poduszkowietz

"Niczego nie daje zapadanie się w marzenia i zapominanie o życiu." – Czyżby?…

„Perfekcyjna kobieta to suka” Anne-Sophie Girard, Marie-Aldine Girard 9 lipca, 2014

Filed under: recenzje — finkaa @ 5:53 pm
Tags: ,

sukaWydawnictwo: Feeria

Ilość stron: 157

Rok wydania: 2014

 

Dwie pochodzące z Francji siostry, Anne-Sophie Girard i Marie-Aldine Girard postanowiły ulżyć wszystkim kobietom tego świata i napisać poradnik dla kobiet nieperfekcyjnych, czyli takich, które nie potrafią pogodzić się ze swoimi porażkami. Jak wypada książka na polskim podwórku?

 

Poradnik podzielony jest na 30 zasad. Zasada nr 1 głosi „Przestaniesz pokazywać swojemu fryzjerowi zdjęcia blond modelki z lokami, skoro jesteś brunetką i masz proste włosy.” Logiczne, prawda? Zabawne? Trochę. Po chwytliwej zasadzie następuje kilka innych porad utrzymanych w jej duchu. Po zasadzie nr 1 czytamy o filozofii „walić to”, czyli jednym zdaniem „jak dawać sobie spokój z rzeczami, na które nie mamy lub nie chcemy mieć wpływu”. Zasada nr 4 głosi: „Nigdy nie mów publicznie „Uważam, że SpongeBob jest sexy!”” Jak dla mnie, chodzi tu o to, żeby nie przyznawać się do faktów, które w odbiorze innych, robią z nas wariatki. Za tą zasadą kryje się wykaz cech sprzedawczyń, które są sukami, czyli takich, które naświewają się w duchu z naszych figur, lub też z naszych na pół pustych portfeli. Przytoczę jeszcze jedną zasadę. Zasada nr 21 głosi, że „Nie będziesz zaczynać zdania od, „Mój kot uważa, że…””. Ja uważam tę zasadę za szczególnie ważną i rozsądną.

 

Moim zdaniem, książki nie można traktować poważnie. Jest to wytwór dwóch zwariowanych, nowoczesnych kobiet, które po prostu chciały poprawić nam humor. Napisały poradnik z rozmachem i wielkim przymróżeniem oka. To jakby hołd złożony każdej kobiecie cierpiącej na mniejsze lub większe kompleksy. To ukłon w stronę samotnych, zagryzających orzeszki dziewczyn, które sobotnie wieczory spędzają przed telewizorem.

 

Warto zapoznać się z publikacją, choćby dla samej jej formy. Mimo, że książka ma ponad 150 stron, przeczytanie jej zajmuje mniej niż godzinę. Poradnik przyozdobiony jest wieloma tabelami, rozmaitymi ramkami, pogrubieniami, itp. Każda zasada to w sumie jedno zdanie w prześlicznej ramce przypadające na jedną stronę.

 

Myslę, że siostry Girard stworzyły dzieło zabawne, świetnie sprawdzające się w realiach współczesnej Europy. Zachęcam do zapoznania się z poradnikiem, szczególnie te dziewczyny, które chcą się przekonać, że ze swoimi problemami nie są same. Nie ma się czego wstydzić. Z niniejszej publikacji wynika, że również dziewczyny nad Sekwaną mają problemy z alkoholem, samotnością, personifikowaniem kotów i własnym wyglądem. Głowa do góry!

 

Egzemplarz do recenzji otrzymałam od wydawnictwa Feeria. Dziękuję!

 

„Przetrwać wszystko” Les Stroud 16 lipca, 2013

Filed under: recenzje — finkaa @ 4:05 pm
Tags: ,

les Wydawnictwo: Pascal

Rok wydania: 2012

Ilość stron: 383

 

Les Stroud dla pewnych kręgów jest człowiekiem-legendą. Należy do światowej czołówki propagatorów outdooru (wnioskuję, że to synonim survivalu, dość często używany w recenzowanej książce). Jak głosi notatka z okładki, jest członkiem prestiżowego Klubu Odkrywców, które promuje zagadnienia związane z eksploracją naszej planety. Dla fanów Discovery Channel, Stroud będzie również znany z programu „Człowiek, który przetrwa wszystko”. Choć nigdy tego programu nie oglądałam, zorientowałam się na forach, że jest to prawdziwa gratka dla ekstremalnych turystów dlatego, że Lesowi nie pomaga żadna ekipa kręcąca. Sam dźwiga na plecach sprzęt, kręcąc i występując jednocześnie.

 

Kanadyjczyk, wzorem np. Bear’a Grylls’a czy Cody’ego Lundin’a (recenzja jego książki TUTAJ), postanowił stworzyć przewodnik po najniebezpieczniejszych sytuacjach, jakie mogą człowieka spotkać podczas wyprawy w nieznane. Jego książka podzielona jest na rozdziały poświęcone planowaniu, dbaniu o podstawowe zasoby wody, ognia, schronienia, pożywienia i ubrania, a także aspektom psychologicznym i związanym z  pierwszą pomocą podczas ekstremalnej sytuacji turystycznej.

 

Trudno mi ocenić wartość merytoryczną książki. Dostałam ją nieplanowanie, a outdoor nie leży w kręgu moich zainteresowań. Jedyną myślą, która mi towarzyszyła podczas czytania o destylacji moczu, czy robieniu lin z wnętrzności zwierząt było pytanie po co ludzie to robią, zamiast pojechać w góry lub nad morze i chodzić interesującymi, acz utartymi szlakami. Niemniej, książka wydaje się dobrze opracowana. Wszystkie wskazówki Strouda są szczegółowo opisane i zilustrowane wieloma zdjęciami. Niektóre zabiegi prezentowane są krok po kroku w formie zdjęć, niestety tylko biało-czarnych, ale za to doskonale „rozrzedzających” bogatą w detale treść. Na pochwałę zasługuje również fakt, iż autor opisał wiele przykładów ludzi, którzy popadli w tarapaty zupełnie niespodziewanie i dzięki jego radom (obejrzanym w telewizji) udało im się wyjść z kłopotu. Jest to dość pocieszające i dodawało mi wiary w to, że czytanie tej książki ma sens.

