poduszkowietz

"Niczego nie daje zapadanie się w marzenia i zapominanie o życiu." – Czyżby?…

Przeczytaj dziś, zanim nadejdzie Jutro 26 marca, 2011

Filed under: na marginesie — finkaa @ 8:30 am

Ostanie badania czytelnictwa potwierdzają tezę, że Polacy przestają czytać. Szkoła – najbardziej naturalne miejsce – nie wyrabia nawyków czytelniczych – co trzeci uczeń i student nie sięgnął w ubiegłym roku po książkę.

Statystyki zatrważające i dość trudne do uwierzenia, ale zważywszy na fakt, że powtarząją się dość często w różnych sondarzach i statystykach, niestety  prawdziwe. Dlatego właśnie przed zbliżającym się Dniem Książki, który przypada na 23 kwietnia (traf chce, że to moje urodziny) wydawnictwo ZNAK rozpoczyna akcję wspierającą czytelnictwo wśród młodzieży: Przeczytaj dziś, zanim nadejdzie Jutro.

Zainspirowały ich działania, jakie przeprowadzono w Szwecji w ramach Läsrörelsen [Ruch Czytelnictwa]. Jego twórcy uznali, że wysoki poziom kultury czytania jest niezbędnym warunkiem istnienia demokracji. Początkowo była to inicjatywa intelektualistów i edukatorów, jednak z czasem akcja nabrała rozpędu i włączyły się w nią kolejne instytucje, ministerstwa i rząd Szwecji.

W trakcie projektu uruchomiono ponad 120 programów, w tym Ge dina barn ett språk, czyli Dajmy dzieciom język.

Dzieci i młodzież poproszono o wybranie książek, które mają największe szanse, by zachęcić ich rówieśników do czytania. „Jutro” Johna Marsdena znalazła się w tym zestawieniu jako jedyna książka spoza Szwecji. Właśnie dlatego akcja Przeczytaj dzis, zainm nadejdzie Jutro rozpoczyna się w momencie wydania „Jutra” w Polsce.

Projekt został przedstawiony już uczniom i nauczycielom. Rozmawiano z młodzieżą o tym, co podoba im się w książkach. Dyskutowano z pedagogami o tym, jak mogą wykorzystać „Jutro” do rozmowy o uniwersalnych wartościach. Akcja ma na celu między innymi uświadomienie, że można o tych wartościach mówić współczesnym, przystępnym językiem, że lektury szkolne nie muszą być nudne, a czytanie może być po prostu fajne.

W wyniku współpracy z dr Gabrielą Olszowską, recenzentką ministerialną i dyrektor krakowskiego gimnazjum, powstał szereg materiałów dydaktycznych ułatwiających przeprowadzenie lekcji [m.in. z języka polskiego, języka angielskiego, wiedzy o społeczeństwie].

W ramach akcji wydawnictwo ZNAK chce przekazać każdemu gimnazjum i szkole ponadgimnazjalnej zestaw materiałów edukacyjnych, egzemplarz powieści Johna Marsdena „Jutro” oraz materiały informujące o konkursie dla uczniów – przesłane materiały stanowić będą komplet narzędzi potrzebnych do przeprowadzenia lekcji.

Akcja wydaje się być niezwykle interesująca i może okazać się brzemienna w skutkach. Dlatego jeśli ktoś miałby ochotę zgłosić do niej także swoją szkołę, podaję mail: jutro@znak.com.pl
Wkrótce ruszy także oficjalna strona internetowa całej akcji.

 

 

„Goran Bregovic – Szczęściarz z Sarajewa” Grzegorz Brzozowicz 23 marca, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 12:37 pm
Tags: , ,

Wydawnictwo: Drzewo Babel

Rok wydania: 1999

Ilość stron: 170

Pierwszy raz natkęłam się na Gorana Bregovica jakieś 10 lat temu kiedy w moje ręce trafiła kaseta pt. „Kayah i Bregovic”. Do dziś pamiętam chwile spędzone nie tylko na słuchaniu ów kasety, ale także na analizowaniu tekstów, które w swej odmienności były dla mnie powiewem czegoś zupełnie nowego. Odmienność tę zaczęłam zgłębiać dopiero kilka lat temu kiedy postanowiłam przyjrzeć  się bliżej postaci nie tylko Bregovica, ale również Kusturicy i jego The No Smoking Orchestra oraz zespołom takim jak Balkan Beat Box czy J.U.F.

