boku nie odnajdzie szczęścia. Dlatego ucieka w ramiona samego Freuda… Wyuzdana Anne to królowa hollywoodzkich salonów, równie znana aktorka co narkomanka. Mimo iż otoczona przez rzesze managerów i doradzców, Anne nie jest przekonana, że to co robi jest słuszne i wbrew poradom, szuka innej drogi. Posłuszna Anny kocha naturę, oraz swoją rodzinę. Dla drugiego człowieka jest w stanie zrobić wszystko. Jednak czy te cechy gwarantują jej szczęśliwe życie? Czy nie przyjdzie jej zapłacić za nie najwyższej ceny?
 
Losy trzech kobiet przeplatają się na kartach książki, każdy oddzielony kolejnym rozdziałem. „Kobieta w lustrze” zbudowana jest w taki sposób, że po prostu nie można się od niej oderwać. Za każdym razem rozdział poświęcony jednej bohaterce kończy się w tak kluczowym momencie, że po prostu trzeba przebrnąć przez kolejne dwa, żeby znowu wrócić do punktu zainteresowania. Nie potrafię wskazać ulubionej bohaterki. Każda z trzech kobiet ukazana była w doskonały sposób, z dbałością o najdrobniejszy szczegół. Każda ukazywała inną stronę kobiecości, razem tworząc obraz nas wszystkich. Zmienność, kruchość, ale również determinacja i walka o lepsze życie to cechy charakterystyczne nie tylko kobiet ze stron powieści, ale również nasze.
 
Książka napisana jest przystępnym językiem. Czyta się ją szybko, a kartki same uciekają spod palcy. Dialogi dodawają powieści dynamiki, a opisy pięknie zarysowują tło akcji. Czytelnik doskonale jest w stanie wyobrazić sobie zieleń Brugii, bogactwo Wiednia czy przepych Hollywood.
 
Oczywiście, książkę polecam wszystkim – szczególnie jednak kobietom, które chcą się przekonać, że szczęśliwym można być na wiele sposobów, a może nawet możemy odszukać szczęście leżące tuż na wyciągnięcie ręki. Schmitt po raz kolejny przekonuje, że na dobre życie zasługuje każdy i co więcej, każdy takie życie może odnaleźć, wystarczy rozejrzeć się dookoła.
 

Książkę otrzymałam do recenzji od Wydawnictwa Znak litera nova. Dziękuję!

 

Ulubione seriale 20 marca, 2012

Filed under: na marginesie — finkaa @ 8:35 am

Edyta zaprosiła mnie  do kolejnej blogowej zabawy.

 

Tym razem muszę podzielić się z Wami swoimi ulubionymi serialami. Muszę przyznać, że nigdy nie oglądałam ich zbyt wiele. Ostatnio jednak zauważyłam, że kiedy bardzo mi się nudzi mimochodem włączam Comedy Central i oglądam co popadnie. Tak też mniej więcej orientuję się w takich serialach jak „Teoria wielkiego podrywu”, „Dwóch i pół”, „Hoży doktorzy”, czy „Dwie spłukane dziewczyny”. Mogę stwierdzić, że wszystkie wymienione lubię. Nie przepadam jednak za „Pępkiem świata”, a do moich faworytów należą:

 

 

 „Przyjaciele” – przygodę z nimi zaczęłam jakieś pięć lat temu. Fantastyczny, sympatyczny serial.

 

 

 

 

 

 

 

 

 Nie jestem typem modnisi, więc tym bardziej zastanawia mnie słabość jaką żywię do tego serialu. Z główną bohaterką nie łączy mnie zupełnie nic, a jednak uwielbiam ten serial. Nie opuściłam ani jednego odcinka, a każdy bawił mnie do tego samego stopnia.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przyznam, że o tym serialu słyszałam już dawno, ale na dobre zainteresowałam się nim przypadkowo oglądając jeden z odcinków na Comedy Central. Od tego momentu regularnie oglądam kolejne odcinki i zastanawiam się gdzie znaleźć takich mężczyzn jak Ted. 🙂

 

 

 

 

 

 

 
 

 
Do zabawy zapraszam:

Patrycję

Agnę

Miqę

Gabrielle

 

„Heretycy i inkwizytorzy” Edward Potkowski 14 marca, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 10:11 am
Tags: ,