Reasumując, uważam, że książka doskonale nada się na prezent dla mężczyzny (lub kobiety) żądnego przygód. Les Stroud nie zamyka się w jednej przestrzeni. Jest człowiekiem doskonale znającym się na przetrwaniu w każdych okolicznościach, na każdej szerokości geograficznej, w samotności lub z kompanami. Rzuca przykładami nie tylko rodem z  puszczy, ale również z tego jak przetrwać na Arktyce, na pustyni, w  lasach  równikowych, czy na bagnach.  Książka  wydana jest starannie i nie zawiera błędów literowych. Myślę, że  może stać się dobrym źródłem wiedzy na każdej wycieczce. A na koniec, jak radzi sam autor, można ją spożytkować jako świetną podpałkę. 🙂

 

Książkę otrzymałam do recenzji od Wydawnictwa PASCAL. Bardzo dziękuję!

 

 

„Chcesz być normalny czy szczęśliwy” Robert Betz 19 września, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 11:38 pm
Tags: , ,

 Wydawnictwo: Studio Astropsychologii

Rok wydania: 2012

Ilość stron: 183
 
Robert Betz to niemiecki psycholog, oraz specjalista w sprawach porad życiowych. Od prawie kilkunastu lat prowadzi seminaria i kształci następców w niemieckojęzycznych krajach. Jednak jego życie nie zawsze było przepełnione uśmiechem. Zamieszczone w książce świadectwo autora opowiada historię jego poniżania przez rodziców, a nawet chęć popełnienia samobójstwa. Co zrobić, aby podnieść się z takiego dna?
 
„Chcesz być normalny czy szczęśliwy” to poradnik, który zestawia człowieka „normalnego” z jego problemami i szarą codziennością, z człowiekiem „szczęśliwym” – wyzwolonym, kochającym siebie ponad wszystko. Poszczególne rozdziały opowiadają o mężczyznach i kobietach, których rodzice, małżonkowie, praca i dzieci rujnują życie, rutyna zmusza do ciągłego niezadowolenia, a wyścig szczurów przyprawia o zawał. Jak temu zapobiec? Betz przekonuje, że wystarczy się skupić na sobie i wyrzucić z głowy słowo „muszę”.
 
Książka napisana jest przejrzystym i zrozumiałym językiem. Krótkie rozdziały i częste zmiany tematu nie pozwalają czytelnikowi na nudę. Lektura inspiruje do refleksji nad własnym życiem, oraz do zadania sobie fundamentalnych pytań odnośnie przeszłości, oraz życia jakie chcielibyśmy wieść w przyszłości. Myślę, że ciekawym i dość oryginalnym zabiegiem jest próba namalowania czytelnikowi tego, jakie życie będzie w przyszłości. Betz nie stawia warunków i nie używa słowa „jeśli”. Konsekwentnie trzyma się zdania, że życie będzie obfitować w miłość, kobiety będą pewne siebie, a mężczyźni będą otwarci i zadowoleni.
 
Czy jednak roztaczanie takiej wizji wystarczy, aby książkę uznać za dobrą, lub odkrywczą? Niestety, w tym wypadku muszę przyznać, że nie do końca. Co szczególnie mnie drażniło to zbyt częste odnośniki do innych prac autora. Myślę, że średnio na 5 stron można było doszukać się 3 poleceń zapoznania się z inną, często niemieckojęzyczną publikacją. Pod koniec lektury trudno było nie odnieść wrażenia, że nie istnieje inna droga do szczęścia jak tylko zapoznanie się z całą twórczością Betza.
 
Kolejnym mankamentem była negacja pozytywnego myślenia w formie afirmacji czy wizualizacji szczęśliwych wydarzeń. To co autor nazwał „życzeniozą” według Betza nie ma sensu, gdyż nie wystarczy pomyśleć o czymś miłym żeby to miało miejsce w naszym życiu. Myślę, że podcinanie skrzydeł ludziom, którzy zaufali książkom Luise L. Hay czy Kazimiery Sokołowskiej jest dość przygnębiające. Autor twierdzi, że człowiek musi pokochać siebie ponad wszystko, nawet kosztem skończenia związku czy rzucenia pracy. Pomocne w tym okazują się być medytacje, których w książce jest jak na lekarstwo, lub są przedstawione w niewystarczająco przejrzysty sposób, aby można je było wprowadzać w życie. Cóż, może chodziło tylko o to, aby podać źródło, gdzie można znaleźć rozwinięcie tego co wspomniane w „Chcesz być normalny czy szczęśliwy?”.
 
Nie lubię krytykować książek, a jednak tutaj musiałam kilka negatywnych aspektów podkreślić. Pozycja Roberta Betza nie nauczyła mnie żadnego ćwiczenia, nie pokazała ani jednej techniki uzdrowienia własnego życia. Nie tego oczekiwałam po książce o takim tytule. Oczywiście, znajdziemy w niej garść przydatnych informacji o tym, co nas gryzie i jak powinno wyglądać życie szczęśliwego człowieka. Jednak jak do niego dojść? Betz nie wyjaśnia, lub ja nie umiem odcyfrować jego sugestii. Nie oznacza to jednak, że książkę przekreślam. Z doświadczenia wiem, że poszukiwacze szczęścia wertują książki różnych autorów i niektórych mają za guru, a innych za grafomanów. Dlatego zachęcam zainteresowanych do zapoznania się i z tą książką. Może Robert Betz wyzwoli właśnie w  Was chęć do pracy nad sobą i odpowie na dokuczliwe pytania. Tego Wam życzę!
 