Na „Szczęściarza z Sarajewa” natkęłam się, jak to często bywa, przypadkiem. Od pierwszego rzutu okiem na okładkę, wiedziałam, że muszę go przeczytać. Książkę napisał Brzegorz Brzozowicz – znany radiowy prezenter muzyczny, redaktor wielu poczytnych gazet, krytyk muzyczny, a co najważniejsze animator kultury jugosławiańskiej. Brzozowicz mieszkał w Belgradzie jako nastolatek i właśnie kulturalnymi przeżyciami tamtych lat dzielił się z polską publicznością organizując koncerty jugosławiańskich zespołów rockowych lat 80-tych, takich jak Laibach, Elektricni Orgazam czy Pankrti. Brzozowicz jest również pomysłodawcą projektu „Kayah i Bregovic”,  o którym wspominałam na początku.

Książka zdecydowanie odbiega od klasycznej biografii. Nie opiera się na chronologicznym szkielecie życia Bregovica. Autor, którego wspomnienia na stałe splotły się z Jugosławią zręcznie łączy własne opinie i anegdoty z wydarzeniami z życia Gorana oraz z obszernymi cytatami tego ostatniego. Co może przysporzyć problemów w trafnej interpretacji „Szczęściarza” jest właśnie podział na dwóch głównych bohaterów. Czasem po przeczytaniu interesującej przygody, musiałam wrócić do jej początku i  pomyśleć komu tak właściwie ona się przytrafiła, Bregovicowi czy Brzozowiczowi.

„Szczęściarz z Sarajewa” to próba przybliżenia fanom przebiegu kariery Gorana Bregovica. Po nakreśleniu warunków w jakich Goran dorastał, autor przechodzi do opisu poszczególnych etapów kariery jugosławiańskiej gwiazdy. I tak, najpierw podróżujemy od knajpy do knajpy, przyglądając się Goranowi zabawiającemu gości grą na gitarze. Następnie przemierzamy kolejne państwa obserwując rozkwit Bijelo Dugme – zespołu, który otworzył Goranowi wrota do wielkiego świata. Podróż kończymy współpracą Bregovica z Emirem Kusturicą,  pracą nad „Undergroundem” i innymi ścieżkami dźwiękowymi. Wszystko to okraszone jest sporą dawką polityki i sytuacji społeczno-ekonomicznej ówczesnych Bałkanów. Wydaje mi się, że odbiorca posiadający choć znikomą wiedzę na te tematy, odbierze książkę bardziej dosłownie, odczyta wiele informacji ukrytych między wierszami.

Niemile zaskakującym jest fakt prostackich wypowiedzi Gorana. Prawda jest taka, że wybitny artysta, ikona bałkańskiego folkloru obok często wyszukanych słów opisujących jego poglądy czy przemyślenia, rzuca nic nie wnoszącymi epitetami opisującymi jego relacje z kobietami czy zachowania kolegów z zespołu. Uniknięcie dosłownego tłumaczenia, niechybnie podniosłoby wartość książki. Mimo, że słowa z niskiej półki przeplatają całą książkę, język autora muszę ocenić jako przystępny. Książkę czyta się łatwo i szybko. Co kilka stron można napotkać ilustracje i teksty piosenek tworzonych przez Gorana na przestrzeni lat.

Po „Szczęściarza z Sarajewa” z powodzeniem mogą sięgać nie tylko fani Bregovica. Na podstawie osoby Gorana, książka ukazuje naturę jugosławiańskiego ludu. Mówi o uprzedzeniach, temperamencie, marzeniach i bolączkach ludzi, którym odebrano ojczyznę.

 

Stosik no. 2 17 marca, 2011

Filed under: stosiki — finkaa @ 10:37 pm

Tak się złożyło, że w ostatnich dniach stałam się szczęśliwą posiadaczką czterech nowych książek:

„Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren – książka, którą pokochałam w dzieciństwie, a którą znalazłam niedawno na półce jednej z moich uczennic. Zakupiona w księgarni KUMIKO, z wykorzystaniem bonu wygranego Nakanapie za recenzję tygodnia.

