poduszkowietz

"Niczego nie daje zapadanie się w marzenia i zapominanie o życiu." – Czyżby?…

„Hiszpański nie gryzie” Agnieszka Kowalewska 28 czerwca, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 9:16 pm
Tags:


 
Wydawnictwo: Edgard
 
Rok wydania: 2012
 
Ilość stron: 158
 
Zawsze uważałam, że znajomość języków obcych dodaje człowiekowi charakteru, rozszerza horyzonty i pobudza wyobraźnię. Jako, że chiński mnie nie interesuje, a angielskim władam całkiem nieźle, los padł na hiszpański – trzeci najpopularniejszy język świata. Z pomocami do nauki języka angielskiego mam dość spore doświadczenie. Jak na ich tle wypada zeszyt ćwiczeń „Hiszpański nie gryzie”? Otóż, stwierdzam, że nadspodziewanie świetnie.
 
Około 150-stronicowa książka ma za zadanie wprowadzić początkującego ucznia w świat nauki hiszpańskiego. Dlatego właśnie znajdujemy w niej garstkę najpotrzebniejszych i najbardziej podstawowych zagadnień takich jak alfabet, wymowa, liczby, dni tygodnia, oraz odmiana i zastosowanie najczęśniej używanych czasowników takich jak „ser”, „llamarse”, „hablar” itd. Oprócz takiej bazy, która pozwala na minimalne wyczucie językowe, ćwiczenia rozszerzone są o wiele przydatnych tematów. Do najbardziej udanych  zaliczam jedzenie, szkoła, sport i czas wolny, podróże, zdrowie czy przyroda. Każdy rozdział łączy podobny schemat: krótka anegdotka i zabawna ilustracja, słownik zawierający większość użytych w rozdziale słów, dział gramatyka w pigułce, w którym nakreślonych jest kilka podstawowych zagadnień, dialog obrazujący wyjaśnione w sekcji gramatycznej zwroty, a także bazę około 15 ćwiczeń sprawdzających. Dodatkowym atutem książki, znacznie upraszczającym korzystanie z niej, są minisłowniczki umieszczone na marginesie każdej strony, w pobliżu odpowiadającego im zadania. Ciekawym rozwiązaniem są również hiszpańskie ciekawostki, usłane wzdłuż wolnych marginesów.
 
Warto zwrócić szczególną uwagę na rodzaj prezentowanych zadań. Częstym problemem podręczników językowych jest wspomniana wyżej schematyczność, czy wręcz powtarzalność ćwiczeń. Na szczęście kłopot ten omija tę publikację. Autorka wykazała się niezłą wyobraźnią serwując uczniom taki wachlarz możliwości, że nawet ci najbardziej zniechęceni  nie powinni skarżyć się na nudę. Obok klasycznego „podpisz obrazek”, lub „uzupełnij słowami z ramki”, znajdziemy tutaj rozsypanki, testy wielokrotnego wyboru, węże literowe, krzyżówki, ćwiczenia typu „prawda/fałsz” i wiele, wiele innych. Część zadań oparta jest na odsłuchaniu z załączonej płyty nagrań rodowitych Hiszpanów. Dodatkowym „umilaczem” są obrazki ilustrujące zadania, choć z drugiej strony trochę szkoda, że są tylko czarno-białe.

 

Minusy publikacji? Właściwie uważam, że ich nie ma. Uwielbiam rozwiązywać kolejne zadania i sprawdzać ich poprawność w załączonym kluczu. Uważam, że zdanie z okładki, które reklamuje „Hiszpański nie gryzie” jako „innowacyjny kurs od podstw. Aktywna nauka słownictwa i gramatyki za pomocą ćwiczeń.” jest w stu procentach prawdą. Jedyne wątpliwości, które mnie nachodzą dotyczą domniemanych błędów. Być może się mylę, ale czy q pojawiające się w złożeniach que oraz qui czyta się jak k, a nie jak sugeruje podręcznik ku (str. 7), oraz czy Soy de Madrid. nie oznacza przypadkiem Jestem  z Madrytu., a nie Jestem z Mediolanu? (str. 13)

 

Reasumując, jeśli chcecie zacząć uczyć się hiszpańskiego, gorąco polecam „Hiszpański nie gryzie”. Jest to wszechstronny kurs, który wprowadzi Was w słownictwo i gramatykę, a nawet odrobinę kultury hiszpańskiej. Zawarte w książce ćwiczenia nie pozwolą Wam się nudzić, a minisłowniczek, płyta CD, oraz klucz zapewnią godziny fascynującej nauki, kiedy to przyjemne łączy się z pożytecznym i pozwola osiągnąć pełen sukces. 🙂

 

Książkę otrzymałam jako egzemplarz recenzyjny od Wydawnictwa EDGARD. Dziękuję!