Książkę otrzymałam jako egzemplarz recenzyjny od Studia Astropsychologii. Dziękuję!

 

„Jak szybko i skutecznie rzucić palenie” Dirk Treusch 16 sierpnia, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 8:47 pm
Tags: , ,

 Wydawnictwo: Studio Astropsychologii

Rok wydania: 2012

Ilość stron: 144

 

Dirk Treusch to terapeuta, który od dziesięcioleci zajmuje się pomaganiem ludziom w zwalczeniu nałogu tytoniowego. Treusch łączy różne metody, w tym hipnozę, aby osiągnąć najlepsze rezultaty. W swoich działaniach nie zmusza klientów do leczenia, dając im zawsze wolną rękę, od zapisu na terapię po częstotliwość wykonywania ćwiczeń.
 
W książce „Jak szybko i skutecznie rzucić palenie”, autor przedstawia metodę opukiwania psychologii energetycznej, która polega na codziennym około półgodzinnym opukiwaniu wskazanych miejsc na ciele i wypowiadaniu konkretnych afirmacji w celu uwolnienia się od nałogu tytoniowego. Dla nie wtajemniczonych może się to wydawać nieskuteczne, a nawet pozbawione sensu. Jednak dla ludzi, którzy wierzą w potęgę podświadomości każdy taki zastrzyk wiedzy może okazać się brzemienny w pozytywne skutki.
 
Książka Niemca okazała się być ciekawa nawet dla człowieka, który z tytoniem nie ma zbyt wiele wspólnego. Osobiście nie palę, a mimo to obszerny wstęp (kilkadziesiąt stron) o skutkach i przyczynach palenia, a także składzie papierosa pochłonęłam z nieudawanym zainteresowaniem. Sama metoda również wydawała mi się godna uwagi, gdyż jest czymś innowacyjnym i w pełni opartym na mocy naszego umysłu. Autor ukazuje tendencję do palenia (nigdy nie nazywa jej uzależnieniem) jako las. Zadaniem palacza jest stworzenie „wewnętrzej siekiery”, którą będzie usuwał kolejne drzewa, aż do zniwelowania całego lasu i kompletnego wyleczenia. Czy to może zadziałać? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że wszelkiego rodzaju gumy do rzucia i plastry są wątpliwej skuteczności. Z resztą Treusch również odradza ich użycie, twierdząc, że gumy mogą prowadzić do uzależnień poprzez powtarzalne ruchy szczęki, a plastry zawierają nikotynę w najczystrzej postaci.
 
Książka zasługuje na pochwałę również od strony wydawniczej. Miałam wrażenie, że napisana jest większymi niż przeciętne literami, ponieważ czytało mi się ją błyskawicznie. Po każdym zadaniu polegającym na np. stworzeniu listy sytuacji, w których sięgamy po papierosa, lub utworzeniu odpowiednich afirmacji, widnieje miejsce na nasze zapiski. Książka obfituje również w wykresy obrazujące samopoczucie po papierosie  i obrazki ukazujące punkty, które powinniśmy opukiwać.
 
Oczywiście, polecam tę publikację wszystkim palaczom, oraz ich rodzinom i najbliższych. Metoda opukiwania psychologii energetycznej działa ponoć również na inne problemy jak na przykład niezdecydowanie czy brak motywacji. Uważam, że niezależnie czy ktoś wierzy w skuteczność tej innowacyjnej metody, czy też nie, będąc palaczem należy sięgnąc po wszelką dostępną pomoc.
 

Książkę otrzymałam jako egzemplarz recenzyjny od Studia Astropsychologii. Dziękuję!

 

„Gdy rozpęta się piekło. Poradnik survivalowy na czas kataklizmu” Cody Lundin 7 sierpnia, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 2:56 pm
Tags: ,

 Wydawnictwo: Pascal

Rok wydania: 2012

Ilość stron: 446
 
Cody Lundin to człowiek, który bez wątpienia zasługuje na podziw, lub co najmniej szacunek. Jest oryginalny i odważny. Świadomie zrezygnował z ogromnej części technologizacji i cywilizacyjnego rozwoju na rzecz tego co w życiu najważniejsze – spokoju i pojednania z naturą. Cody mieszka na pustynnych terenach Arizony. Jego dom w całości „napędzany” jest energią słoneczną, to znaczy, że Cody nie płaci żadnych rachunków (pewnie oprócz opłaty za grunt). Wodę do wszystkich potrzeb otrzymuje z deszczówki, a żywi się roślinnością oraz zwierzątkami, które podchodzą pod jego gospodarstwo. Cody Ludnin to również gospodarz programu „Dual Survival” na Discovery, oraz trener survivalu i założyciel szkoły „Aboriginal Living Skills School”, w której sam wykłada. Amerykanin napisał kilka lat temu książkę o miejskim survivalu, która w 2012 roku została wydana przez wydawnictwo Pascal.
 
„Gdy rozpęta się piekło” to książka – rzeka. Tak najłatwiej mi ją opisać, bo przez całe długie tygodnie moich z nią zmagań miałam wrażenie, że płynę po nieznanych wodach przetrwania w zupełnie abstrakcyjnych sytuacjach. Książka wydaje mi się zaledwie dobra, a nie rewelacyjna, głównie dlatego, że nie udało się autorowi przekonać mnie, iż opisywane sytuacje naprawdę mogą mieć miejsce. To pewnie mój największy błąd, za który słono zapłaciłabym, gdyby naprawdę stało się coś niedobrego, dajmy na to wybuchła wojna, przyszła zaraza, powódź, lub przewlekła susza.
 