„Anna w Nowym Jorku” Gitty Daneshvari – książka, na okładce, której jest napisane Dla fanów Seksu w wielkim mieście i nie tylko!, więc wybacznie, ale musiałam ją mieć. Zakupiona u Weru, która robi wyprzedaż swoich książek, więc polecam.

„Księżniczki z Park Avenue” Plum Sykes – tytuł osadzony w Nowym Jorku zobowiązuje, więc po prostu musiałam ją mieć. Także zakupiona u Weru.

„Co widział pies i inne przygody” Malcolm Gladwell – książka, którą zaproponowało mi wydawnictwo Znak. Autor jest publicystą New Yorkera, także na pewno będę się przy niej dobrze bawić.

Mam jeszcze tyle tytułów, które jakimś cudem chciałabym zdobyć, że aż szkoda, że książki nie rosną na łąkach tak jak stokrotki, albo na parapetach tak jak storczyki.

 

„Kroniki Jakuba Wędrowycza” Andrzej Pilipiuk 15 marca, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 9:59 pm
Tags: , ,

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Rok wydania: 2009

Ilość stron: 292

Mętny wzrok, gumofilce i butelka bimbru wetknięta za pas. Do tego włosy przeczesane skórką wieprzową i złote zęby prawdopodobnie pochodzące od ograbionego nieboszczyka… Taki opis może niektórych odrzucać, oburzać i skutecznie zniechęcać. A szkoda, gdyż „Kroniki Jakuba Wędrowycza” to istna perełka wśród polskiej literatury ostatnich lat.

Andrzej Pilipiuk to postać nietuzinkowa. Archeolog z wykształcenia, literat z wyboru, autor 19 tomów kontynuacji Pana Samochodzika oraz wielu cykli poświęconych rozmaitej tematyce, okraszonych nutką fantastyki.  Znany ze sceptycznego podejścia do polskiej rzeczywistości, postanowił stworzyć dzieło, które pod przykrywką często ochydnych i, zdaje się, oderwanych od rzeczywistości scen  ukazuje ciemne strony polskiego społeczeństwa, kpi z jego wad i odkrywa karty, których nikt dotąd nie śmiał pokazać.

Tytułowy bohater kronik to ponad 80-letni egzorcysta amator, bimbrownik, rozbójnik, a zarazem dziadek, ojciec i biznessmen. Na przestrzeni 292 stronic Jakub odsłania nam swoje przeróżne oblicza. 12 opowiadać Pilipiuka łączy nie tylko postać Jakuba Wędrowycza i jego kompanów, ale także niepowtarzalna atmosfera niewiarygodności jaką autor wplata w zupełnie codzienne oblicze polskiej wsi. W opowiadaniu pod tytułem „Świńska rebelia” Jakub prowadzi dialog ze swoją trzodą. W opowiadaniu „Z archiwum Y” do wioski bohatera przylatuje ekipa filmowa prosto z Ameryki, a Jakubowi udaje się spić na umór pewnego znanego aktora. Wędrowycz daje się poznać również jako uciekinier, przedsiębiorczy hotelarz, gość popularnego polsatowskiego talk-show, troskliwy dziadek opowiadający bajki o czerwonym zakapiorze, czy wybawca przerażonych właścicieli nawiedzonych nieruchomości. Nieustraszony egzorcysta walczy z policją, byłym ss-manem, ukraińską mafią, tureckim dżinem, urzędem skarbowym i satanistami.