Wydawnictwo: Bellona

Rok wydania: 2011

Ilość stron: 159

Prof. dr hab. Edward Potkowski to polski historyk, oraz wykładowca Akademii Humanistycznej w Pułtusku. Najnowszym jego dziełem jest książka historyczna „Heretycy i inkwizytorzy” wydana przez wydawnictwo Bellona w 2011.
„Heretycy i inkwizytorzy” to spójny i bardzo obrazowy przewodnik po średniowiecznych poczynaniach Kościoła. Książka dość nikłych rozmiarów zabiera nas w podróż przez stulecia, ukazując najpierw chaotyczną walkę z heretykami, potem usystematyzowaną wojnę pomiędzy inkwizytorami i konkretnymi ugrupowaniami heretyckimi. Autor skupia się głównie na największych nurtach heretyckich średniowiecznej Europy, jakimi byli katarzy i waldensi. Przybliża postaci najznakomitrzych inkwizytorów, oraz opisuje ich poczynania w konkretnych państwach, nie wykluczając Polski, chociaż tutaj inkwizycja nie odcisnęła aż tak wielkiego piętna jak w Hiszpanii, Francji, czy choćby w Niemczech. Potkowski nakreśla postaci kolejnych papieży i opisuje ich postawy wobec inkwizycji, szczegółowo podaje liczby i daty, co nadaje jego pracy wiarygodności i powagi.
O średniowiecznych herezjach wiedziałam co nieco wcześniej, jednak książka Potkowskiego rzuciła nowe światło na chaniebne czyny instytucji Kościoła. Zdziwił mnie fakt, że podczas tortur, proboszcz nie mógł sobie pozwolić na rozlew krwi, gdyż było to niezgodne z obowiązującym prawem kościelnym. Wcześniej wydawało mi się, że inkwizycyjne tortury były długotrwałe, bardzo wyszukane i niesamowicie bolesne. Okazuje się jednak, że Kościół nie pozwalał sobie nawet na wykonywanie kar śmierci. Kiedy wyrokiem sądu inkwizycyjnego ktoś skazany został na śmierć, oddawano go w ręce władz świeckich, które często zmuszane były do ścisłej współpracy z papieżem.
Książka podzielona jest na kilka długich rozdziałów, co pozwala orientować się w chronologii, oraz opisywanych państwach. Oczywiście, praca Potkowksiego nie jest dobra dla poszukiwaczy wartkiej akcji czy zawiłych dialogów, ale myślę, że nikogo kto chciałby po nią sięgnąć to ani nie zaskakuje, ani nie przeraża. Fakty są podane w przystępny sposób, bez wyszukanego słownictwa, czy przesadnej liczby łacińskich zwrotów. Dodatkowym atutem książki są ilustracje, które pięknie obrazują średniowiecznego ducha. Ważną zaletą książki jest brak stronniczości. Na przestrzeni 150 stron, dwa razy zostało podkreślone, że rozpatrywanie win Kościoła nie może obyć się bez uwzględnienia czasów w jakich inkwizycja miała miejsce, obyczajów i ówczesnych standardów. Widać, że w ten zgrabny sposób, autor dystansuje się od pochopnych opinii, prezentując swoje umiejętności historyczne najwyższej klasy, a ocenę pozostawiając czytelnikom.
Polecam książkę każdemu zainteresowanemu średniowieczem, oraz ruchami heretyckimi i ich pogromcami. „Heretycy i inkwizytorzy” to skarbnica faktów, popartych solidną dawką dat i nazwisk, a także obrazów i rycin, które pozwolą nam się przenieść do Europy wieków średnich i zasmakować ich ducha na własnej skórze.

 Książkę otrzymałam jako egzemplarz recenzyjny od nakanapie. pl Dziękuję!

 

„Defekt pamięci” Krzysztof Bielecki 6 marca, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 10:10 am
Tags:

Wydawnictwo: książka wydana własnym nakładem poprzez działalność w ramach Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości

Rok wydania: 2012

Ilość stron: 163

 

„Defekt pamięci” to książka wydana dzięki współpracy autora z Akademickimi Inkubatorami Przedsiębiorczości. Jest to trzecia publikacja Krzysztofa Bieleckiego, po „Raz na kilkaset lat”, „Kod, czyli rzeczy, które zauważasz w mieście, gdy wpatrujesz się w nie odpowiednio długo”, oraz „Miasto to gra”. Jak dowiedziałam się na blogu Edyty „Defekt pamięci” jest „najbardziej przystępną spośród czterech książek” pana Bieleckiego. Informacja to trochę szokująca, bo właśnie kompletne zagmatwanie to cecha charakterystyczna tej powieści.