Lundin podzielił książkę na dwie części. Pierwsza z nich opowiada o przygotowaniu psychicznym, zaufaniu i samodzielności. Znajdziemy w niej również wskazówki jak korzystać z książki. Autor przedstawia nam poszczególnych bohaterów, takich jak Jerry (udziela wskazówek i prezentuje cytaty), Vinny, Robbie, Tervor i Daisy. Każdy z bohaterów podtrzymuje na duchu i zabawia, prezentując rozwiązania i rozmaite wygłupy na rysunkach autorstwa Russela Millera. Rysunki mają tę zaletę, że pozwalają zwizualizować omawiane przez Lundina wynalazki, oraz ułatwiają samodzielną konstrukcję. Druga część poradnika oparta jest na bardziej praktycznych aspektach. Cody Lundin omawia takie zagadnienia jak budowa własnego schronienia, samodzielne gotowanie, oraz konstruowanie urządzeń sanitarnych, oczyszczanie wody, podstawy pierwszej pomocy oraz samoobrony, a także sposoby transportu i wiele innych.
 
Przyznam, że niektóre sekcje były dość trudne do przejścia. Cody ma dość irytującą dla przypadkowego czytelnika manierę rozwodzenia się nad szczegółami, np. kiedy mowa była o ubraniach dokładnie charakteryzował tkaniny takie jak bawełna, polipropylen, wełna,  poliester, nylon i puch. Rozwodził się także nad zaletami brezentów, chlorowych wybielaczy, latarek, świetlnych pałeczek, pochodni, oraz wielu, wielu, wielu (!) innych przedmiotów, do których zwykły śmiertelnik nie przykłada więszej wagi.
 
Na plus zaliczam jednak całą ogromną resztę książki. Uważam, że była pomysłowa, a autor charakteryzuje się nie lada poczuciem humoru i lekkością ducha. Jego język, mimo, że dość dosadny,  zawsze oscylował na krawędzi wulgarności  i dobrego smaku, jednocześnie nigdy nie przekraczając cienkiej granicy. Na pochwałę zasługują również częste obrazki, które „rozrzedzały” atmosferę niekiedy nudnego tekstu.
 
Do najciekawszych rozdziałów zaliczam te o jedzeniu, pierwszej pomocy, a także zastępczych urządzeniach sanitarnych. Bardzo rozbawił mnie sam fakt stosowania dziur, zamiast konwencjonalnych ubikacji. Cody zamieścił nawet instruktaż właściwego kucania! Ciekawym i dość pokornym rozwiązaniem ze strony autora było również zamieszczenie w dziale o samoobronie wywiadu ze specjalistą. Lundin przyznał, że nie miał do czynienia z tą  gałęzią survivalu i sięgnął po porady prawdziwego mistrza.
 
Celowo nie rozwodzę się nad kontrowersyjnymi kwestiami, takimi jak obchodzenie się ze zwłokami lub zjadanie szczurów. Owszem, Cody wspominał i o tym, ale tematy te były poruszone bardzo marginalnie i z genialnym wyczuciem. Myślę, że cytowanie The New York Times’a na okładce i wspominanie właśnie o tych dwóch kwestiach to spłycenie całej idei książki.
 
Cóż mogę powiedzieć o poradniku, jako o całości? Na pewno nie docenię jej w sposób na jaki zasługuje, dlatego, że nie byłam dobrym odbiorcą. Książka wpadła w moje ręce zupełnie przypadkiem. Jestem przykładem osoby, która nie potrafi wyobrazić sobie życia bez światła czy lodówki. Jednak pomimo, że przez niektóre działy przechodziłam powoli i z mozołem, książkę skończyłam i wiem, że jest warta swojej ceny. Myślę, że mężczyźni będą nią zachwyceni, a i kobiety znajdą w niej coś dla siebie. W sumie nawet dzieci mogą sięgnąć po dzieło Lundina i poprzyglądać się zwariowanym zwierzętom (krowa, pasikonik i inne), które montują przedziwne pułapki i urządzenia.
 

Książkę otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Pascal. Dziękuję!

 

„Dlaczego mężczyźni kochają zołzy” Sherry Argov 11 Maj, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 9:40 am
Tags: ,

 Wydawnictwo: G+J Gruner&Jahr

Ilość stron: 208

Rok wydania: 2010
 
 
Sherry Argov to kobieta, która wierzy, że o mężczyznach wie wszystko. Z pewnością wie dużo, ale czy jej wiedza ma praktyczne przełożenie i czy może sprawdzić się w normalnym związku? Sądząc po pozytywnych opiniach tysięcy czytelniczek jej artykułów w „Cosmopolitan”, „Glamour” itp., a także po sukcesie jej dwóch książek „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy”, oraz „Dlaczego mężczyźni poślubiają zołzy”, można wnioskować, że tak. Jednak moja opinia jest nieco mniej entuzjastyczna.

 
 
„Dlaczego mężczyźni kochają zołzy” to poradnik dla kobiet, które zagubiły się w swoich związkach, czują brak szacunku ze strony partnera, lub pragną być bardziej kochane. Cały trik autorki polega na tym, że zestawia zołzę (Nie mylić z jędzą. Zołza to kobieta wiedząca czego chce, szanująca się i stawiająca warunki. Zołza nie marudzi, nie płacze, nie złamie jej byle kto.) z miłą dziewczyną (płaczką, przytulanką, kucharką, sprzątaczką i ogólnie miękką babą). Pomiędzy te porównania Argov wplata zdania – klucze, tzw. zasady atrakcyjności. Zasad jest 100, między nimi dziesiątki przykładów, anegdot, cytatów zadowolonych i mniej zadowolonych facetów.
 