 

„Bliżej Słońca” Richard Paul Evans 25 czerwca, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 8:44 pm
Tags: ,


Wydawnictwo: Znak literanova
 
Rok wydania: 2012
 
Ilość stron: 315

 

Richard Paul Evans to autor znany chyba każdej miłośniczce literatury kobiecej. Jak to się dzieje, że mężczyzna potrafi pisać tak poruszające i piękne historię? Nie mam pojęcia, ale kolejna z jego powieści dowodzi, że Amerykanin wciąż nie wychodzi z formy.
 
Christine planuje swój ślub. Jest perfekcjonistką w każdym calu, dlatego czytelnika nawet nie dziwi fakt, że jej narzeczony odwołuje całe zamieszanie tuż przed ceremonią. Paul to lekarz, któremu w jeden dzień umiera dwóch pacjentów, a rozwścieczone rodziny wytaczają dwa procesy. Dwoje młodych ludzi, których życie pokonało już na starcie w dorosłość odnajduje się w słonecznym Peru, najpierw na ulicy, potem w swoistym domu dziecka. Łączy ich miłość do dzieci i chęć niesienia pomocy. Dzielą ich nieszczęśliwe doznania z przeszłości, oraz instynk samozachowawczy, który utrudnia powtórne zaufanie.
 
Niby motyw oklepany. Niby zakończenie przewidywalne, ale uwierzcie, że urok pióra Evansa naprawdę działa. Książkę czyta się niesamowicie szybko. Za dowód niech posłuży fakt, że ja przeczytałam ją prawie za jednym zamachem, a w życiu miałam takich książek zaledwie kilka. Zarwałam noc, ale musiałam się dowiedzieć co znajduje się na ostatniej kartce. Zawrotne tempo akcji sprawia, że nie ma mowy o „flakach z olejem”. Nawet opisy historycznych peruwiańskich świątyń, czy zapomnianych cywilizacji nie nudzą. Wręcz przeciwnie. Zazdrościłam, że nie towarzyszę Christine w jej pasjonującej wyprawie.
 
Muszę odeprzeć argument, który nasuwa się często sceptykom twórczości Amerykanina. Książka nie jest przewidywalna, a nawet, dla mnie, nie jest to książka o miłości damsko-męskiej. Evans podaje nam serca bohaterów jak na dłoni. Pokazuje jak można się poświęcić, co zrobić dla drugiego człowieka. Autor ukazuje peruwiańską ulicę z całą brutalnością dorosłych, którzy z jednej strony wyrzucają niechciane dzieci, a z drugiej kradną dziewczynki, by sprzedawać je turystom. Handel żywym towarem, kradzieże i nadużycia kwitną, ale to nie powód by się poddać i przestać walczyć o lepsze jutro.
 
Proste słownictwo, duże nagromadzenie epitetów i dialogów sprawiają, że książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością. Dodatkowym atutem „Bliżej Słońca” są hiszpańskie zwroty, które można potraktować jako mały sprawdzian dla początkujących, tłumacząc samodzielnie bez zerkania pod odpowiednią gwiazdkę u dołu strony.
 
Poraz kolejny pozostaję pod wrażeniem umiejętności literackich Richarda Paula Evansa. To już druga książka tego autora, w której we wstępie wyjaśnia on jak doszło do jego spotkania z bohaterami i jak uzyskał zgodę na publikację ich historii. Nie wiem jak to się dzieje, że Evans trafia na takich ludzi, ale cieszę się, że dzięki tym spotkaniom miliony ludzi na całym świecie uśmiecha się nad kartkami papieru i odzyskuje nadzieję na lepsze jutro.
 
Na zakończenie powiem, że literatura Evansa to nie „babskie czytadła”. W mojej ocenie jest to bardzo subtelna literatura kobieca, która nie ma nic wspólnego z romansem. Dlatego polecam „Bliżej Słońca” wszystkim, bez względu na płeć, którzy kochają dobre książki.
 