Te wszystkie epizody powodują, że czytelnik odczuwa przeróżne emocje, od lekkiego strachu, delikatnego uśmiechu, po histeryczny śmiech.  Czytając jednak poszczególne opowiadania nie sposób uniknąć myśli, że ubaw po pachy to nie jedyne odczucie jakie chciał podarować nam autor. Pośród prześmiesznych anegdot jest też miejsce na chwilę zastanowienia czy aby Jakub rzeczywiście jest tylko wiejskim półgłówkiem? Czy to przypadkiem nie jest tak, że największe pokłady ludzkiej mądrości, a nawet dobroci leżą w tych, których się kompletnie wyrzuca poza nawias tak zwanego człowieczeństwa? A może to tylko zbieg okoliczności, że Wędrowycz zdolny jest do rozwikłania najcięższej kryminalnej zagadki? Być może to dziwny, niewytłumaczalny zbieg wydarzeń, że manifestujący swoją wyższość policjanci lądują w wariatkowie za sprawą tego enigmatycznego staruszka? Czy wszystko musi mieć swoją cenę? Czy Wędrowycz jest okazem zidiocenia tylko dlatego, że potrafi jeszcze wyświadczyć przysługę za pół litra „jagodówki na kościach”? Autor nie daje jasnych odpowiedzi na te pytania. Z resztą, może to ja szukam tutaj drugiego dna zupełnie niepotrzebnie.

Co może irytować w pierwszej fazie starcia z Jakubem to jego język. Odzywki typu „fajo fajn”, „musi co mosiądz” lub „wot durak” sprawiały, że wydawało mi się, iż ta książka zdecydowanie nie jest dla mnie. Choć z drugiej strony, myślałam,  kto jest w stanie zrozumieć takie odzywki? Szybko jednak irytacja ustąpiła miejsca uśmiechowi, kiedy zdałam sobie sprawę z faktu, że do zrozumienia sensu książki nie potrzeba jest wgryzać się w każde słowo bohaterów, a niezrozumiałe zworty dodają tylko autentyzmu całej sytuacji.

„Kroniki Jakuba Wędrowycza” to pozycja, która na długo ze mną pozostanie w sferze wspomnień, ulubionych dowcipów oraz pewnego rodzaju sentymentu. Wracać będę też do rewelacyjnego horoskopu wg. Wędrowycza, który z wielką dozą humory przewiduje nasze losy na najbliższy rok. Polecać tą i dalsze części cyklu o Jakubie będę każdemu kto stanie na mojej drodze z jednego prostego powodu: ten cykl jest naprawdę dla wszystkich, którzy mają szczyptę rezerwy do samego siebie i otaczającej nas rzeczywistości. Jedyną grupą społeczną, której odradzam tę pozycję jest ruch obrońców praw zwierząt. Czuję, że mogliby się nieźle rozzłościć znajdując w lodówce Jakuba półtuszę z owczarka, bądź czytając przepis na hot-dogi w wydaniu dosłownym. 🙂

 

Włóczykijka 9 marca, 2011

Filed under: na marginesie — finkaa @ 11:51 am

Moi Drodzy,

pewnie wielu z Was czytających doskonale orientuje się w temacie. Nie mniej jednak chciałabym do akcji swoje trzy grosze dołożyć.

 

 

WłÓCZYKIJKA to projekt Leny i Tajemnicy, które postanowiły polską książkę puścić w świat. Pomysł jakże szlachetny spotkał się z bardzo przychylnym odzewem ze strony wydawnictw, księgarnii oraz naszej ukochanej kanapy. W rezultacie wszystkie osoby, które zgłoszą się do akcji będą miały okazje otrzymywać przesyłki-niespodzianki z literaturą polską w roli głównej.  W zamian za godziny spędzone nad lekturą musimy tylko pozostawić po sobie w książce ślad i odesłać ją pod wskazany adres. Prawda, że genialne?

Dlatego zachęcam wszystkich niezdecydowanych do natychmiastowego zaprzestania rozważań typu: za a nawet przeciw, opuszczenia mojego bloga i napisania maila zgłoszeniowego pod adres: spopablog@gmail.com

A jeżeli komuś potrzebne są dokładne informacje na temat całej akcji to zapraszam tutaj: strona włóczykijki

 

pozdrawiam, finkaa

 

„Niania w Nowym Jorku” Nicola Kraus i Emma McLaughlin 7 marca, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 10:24 pm
Tags: ,

Wydawnictwo: Znak

Rok wydania: 2003

Ilość stron: 335

Ten wpis mógłby się zawierać w jednym słowie: REWELACJA.