 

Pomysł dobry, temat fajny. Co zatem nie pasuje w tej książce? Ano, po pierwsze to, że w mojej opinii, Argov zakłada, iż każdy facet to bezmózgie yeti. Książka kipi radami, za które ręcze, iż w życiu się nie sprawdzą. Na przykład:
 
jeśli facet kupi Ci biżuterię, która Ci się nie spodoba, wymień na inną. Spokojnie, on tego nigdy nie zauważy.
 
jeśli facet nie pozwala Ci na sprzątaczkę, a Tobie nie chce się dbać o dom, wynajmij ją w godzinach kiedy on pracuje. Spokojnie, nie ma opcji, że on skojarzy fakty.
 
jeśli facet nie chce naprawić Ci nocnej lampki, zawołaj przy nim sąsiada i poproś go o pomoc. Spokojnie, Twój facet nie wpadnie w furię, że go ośmieszasz. Od tej pory, będziesz miała wszytko od ręki.
 
Mogłabym tak mnożyć, ale przejdę do kolejnego punktu. Język książki również pozostawia wiele do życzenia. Nie bardzo spodobało mi się to, że autorka zwraca się do mnie per „siostro”. Brzmi to dość sekciarsko i jakoś tak dziwnie. Chociaż być może się czepiam. Już na wstępie Argov zaznacza, że książka jest humorystyczna i napisana z przymróżeniem oka. Powiedzmy, że „siostro” wpisuje się w konwencję żartu. Jednak tego samego nie mogę już powiedzieć o lekkich wulgaryznam, które wymykają się autorce zwłaszcza podczas cytowania mężczyzn, ale nie tylko. Już sam angielski tytuł „Why men love bitches” sugeruje, że książka jest ostra. Ja jednak nie byłam na to do końca przygotowana. Kolejnym zarzutem jest fakt, że autorka odziera szczęśliwy związek ze szczerości. Zołza nie ma prawa NIGDY pokazywać swoich słabych stron. Nigdy nie wolno kłócić się z partnerem, ani okazywać mu łez. Wszystko trzeba robić podstępem, tak żeby nie zorientował się, że jest manipulowany i sterowany jak za pomocą ukrytego w rękach kobiety pilota. A gdzie szczerość, otwartość, wzajemne zaufanie? Czy jestem staromodna?
 
 

Jednak pomimo całej tej góry zarzutów, nie uważam książki za kompletny stek bzdur. Na pewno sporą jej część skreślam bezpowrotnie, ale wyłuskałam też z niej kilka cennych rad. Przede wszystkim, kobieta nie może pozwolić sobie na okazanie, że bez mężczyzny nie da sobie rady. Jest to zasada, pod którą podpisuję się obiema rękami. Argov przekonuje, że jak tylko mężczyzna wyczuje, że kobieta jest na jego łasce, przestanie traktować ją jak skarb, a zacznie jak niechciany balast. W „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy” znajdziemy garść potrzebnych rad jak zachowywać się, aby nigdy nie zgasł nasz czar, aby zawsze rozpylać poczucie niedostatku. Jak to zrobić? Nigdy nie możemy rezygnować z własnych zainteresowań, nigdy nie możemy przestać być samodzielne finansowo, nigdy nie możemy przestawać dawać, aby nie poczuć się utrzymankami. Wiem, że dla wielu z Was jest to oczywiste. Jednak myślę, że jest grono kobiet, które traktują swoich mężczyzn jak objawienie, wybawienie ze wszystkich kłopotów i trosk. W mojej ocenie, takie kobiety są na ostatniej prostej do zamkniętego kręgu, w którym otworzą im się oczy, że mężczyzna oprócz nich ma jeszcze swój świat, z którego nigdy nie zrezygnuje. „Dlaczego męższyźni kochają kobiety” pokazuje, że nie warto rezygnować z siebie, bo nawet najbardziej zakochanemu mężczyźnie nigdy by do głowy nie przyszło, żeby zrezygnować z własnego kumpla, piwa, roweru, czy ogrodu. Na mnie to odkrycie spłynęło jak oświecenie.
 
 

Celowo zaczęłam od słabych stron. Nie chcę, żeby przedostatni akapit zamącił w głowach i sprawił, że zaczniecie myśleć, iż oceniam książką jako dobrą. Co najwyżej oceniam ją jako średnią, choć z interesującym motywem. Niemniej jednak, jak to często u mnie bywa, i tak Wam ją polecam. Myślę, że dziewczyny, którym nie przeszkadza wytykanie własnych błędów, oraz te, które znieczulone są na lekko obelżywy język, znajdą w dziele pani Argov nie lada rozrywkę. W sumie myślę, że taki był główny cel tej lektury. Stworzenie odskoczni od codziennych spraw i związkowych kłopotów. Nie zapomnijcie jednak potraktować książki z dużym przymróżeniem oka, bo jeśli postawicie 100% na zostanie prawdziwą zołzą, gwarantuję, że szybko pójdziecie z torbami, a wasi mężczyźni odetchną z ulgą, że pozbyli się czarownicy.  🙂

 

„Pokochaj swoje życie” Louise L. Hay 20 stycznia, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 11:34 am
Tags: , ,

 Wydawnictwo: Studio Astropsychologii

Rok wydania: 2011

Ilość stron: 123

 

Louise L. Hay to autorka obdarzona genialnym talentem wpływania na ludzkie życie. Ta osiemdziesięcioczterolatka, której los nigdy nie szczędził (przemoc w rodzinie, brak dyplomu, zdrada małżeńska – to wszystko przypadło jej w udziale, czyniąc z Hay ofiarę) doznała w pewnym wieku przebudzenia, które uratowało już miliony ludzi na całym świecie. Piszę to z nieukrywanym zdumieniem, ale również wielką wiarą, bo sama czuję się jakby „nawrócona” po lekturze rozmiarowo skromnej lektury jaką jest kolorowa książęczka zatytułowana „Pokochaj swoje życie”.
 