Książkę otrzymałam jako egzemplarz recenzyjny od Wydawnictwa ZNAK. Dziękuję!

 

„Słoń” Sławomir Mrożek 20 czerwca, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 8:03 pm
Tags: ,

 Wydawnictwo: Noir Sur Blanc
 
Rok wydania: 2000
 
Ilość stron: 185
 
Sławomir Mrożek urodził się w 1930 roku. Już jako 20-latek zadebiutował swoimi rysunkami, od 1953 roku publikując je w „Przekroju”. W tym samym roku zadebiutował jako pisarz dwoma tomikami opowiadań. Mrożek to artysta wszechstronny, tworzący nie tylko krótkie opowiadania, ale również powieści, dramaty, a nawet scenariusze. Jego twórczość charakteryzuje satyra, ironia, a także zabawa środkami językowymi, oraz trafne odbijanie sytuacji społecznej w krzywym zwierciadle.
 
„Słoń” to zbiór opowiadań z 1957 roku. Jak możemy się domyślać, Polska Rzeczpospolita Ludowa zapewniła Mrożkowi dostatek absurdów i ispiracji do wymyślania niestworzonych historii wyśmiewających ówczesny ustrój. Mrożek po kolei obśmiewa służalczych obywateli zapatrzonych w Partię, a także zwykłych ludzi, dzieci, a nawet zdezorienowane zwierzęta, które nie wiedzą dlaczego ktoś wpycha je siłą w tryby politycznej maszyny.
 
Mimo niepozornych rozmiarów, książeczka kryje w sobie aż 42 opowiadania, przy których można się naprawdę nieźle bawić. Do najciekawszych i najzabawniejszych należą „Dzieci”, w którym Bogu ducha winne dzieci lepiące bałwana oskarżane są o umyślne kpienie z najwyższych urzędników partyjnych, „Mały” o teatralnej trupie karłów, z których najbardziej utalentowany nieoczekiwanie zaczyna rosnąć i przestaje być idolem tłumów, oraz „O księdzu proboszczu i orkiestrze strażackiej”, w którym stary proboszcz uświadamia sobie, że młodość ma swoje prawa i uśmiecha się na widok „hałasującej” oriestry.
 
Każde z opowiadań niesie za sobą przesłanie. Każde z opowiadań nasycone jest PRLowską symboliką, która może okazać się trudna do uchwycenia dla młodszych odbiorców. Przyznam, że niektóre opowiadanka wydawały mi się zupełnie pozbawione sensu. Z pewnością działo się tak właśnie dlatego, że nie żyjąc w ówczesnych czasach, nie potrafiłam zrozumieć puenty. Nie oznacza to jednak, że w interpretacji książki młody odbiorca pozbawiony jest szans. Często wyjaśnienia kryją się na kolejnej stronie lub wynikają z kontekstu.
 
Ewentualna trudność w zrozumieniu treści poprzez młodszych odbiorców jest również doskonale rekompensowna przez barwny i zabawny język autora. Jego zabawa językiem polskim, gra słów, oraz lekkość pióra sprawiają, że czytelnik nawet mimowolnie uśmiecha się pod nosem przewracając kartki, lub nawet wybucha gromkim śmiechem przy wyjątkowo oczywistych żartach.
 
Myślę, że zbiór opowiadań „Słoń” na długo zapadnie w pamięć każdemu kto po niego sięgnie. Uważam również, że po tej lekturze będzie łatwiej nam – młodym, załapać o co chodzi babci czy dziadkowi, którzy wspominają jak to się żyło 50 lat temu. W miły i wesoły sposób przekonamy się na własnej skórze co znaczy potęga Komitetu i władza Partii. Zachęcam do sięgnięcia po tę lekturę każdego kto ma godzinkę wolnego czasu. Na pewno nie pożałujecie. Poczujecie być może, że pióro Mrożka jest dość oryginalne, ale gwarantuję, że odłożycie tomik z uśmiechem na twarzy.