 

„Defekt pamięci” to powieść obyczajowa z elementami science-fiction. Pracownik biurowy imieniem Kool Autobee prowadzi dość normalne życie. Wyraża się o nim nawet jak o mieszance pracoholizmu z hedonizmem. W tygodniu praca, w weekendy imprezy i tak ciągle,  aż do momentu kiedy na nocnym stoliku własnej sypialni bohater odnajduje kartkę z rozkazem, aby pisał dwie strony tekstu na dzień. Autobee nienawidzi literatury i absolutnie nie zamierza spełniać niczyjej prośby. Wtedy właśnie kojarzy fakty i widzi, że jego nieposłuszeństwo doprowadza do katastrof i kataklizmów. Giną poszczególne kolory, kontynenty, walą się mosty, giną niewinni ludzie, płoną parki. Kool, nie mając wyboru, stara się wywiązywać z obowiązku, jednocześnie próbując zatrzymać błędne koło. Wędrując ze swoją maszyną do pisania po mieście, zaczyna zauważać innych tworzących. Okazuje się, że jest ich wielu, okazuje się, że Piszący to nie przypadek, a wielka organizacja, która nie potrafi wysiąść z pędzącego pociągu. Kool Autobee postanawia stać się bohaterem wszystkich uciśnionych Piszących i wraz z grupą znajomych z kręgu, organizuje ruch oporu.

 

Czytając powyższy akapit, stwierdzam, że fabuła niczego sobie. Jednak charakterystyczny styl Krzysztofa Bieleckiego nie pozwala przejść wobec siebie obojętnie. Tekst składa się z króciutkich rozdziałów, które na pierwszy rzut oka idzie jakoś sklasyfikować. Mamy przygody Autobee, mamy perypetie jego znajomych, mamy powieść science-fiction, w której postać o imieniu BN82 rozmawia z czarnoksiężnikiem o podboju gwiazd. Wszystko jednak w szybkim tempie zaczyna zlewać się w jedną całość, kiedy okazuje się, że Autobee cierpi na dziwny defekt pamięci, a prawdopodobieństwo tego, że wszystkie postaci to jedna i ta sama osoba szybko rośnie. Tekst usiany jest powtórzeniami. Niekiedy powtarzają się po sobie te same zdania, niekiedy powraca ten sam akapit. Czytelnik czuje się skołowany i zagubiony. Bohaterowie znikają i pojawiają się bez przyczyny, przenikając się wzajemnie. Również chronologia jest niejako zaburzona. Ktoś przypomina sobie rozmowę, która dla kogoś innego jeszcze nie miała miejsca.

 

Na pochwałę zasługuje zakończenie powieści, które jest bardzo nieprzewidywalne i zaskakujące. Docierając do ostatnich stron, miałam wrażenie, że odzyskuję kontrolę nad wyjątkowo niesforną książką, znowu wiem o co chodzi, a bohaterowie wydawają mi się normalnymi ludźmi, a nie postaciami, które w każdej chwili mogą stać się kosmitą, potworem, czy bryłą lodu.

 

Książka wydana jest w nienaganny sposób. Mimo, że okładka jest dość skromna i na pierwszy rzut oka pożółkła, jakość papieru nie pozostawia niczego do życzenia. Język „Defektu pamięci” jest dość przystępny. Autor nie używa wyszukanych słów, wręcz odwrotnie. Dialogi bohaterów są przejrzyste i zwięzłe, niekiedy przyozdobione szczyptą wulgaryzmów, która jednak nie rzuca się zbytnio w oczy.

 

Powstrzymam się od jednostronnej oceny powieści, gdyż mimo, że nie zostanie ona moją książką roku, to widzę w niej jakiś dziwny potencjał, którego nie umiem sklasyfikować. Wydaje mi się, że znam mnóstwo ludzi, którzy byliby „Defektem pamięci” zachwyceni i zaintrygowani. Książka bez wątpienia jest oryginalna i bezprecedensowa. Doceniam trud poniesiony przez autora, aby napisać i wydać własną książkę bez finansowego wsparcia i promocji znanego wydawnictwa. Gorąco zatem polecam zapoznanie się z „Defektem pamięci”. Nawet jeśli nie czujecie się do końca pewni czy uda Wam się odnaleźć w mieszaninie postaci i wydarzeń, to spróbujcie. Myślę, że nie przejdziecie wobec tej pozycji obojętnie, a być może przyżyjecie obiawienie, gdyż bez wątpienia Krzysztof Bielecki należy do najbardziej oryginalnych autorów, z którymi miałam do czynienia ostatnimi laty.

 

Książkę otrzymałam od Krzysztofa Bieleckiego. Dziękuję!