Louise L. Hay to nauczycielka metafizyki i autorka wielu dzieł poświęconych mocy pozytywnego myślenia. Jej praca na rzecz szczęśliwego życia chorych na AIDS i HIV zawiodła ją aż na kanapę Oprah Winfrey, a stamtąd wprost na listę bestsellerów New York Times. Hay jest założycielką Hay House, Inc., wydawnictwa publikującego książki i płyty o tematyce samouzdrawiania i prowadzenia dostatniego, szczęśliwego życia. Wydawnictwo zaczynało w 1987 roku, kiedy to Louise postanowiła własnym sumptem wydać swoją książkę.
 
Recenzję „Pokochaj swoje życie” mogłabym zamknąć w jednym zdaniu. Ta książka to 123 strony pozytywnych myśli, emocji, wsparcia, uśmiechu i wiary w siebie. To 123 strony bezustannego strumienia inspiracji, oraz motywacji do cudownego odmienienia swojego życia. Od autorki bije niesamowity blask, który daje nadzieję na lepsze jutro… choć „jutro” to może źle powiedziane, bo Louise zachęca do zmiany dokładnie od tego momentu. Głównym założeniem książki, a także mottem samej autorki jest to, że kreujemy swoje życie poprzez własne myśli. Kiedy myślimy o chorobie, jesteśmy chorzy. Kiedy pomstujemy na powolnych kierowców, wolni kierowcy wyrastają przed nami jak grzyby po deszczu. Kiedy czujemy, że nie mamy pieniędzy, pieniądze się nas nie trzymają. Kiedy nienawidzimy szefa, szef z dnia na dzień wydaje nam się coraz gorszy. Dlaczego? Otóż, odwróćmy znaczenie tych zdań i sprawdźmy, co by się stało gdybyśmy myśleli wyłącznie pozytywne myśli? Widzieli w ludziach wyłącznie dobro, a w powolnych kierowcach bezpieczeństwo i szacunek do własnego i cudzego życia. Co by się stało, gdybyśmy zamiast narzekać na brak funduszy na nową szafę, zadowolili się kupnem małej półki?
 
Wiem, że w moim wykonaniu to wszystko może wydawać się dość przesadzone i niemające sensu, dlatego zanim spiszecie tę książkę na straty dajcie sobie szansę, aby przemówiła do Was osobiście Louise L. Hay. Nie jest to aż tak niemożliwe, biorąc pod uwagę, że do książki dołączony jest audiobook, świetnie korespondujący z treściami zawartymi na papierze. Wiele razy nie mogąc zasnąć wsłuchiwałam się w kojący głos lektora, a rano budziłam się z uśmiechem na twarzy i nadzieją, że to o czym słuchałam wczoraj może się stać moim nowym życiem już od teraz. Cenne wskazówki, które otrzymałam codziennie staram się wpajać w życie, a atmosfera w pracy, oraz moje kontakty z ludźmi naprawdę przybrały nowy wymiar.
 
Kilka słów o samej książce. Oprócz wprowadzenia i kilku słów o autorce, w książce znajdziemy 10 rozdziałów poświęconych różnym sferom naszego życia: zdrowiu, strachowi, krytycznemu myśleniu, uzależnieniom, przebaczaniu, pracy, pieniądzom, przyjaciołom, miłości i starzeniu się. Każdy rozdział naszpikowany jest pozytywnymi afirmacjami poświęconymi danemu tematowi, radami jak pozbyć się złych myśli, pytaniami, które pomogą nakierować nas na powody złego myślenia, a także ćwiczeniami, które możemy wykonać przed lustrem lub na kartkach. Każdy rozdział utrzymany jest w duchu  nieocenionego wsparcia i ogromnej dawki optymistycznych zdań, które połączone w całość dają  poczucie własnej wartości i niepowtarzalności.
 
Chyba w tym miejscu powinnam skończyć i oddać głos samej autorce: „Nie istnieje doskonalsza chwila niż obecna na przejęcie kontroli nad swoimi myślami. Dołącz do niezliczonej rzeszy osób, które zmieniły swe życie na lepsze przez wysłuchanie sugestii zawartych na kartach tej książki.”
 

Książkę otrzymałam do recenzji od Studia Astropsychologii. Dziękuję!

 

„Pokonaj cienie przeszłości – moje zwycięstwo nad depresją i nerwicą” Kazimiera Sokołowska 25 listopada, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 8:28 pm
Tags: , ,

Wydawnictwo: Studio Astropsychologii

Rok wydania: 2010

Ilość stron: 120

 
Z autorką „spotkałam się” poraz pierwszy przy okazji książki o bardzo podobnej tematyce. „Jak pokonałam nerwicę i depresję” (recenzja TUTAJ) była garścią wspaniałych wskazówek i porad jak uciec ze zdawałoby się zamkniętego koła tych potwornych chorób. W książce raczej nie było opisu powodów, dla których nerwica i depresja atakuje wybrane osoby.”Pokonaj cienie przeszłości”  dopełnia całości i zdradza, dlaczego pani  Kazimiera musiała zmagać się z przeciwnościami losu. Inaczej mówiąc opisuje powody, które warunkują zapadnięcie na wspomniane choroby psychiczne.
 