 

„Bezduszna” Gail Carriger 13 czerwca, 2012

Filed under: recenzje — finkaa @ 7:04 pm
Tags: , ,

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
 
Rok wydania: 2011
 
Ilość stron: 319
 
 
Gail Carriger zdaje się być pisarką nietuzinkową. Wystarczy jeden rzut oka na jej zdjęcia w sieci, oraz przeczytanie kilku zdań zamieszczonych na okładce jej książki, oraz w oryginale na stronie poświęconej jej twórczości: „Gail Carriger pisze, by odreagować smutne dzieciństwo pod okiem ekspatrianta i zrzędy. Wyrwała się z prowincji (dokładnie z Marin Country w Kalifornii) i wyruszyła w podróż po Europie, mimochodem uczęszczając po drodze do paru szkół. Obecnie rezyduje w Koloniach z haremem armeńskich kochanków i pokaźnym zapasem londyńskiej herbaty.” Ciekawe, prawda? Carriger jest archeologiem z wykształcenia (odebranego w głównej mierze w Wielkiej Brytanii), oraz pisarką z zamiłowania. Autorka „Bezdusznej” zdaje się być dziwną mieszanką brytyjskości i amerykańskości, a ów mieszanka przemawia również przez jej twórczość. Po prostu musiałam się na to skusić…
 
„Bezduszna” to debiut, który trudno jednoznacznie zaklasyfikować. Bez wątpienia jest to romans. Romans między nadludzką, a wilkołakiem powinien się chyba nazywać romansem paranormalnym, a dodając do tego wiktoriańską Anglię wychodzi paranormalny romans wiktoriański. Zdecydowanie umiejscowienie akcji w XIX wieku było strzałem w dziesiątkę. Carriger niezwykle trafnie opisuje ówczesne realia i zwyczaje.
 
Co do fabuły to sprawa nieco się komplikuje. Nie wiem jak jednoznacznie ocenić poplątanie, które wdziera się w główny wątek, lub może w moją jego interpretację. Ale od początku… Alexia to kobieta władcza i pewna siebie. Należy do gatunku nadludzkich. Objawia się to głównie brakiem duszy, oraz tym, że za sprawą dotyku potrafi przemienić wilkołaki i wampiry w normalnych ludzi. To ostatnie ma niebagatelne znaczenie, tym bardziej, że Londyn po prostu roi się od jednych jak i drugich. Traf chce, że na jednym z przyjęć Alexia, aby ujść z życiem musi zabić wampira, który chce się nią pożywić. To rozpętuje istne piekło i jest ostatnim momentem, w którym nadążałam za biegiem wydarzeń. Na miejsce zbrodni przybywa lord Maccon, który wszczyna śledztwo. W całą sprawę zamieszana jest śmietanka londyńskiej socjety, a nawet sama królowa Wiktoria. Zarówno wilkołaki jak i wampiry pragną dotrzeć do sedna sprawy i dowiedzieć się kim był zabity wampir. Przy okazji wychodzi na jaw seria zaginięć, a Alexia koniecznie musi dowiedzieć się prawdy.
 
Wiele aspektów powieści zasługuje na uwagę i podziw. Przede wszystkim dawno nie poczułam takiej sympatii do głównych bohaterów. Alexia, lord Maccon, a także lord Akeldama, który mówi kursywą i prawdopodobnie jest wiktorjańskim gejem, wzruszają i bawią do łez. Tworzą zgraną paczkę przeciwieństw, której poczucie humoru, uszczypliwość i serdeczność miesza się, drażni i bawi zarazem.
Kolejnym atutem książki jest język. Łatwy w odbiorze, a przy tym bardzo zręcznie stylizowany na czasy srogiej królowej Wiktorii (która nawiasem mówiąc wcale nie jest taka straszna jak ją malują 🙂 ). Książkę czyta się z łatwością, raz po raz wybuchając śmiechem. Alexia należy do osób o wyjątkowo ostrym języku. Pruderia obowiązująca w XIX wieku nie ułatwia jej życia, będąc przyczyną wielu niezręcznych sytuacji.
Na początku wspomniałam już, że wierne odbicie realiów wiktorjańskiej Anglii również robi niesamowite wrażenie. Piękne suknie, konne powozy i sute przyjęcia pozwalają wyboraźni szaleć i przenosić się wprost do rezydencji ówczesnej brytyjskiej arystokracji.
 
Niestety, wśród tych wszystkich plusów zawieruszyć się musiał jeden minus. Cała akcja dotycząca wyjaśniania tożsamości zabitego wampira, a także działania BUR-u (Szacowne Biuro Ultranaturalnych Rzeczy) mające na celu zapewnienie wilkołakom i wampirom bezpieczeństwo pozostały dla mnie do końca czarną magią. Nigdy nie odnalazłam się w zależnościach między watahą, a ulem (najważniejsza siedziba wampirów). Nigdy nie zrozumiałam do końca supertalentów Alexii. Winę za to prawdopodobnie ponosi zbyt duża ilość abstrakcyjnych faktów przypadających na jedną stronę teksu. A szkoda, bo mogłam być zauroczona, a niestety jestem tylko zadowolona po lekturze „Bezdusznej”.
 