Kiedy zobaczyłam tę pozycję w antykwariacie przyciągnęły mnie tylko słowa „Nowy Jork”. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Książkę przywiozłam do domu i włożyłam w stos innych, przeznaczonych do przeczytania. Traf chciał, że nie poleżała tam długo.

Emma McLaughlin spotkała Nicole Kraus na Uniwesytecie Nowojorskim.  Oprócz tego, że były rówieśnicami, łączyło je jeszcze coś – obie pracowały jako nianie dzieci bogatych nowojorskich rodzin. To doświadczenie oraz wspólne zamiłowanie do literatury sprawiły, że dwie młode kobiety stworzyły niesamowite dzieło, od którego nie mogłam się oderwać. Książkę czytałam na wykładach, w pracy wśród rozwrzeszczanych dzieci, przy kuchennym stole, od wczesnego rana do późnej nocy.

„Niania w Nowym Jorku” to opowieść o dwudziestokilku letniej, niezwykle odważnej dziewczynie imieniem Nan. Młoda studentka psychologii rozwojowej dziecka poszukuje pracy jako niania. Traf sprawia, że w parku natrafia na młodą, dystyngowaną panią X, która od razu oferuje jej pracę. Bez namysłu Nan przystaje na propozycję i tak zaczyna się jej koszmar. Grayer, jedyne dziecko państwa X początkowo nie daje żyć Nanie. Później jednak całym problemem okazują się być jego rodzice –  zapracowany ojciec z wybujałym temperamentem, oraz odrzucona matka, która za wszelką cenę walczy o zachowanie życiowej równowagi.

Być może czytając notkę na okładce dojdziecie do wniosku, że „Niania w Nowym Jorku” jest książką „rozrywkową”. Nic bardziej mylącego. To przewodnik po ludzkich charakterach, psychikach, uczuciach i pragnieniach. To przestroga dla wszystkich, którym wydaje się, że życie rodzinne to za mało, a dzieci to nieszkodliwe zabawki, które można przerzucać z kąta w kąt, używając tylko od czasu do czasu. Niesamowita kreacja Grayera jako chłopca niezwykle wrażliwego, pragnącego podstawowych przywilejów, których każde dziecko powinno doświadczać na co dzień sprawiła, że po dobrnięciu do ostatniej strony jeszcze długo nie mogłam zasnąć, marząc o tym żeby dzieci z takimi problemami po prostu nie było. Fantastyczne przedstawienie postaci niani jako osoby niezwykle wrażliwej, znającej psychikę dzieci, umiejącej z nimi obcować i dogadywać się bez słów dało mi wiele wskazówek nie tylko jak pracować z dziećmi, ale również takich, które zapamiętam na całe życie i które zapewne będą mi potrzebne kiedy sama wcielę się w rolę mamy. Państwo X niesamowicie trafnie przedstawieni jako straszydła współczesnego społeczeństwa dosłownie przerazili mnie swoją bliskością i otworzyli oczy na to czego należy bezwzględnie unikać, aby zachować resztki człowieczeństwa.

Język książki sprawia, że czyta się ją bardzo łatwo. Cięte komentarze Nany powodują, że raz człowiek się śmieje w głos, a za chwilę wydaje mu się, że wybuchnie płaczem. Autorkom niesamowicie zgrabnie udało się połączyć sferę myśli Nany z tym co mówiła, nie gubiąc przy tym wątku, ani nie kołując odbiorcy. Mimo, że treść zdaje się być pełna zwrotów akcji i dygresji głównej bohaterki, po prostu nie idzie się w niej poplątać. Trafne cytaty na początku każdego z rozdziałów pięknie ubogacają całość.

Osobiście uważam „Nianię w Nowym Jorku” za odkrycie mięsiąca, a może nawet roku. I piszę to z całą świadomością, że mamy dopiero marzec. Chciałabym polecić ją nauczycielom, którym często wydaje się, że ich rola jest ograniczona wyłącznie do przekazywania wiedzy. Chciałabym ją polecić rodzicom, którzy czasem w ferworze organizowania dzieciom zajęć pozaszkolnych zapominają, że wysyłają na nie myślące i czujące istoty. Chciałabym ją polecić wszystkim, którzy przedkładają pracę nad życie prywatne, a także tym, którzy mają wyrzuty sumienia, że pracują za mało.