Sama autorka swój problem upatruje w dzieciństwie. Jej matka – osoba władcza i nie pozwalająca na najmniejszy sprzeciw, zaszczuła autorkę do tego stopnia, że pani Kazimiera zaczęła bać się ludzi oraz wyzwań, przed którymi musi stanąć każdy dorosły człowiek. Książka ukazuje trzymiesięczny pobyt autorki w zakładzie zamkniętym, oraz jej późniejsze zmagania z problemami psychicznymi. Pani Kazimiera serwuje po raz drugi garść cennych technik, tłumaczy na czym polega walka z własnym lękiem i jakie metody stosować, aby w końcu odnieść nieodwracalne zwycięstwo.
 

Podobnie jak poprzednią książkę, także i tę czyta się jednym tchem. Nie chcę się powtarzać, ale muszę napisać, że jest to poradnik nietuzinkowy, dlatego, że zamiast „suchych” porad wyuczonych specjalistów, staje przed nami nauczycielka, matka dwójki dzieci i żona, która jest żywym przykładem wszystkiego o czym pisze. To sprawia, że książkę można traktować nie tylko jako skarbnicę wiedzy na temat nerwicy i depresji, ale również jak swoisty dziennik chorej.
 
Po raz kolejny pani Kazimiera stosuje prosty, zwięzły język, którym potrafi uspokoić i wlać nadzieję w serca chorych.  Jedyne dialogi, które zostały wplecione w treść, to te które autorka prowadziła sama ze sobą, lustrem, górską głuszą, lub Bogiem. Tym sposobem książkę można odebrać bardzo osobiście, można ją interpretować i „naginać” na różne strony, tak aby wydobyć z niej to na czym nam najbardziej zależy. Wiele ćwiczeń, które proponuje autorka może być dostosowanych do indywidualnych potrzeb chorego. Wystarczy kilka wolnych chwil każdego dnia, żeby zagłębić się w lekturę i dać sobie szansę.
 

Gorąco polecam książkę „Pokonaj cienie przeszłości” wszystkim tym, którzy czują się osaczeni społeczeństwem, tym którzy nie potrafią odnaleźć się na ulicy, w pracy, czy w kinie.  Polecam ją również rodzicom. Przeczytajcie, zanim zrobicie własnym dzieciom krzywdę, której nie będą potrafiły latami z siebie wyrzucić. Polecam wszystkim zagubionym, którzy boją się niezrozumienia, oraz tym których przerasta wizyta u psychologa czy psychiatry. Zaręczam, że Kazimiera Sokołowska jest genialnym psychologiem na odległość.
 

Książkę otrzymałam do recenzji od Studia Astropsychologii. Bardzo dziękuję.

 

„Jak pokonałam depresję i nerwicę” Kazimiera Sokołowska 4 października, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 9:30 am
Tags: , ,

 Wydawnictwo: Studio Astropsychologii

Rok wydania: 2009

Ilość stron: 105

Kazimiera Sokołowska to kobieta, której przeszłość zaważyła na znacznej części jej dorosłego życia. Wychowywana w duchu beznadziejności oraz negatywnego nastawienia do otoczenia, w dorosłym życiu traci kontakt ze społeczeństwem, które ją przerasta, odtrąca, pozbawia ochoty do życia. Książka „Jak pokonałam depresję i nerwicę” to opis powolnego wychodzenia pani Kazimiery z cienia. Autorka krok po kroku wyjaśnia jak na powrót zdobyła chęć do życia, współdziałania z innymi i kochania siebie.

 

Króciutka książka jest jednocześnie opowieścią, jak i poradnikiem. Napisana w pierwszej osobie liczby pojedynczej, spełnia rolę przypowieści o zagubionej kobiecie, pragnącej powrócić do świata żywych. Jednak sam tytuł, jak i mnóstwo zawartych w książce porad i przemyśleń pozwala traktować książkę również jako przewodnik po ciężkiej drodze powrotnej do normalności.

 

Pani Kazimiera otwiera się przed nami, ukazując swoje życie prywatne jak na dłoni. Opisuje swoją rodzinę, tą teraźniejszą i tą, która obróciła szczęście autorki w niwecz. Ukazuje okoliczności zwolnienia z pracy. Głównie jednak autorka skupia się na swoim życiu wewnętrznym – na tym, co czuła kiedy jej życie waliło się jak domek z kart, oraz na procesie wewnętrzej odnowy, jej własnej drogi z piekła.

 

Książka porusza temat nerwicy i depresji, oraz szuka odpowiedzi na pytanie jak skutecznie się z nich leczyć. Uważam, że jest niezwykle pomocna, szczególnie dla tych, którzy mają dość poradników serwujących gotowe rady, bez pokrycia. Niesamowicie motywujący jest fakt, iż autorka wszystko to przeżyła na własnej skórze i zamiast pisać „zrób to”, „nie rób tego”, pisze „ja zrobiłam to tak, i przyniosło to taki efekt”. Myślę, że ta niewielkich rozmiarów książka może przynieść efekty daleko lepsze niż poradniki sławnych terapeutów, którzy nigdy nie zostali dotknięci badaną przez siebie chorobą. Jak na talerzu, wyłożone mamy konkretne sytuacje, które dla ludzi chorych okazują się  codziennością.  Z pewnością każdy dotknięty tą dość wstydliwą przypadłością, nie raz westchnie nad książką pani Kazimiery i szepnie: „skąd ja to znam”, by za chwilę otrzymać gotowy zestaw porad jak z tym walczyć.