Mimo mankamentów szczerze polecam debiut Gail Carriger każdemu kto lubi wilkołako-wampirze gratki. Ja nigdy nie byłam fanką ani jednych, ani drugich, a z czystym sumieniem twierdzę, że mi się podobało. Zważywszy na dużą dawkę poczucia humoru, oraz świetnie odzwierciedlenie XIX-wiecznych warunków, myślę, że książka może spodobać się nawet tym, którzy słowa „paranormal” boją się jak ognia.

 

Zostałam oTAGowana przez Anię 8 czerwca, 2012

Filed under: na marginesie — finkaa @ 10:10 am

Jak obiecałam tak robię. Przyjmuję wyzwanie Ani i odpowiadam na jej pytania.

 

1. Jeżeli Twoje życie miałoby być powieścią, jaki nosiłaby ona tytuł?

Prawdopodobnie „Wzloty i upadki”. 🙂
 

2. Jakie są Twoje ulubione kolory i dlaczego?

Zdecydowanie zielony i pomarańczowy, nie wiem dlaczego.
 

3. Jaką książkę teraz czytasz?

„Bezduszna” Gail Carriger – lada dzień opowiem Wam o niej.
 

4. Jakie jest najcichsze i najbardziej przytulne miejsce, w którym byłaś?

Zdecydowanie mój dom, a szczególnie mój pokój, oraz ogród. To jedyne miejsce na świecie, w którym czuję się w stu procentach bezpiecznie.
 

5. Czy uważasz, że twoje życie ma znaczenie?

Zależy jak na to spojrzeć. Myślę, że każde życie ma jakieś znaczenie, chociaż nie każdy wie jakie. Niestety, ci ludzie należą z reguły do nieszczęśliwców.
 

6. Wolisz wydawać czy oszczędzać?

Myślę, że wolę najpierw oszczędzić, a potem wydać na jakąś konkretną sprawę.
 

7. Jaki jest twój największy talent?

Niby każdy ma jakiś talent, ale ja swojego jeszcze nie odkryłam, niestety.
 

8. Co robisz kiedy czujesz się przygnębiona?

Niestety, nie mam dobrego patentu na doła. Najczęściej rozkładam ręce i daje mu znak, że się poddaję. Po kilku dniach sam znika.
 

9. Czy masz zwierzaka lub czy chciałabyś mieć i dlaczego?

Mam pudelka – Edka i żółwia – Docenta. Pudelka dostałam na osiemnastkę, a żółw ma już chyba ze 12 lat.
 

10. Jaki jest twój znak zodiaku i czy wierzysz, że ma on wpływ na twój charakter?

Jestem zodiakalnym bykiem i nie wiem co o tym myśleć, dlatego, że w rodzinie mam jeszcze czworo byków i każdy z nas jest totalnym przeciwieństwem reszty. Sama nie wiem jak to tłumaczyć.
 

11. Jeśli wygrałabyś sporo pieniędzy co kupiłabyś najpierw?

Zafundowałabym gruntowny remont naszego domu.

 

Jako, że mój poprzedni post również był związany z tagowaniem, ponawiam tylko zaproszenie osób, które jeszcze nie odpowiedziały na poprzednie. 🙂 Reguły i moje pytania, znajdziecie post niżej. Będzie mi miło jeśli skorzystacie z zaproszenia. 🙂
 

Tajus 

Archer 

Maialis

Edyta 

 

Zostałam oTAGowana przez Patrycję 3 czerwca, 2012

Filed under: na marginesie — finkaa @ 12:45 pm

Chyba wszyscy znają już tę zabawę, gdyż krąży ona po blogach już od kilku ładnych tygodni. Mnie zaprosiła Patrycja, za co bardzo dziękuję. Dla przypomnienia i zgodnie z zasadami przypominam regulamin.

odpowiadacie na zadane przez Tagera pytania i wymyślacie 11 swoich dla wybranych 11 osób.