 

„Donald i spółka” 2 marca, 2011

Filed under: recenzje — finkaa @ 9:24 am
Tags: , ,

Wydawnictwo: Egmont American Ltd.

Rok wydania: 1992 (nr 12)

Ilość stron: 96

Dziś mam coś zupełnie niezwykłego. Pamiętacie ten komiks? Ponoć jest kultowy, chociaż ja dowiedziałam się o jego istnieniu dopiero kilka tygodni temu. Zakupiłam go w cenie 1 zł w poznańskim antykwariacie, choć cena na okładce głosi 13500 zł. To cena z 1992 roku. O słabości do Walt’a Disney’a chyba już na tym blogu pisałam, więc nie będę się powtarzać.

Przejdę zatem do fabuły.

Komiks składa się z trzech opowieści:

 

„Rycerskość Kaczora Donalda”

Sknerus McKwacz wraz z Donaldem, Hyziem, Dyziem i Zyziem przypływają do Portsmouth robić interesy. Lord McGrosz wystawił na sprzedaż jedną ze swoich fabryk, a McKwacz musi ją mieć! Gdy dochodzi do ubicia targu, okazuje się, że skąpy krewny Donalda ma konkurenta. Komu przypadnie w udziale kupno fabryki? Czy Donald-fajtłapa i zakochani w grach komputerowych Hyzio, Zysi i Dyzio zdołają pomóc wujaszkowi?

 

„Ciekłe złoto”

Mickey i Goofy są na urlopie w Arabadzie. Na Bazarze Tysiąca Cudów zauważają, że pewnemu mężczyźnie z kieszeni wypada złota moneta. Kiedy Mickey rzuca się w pogoń za mężczyzną, aby oddać mu jego własność, ten nie może uwierzyć, że „są jeszcze uczciwe myszy na tym świecie”. Niebawem okazuje się, że ów człowiek jest najbogatszy w Arabadzie, ale jego majątek jest w niebezpieczeństwie. Ktoś okrada jego złoża ropy naftowej. Tak się składa, że Mickey i Goofy to para zawodowych detektywów, prosto z Myszogrodu. Czy uda im się rozwikłać zagadkę setek ginących baryłek ropy? Czy w starciu z nieobliczalnymi przestępcami ujdą bez szwanku?

 

„Syn Słońca”

Sknerus McKwacz ma bzika na punkcie szacowań wartości własnego majątku. Właśnie kiedy udało mu się doliczyć do 23 miliardów, 854 milinów, 932 tysięcy,757 dolarów i 48 centów otwiera kopertę od „anonimowego wielbiciela” z małą sumką w środku. Aby nie psuć obliczeń, nie może dodać tych pieniędzy do swoich aktywów. Co tu zrobić z tą gratisową gotówką? Oczywiście, podrować Donaldowi! Donald pędzi na złamanie karku do Sknerusa po, zdawałoby się, łatwą kasę. Ale nie tak szybko! Na widok krewnego Sknerus zanurza się w opowieści jak to uwięziony przez Indian, musiał uciekać z pułapki ukryty w ognornym drewnianym totemie. Co to ma wspólnego z kasą Donalda? Otóż, totem kryje w sobie pewną tajemnicę, bez której odkrycia Donald może się pożegnać z łatwą zdobyczą.

 

 

Co uderza starszego czytelnika to niesamowicie inteligentny dowcip i błyskotliwe teksty.  Co przyciąga maluchy to świetna oprawa graficzna i ukochane postaci ze świata Disney’a. Taka mieszanka sprawia, że trzymając przed sobą tą liczącą niespełna 100 stron pozycję dla dzieci i młodzieży, dorosły czytelnik nie może się od niej oderwać i zrywa boki ze śmiechu. Gorąco polecam każdemu, kto choć na chwilę chce poczuć się jak dziecko, a zarazem doświadczyć subtelnego poczucia humoru, który z powodzeniem może rozbawić do łez odbiorcę w każdym wieku.