 

„Jak pokonałam depresję i nerwicę” to najlepszy poradnik dotykający tematu nerwicy i depresji jaki do tej pory udało mi się przeczytać. Dzięki bezpośredniemu przekładowi na konkretną osobę, przykłady stają się wyraziste i wiarygodne. Uwierzyłam w każde słowo autorki, zapisałam wiele porad i sugestii, które pomogą mi w dalszym życiu. A co najważniejsze, mam pewność, że są skuteczne, gdyż pozwoliły pani Kazimierze na wyjście z dołka i rozpoczęcie nowego życia.

 

Myślę, że książka jest dość uniwersalna. Może sięgnąć po nią każdy, bo w dzisiejszym, zagonionym świecie nikt nie unika życia na zwiększonych obrotach. Zagłębienie się w tych stu stronach to kwestia parudziesięciu minut, które mogą zaowocować zmianami na długie lata. Dlatego gorąco polecam zatrzymanie się na chwilę i podjęcie tej fascynującej lektury, która może odmienić nasze życie.

 

Książkę otrzymałam do recenzji od Studia Astropsychologii. Bardzo dziękuję!

 

 

„Sztuka pomagania” Claudia Casanovas, Felisa Chalcoff 21 września, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 9:24 am
Tags:

 Wydawnictwo: Studio Astropsychologii

Rok wydania: 2011

Ilość stron:196

„Sztuka pomagania. Jak dawać i przyjmować pomoc” – Claudia Casanovas i Felisa Chalcoff

Dwie autorki, dwa kraje, jeden światopogląd i jedna książka – „Sztuka pomagania. Jak dawać i przyjmować pomoc.” Tak w skrócie można opisać przewodnik, z którym miałam okazję zapoznać się w ostatnich dniach. Claudia Casanovas jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych. Jest współzałożycielką szkoły Otwarta Rzeka. W całej Europie, również w Polsce, prowadzi warsztaty wspomagające harmonijny rozwój człowieka. Mieszka we Włoszech. Felisa Chalcoff z wykształcenia jest psychologiem. W swojej pracy klinicznej i edukacyjnej łączy ruch, dźwięk oraz nauki duchowe różnych źródeł. Mieszka w Argentynie.

„Sztuka pomagania” to przewodnik po duchowej sferze każdego z nas, to próba wyzwolenia z nękających nas problemów i niewyjaśnionych pytań. To również możliwość zidentyfikowania w sobie cech, które utrudniają lub ułatwiają proces pomagania i odbierania pomocy.

Książka poszukuje odpowiedzi na fundamentalne pytania. Czy zawsze warto pomagać? Gdzie szukać motywacji? Na czym polega więź pomiędzy wspomaganym, a pomagającym? W końcu kim właściwie ów pomagający i wspomagany jest? „Sztuka pomagania” to także okazja do wielu ćwiczeń, których zadaniem jest wzbudzenie w nas autorefleksji, poszukiwań we własnym wnętrzu i odpowiedzenia sobie na pytania czy otrzymywałem właściwą pomoc lub czy pomagałem w należyty sposób.

Z pewnością atutem książki jest jej schludne wydanie. Delikatna okładka, przyjemne litery, gdzieniegdzie łagodzone kursywą. Niektóre rozdziały otwierane są ciekawym cytatem, lub wzbogacane krótką przypowieścią. To wszystko sprawia, że czytelnik ma miłe wrażenie odskoczni od ciężkiego, wręcz uciążliwego języka autorek. Kolejnym plusem jest bogaty prolog, wstęp i zakończenie. Te trzy części dają poczucie szczerości, oraz pozwalają zdać sobie sprawę jak głęboka więź łączy obie panie.

Na tym niestety moje dobre słowo się kończy. Przyszła pora, aby się przyznać, że cała książka dłużyła mi się okropnie i w najmniejszym stopniu nie spełniła moich oczekiwań. W krótkiej notatce reklamującej książkę widzimy trzy pytania: „Jak oferować pomoc, by druga osoba chciała ją przyjąć? Jak prosić o wsparcie, gdy jest ono naprawdę potrzebne? Jak nie bać się dawania i przyjmowania pomocy?”. Po lekturze, moja odpowiedź na wszystkie trzy pytania brzmi: nie wiem. Odnoszę wrażenie, że „Sztuka pomagania” to przerost wzniosłych haseł nad względnie prostym tematem. Cała książka opływa w górnolotne terminy pisane z dużych liter, jak choćby Dusza, Własne Ja, Esencja czy Jedność Życia. Autorki często powołują się na wielkich myślicieli, nauczycieli i terapeutów, cytując Buddę, Jiddu Krishnamurti’ego, Dane Rudhyar’a i wielu, wielu innych. Ich pełen dobroci, spokojny, acz skomplikowany język sprawiał, że właściwie całą książkę przetrwałam „wyłączona”, nie potrafiąc się skupić na treści, rozbudzając się tylko na krótkie przypowiastki wspomniane powyżej.

Nie chcę jednoznacznie skreślać tej pozycji. Ufam, że autorki są osobami o bogatym doświadczeniu, zarówno zawodowym jak i życiowym. Myślę, że ludzie związani z szeroko pojętą falą New Age, oraz ci, którzy głodni są alternatywnych rozwiązań odnajdą w książce cząstkę siebie. „Sztukę pomagania” odradzam jednak tym, którzy łakną prostych rozwiązań, typu „dawaj z uśmiechem na twarzy”, lub „pamiętaj, aby uprzejmie podziękować”. W książce nie znajdziemy tego typu porad. Zostaniemy natomiast zasypani filozoficznymi wynurzeniami, które, kto wie, może dla kogoś okażą się nową ścieżką życia.

Książkę otrzymałam do recenzji od nakanapie.pl. Bardzo dziękuję!