 
 

 1. Czy napisałaś kiedyś list do autora książki, którą akurat przeczytałaś? Albo myślisz o tym?

Wydaje mi się, że  jedynym autorem książki, do którego napisałam mail był Ozzy Osbourne. Niestety, mój mail nigdy nie dotarł, gdyż skrzynka Ozzy’ego była zapchana. Aha, i jeszcze mail do Andrzeja Pilipiuka. Miałam do niego pewien interes… 🙂 Niestety, również w tym przypadku nie otrzymałam odpowiedzi. 🙂

 
 
2. Jaka jest wg Ciebie najlepsza książka z fantastyki? Poleć mi jakiś tytuł biorąc pod uwagę, że nie czytam tego gatunku, a chcę poznać.

Tutaj mam pewien problem. Przyznam, że nie lubuję się w tym gatunku. Nawet nie wiem teraz czy dobrze sklasyfikowałam książki, które wymienię, ale w tej dziedzinie polecę tylko Harry’ego Potter’a, Opowieści z Narnii, oraz genialnego Jakuba Wędrowycza.

 
 
3. Czy pamiętasz książkę, dzięki której pokochałeś swojego ulubionego autora?

Jest wielu autorów, których cenię, ale tylko jeden należy do absolutnie ulubionych. Jest to Edward Stachura, a miłość do niego objawiła  mi się podczas słuchania płyt Starego Dobrego Małżeństwa z jego słowami. Dopiero potem przeszłam do wierszy i prozy. Niestety, nie pamiętam od czego konkretnie zaczęłam. Może od „Siekierezady”…

 
 
4. Pomyśl sobie, że nie możesz czytać, powiedzmy przez jakiś czas. Nie masz dostępu do żadnej książki, co robisz, czym się zajmiesz w wolnych chwilach?

Jeśli mogę mieć komputer to uczę się hiszpańskiego. Ostatnio tak właśnie spędzam większość wolnego czasu. Natomiast jeśli komputer jest zabroniony to wyszywam.

 
 
5. Lubisz Targi Książkowe?

Pewnie bym polubiła, gdybym była chociaż raz. 🙂
 
 
6. Jak wypowiadasz słowo ‚wydawnictwo’ pierwsza myśl, to?

ZNAK – chyba dlatego, że napisali do mnie mail prawie na samym początku blogowej przygody i otrzymałam mnóstwo niezłych książek.

 
 
7. Zakładka do książki to dla Ciebie…?

raczej nic sentymentalnego. Wiem, że niektóre są ładniejsze od innych, ale przyznam, że tylko jedną darzę większym sentymentem. Jest to prezent od koleżanki, przywieziony z zagranicy. Większość reszty to reklamówki literackich premier.

 
 
8. Czy jakaś książka Cię zawstydziła?

Wydaję mi się, że pewne książki mogły mnie zawstydzać, gdy miałam 13-16 lat. Czułam, że może sięgam po nie zbyt wcześnie. Do takich książek mogły należeć choćby „Al” lub „Ptasiek”  Williama Whartona.
 
 
9. Lubisz poezję? Czy jest wiersz, tomik do którego wracasz?

Lubię poezję, chociaż muszę mieć bardzo specyficzny nastrój, aby do niej sięgnąć. Po inspiracje cytatowe (np. do przeróżnych wpisów, liścików itp.) sięgam najczęśniej do Stachury. On jest dla mnie studnią bez dna.
 
 
10. Jaki jest Twój ulubiony cytat?

Mam ich kilka. Na przykład: „(…) i wszystkie drzewa świadkami, że słowa są tylko echem niewyrażalnego zachwytu.” (Edward Stachura), „Ręka to fajna sprawa. Nie angażuje specjalnie osoby, która ją daje, a bardzo uspokaja tę, która ją otrzymuje.” (Anna Gavalda „Po prostu razem”), „Tylko dzieci i głupcy wierzą, że wystarczy zakryć oczy, aby zmory odeszły.” (Paul Richard Evans „Obiecaj mi”)
 
 
11. Książka, której teraz wyczekujesz, to…?

Dalsze losy  Troy Chance, z książki „Learning to swim”. Owszem, książka była dobra, ale prawdziwym powodem jest to, że po jej zrecenzowaniu odezwała się do mnie  autorka i obiecała, że jak tylko wyjdzie część druga, przyśle mi ją prosto z Kanady. Wspominała coś o czerwcu, więc czekam… 🙂

 
 
 

Przypuszczam, że większość z Was brała już udział w zabawie, ale pytania się zmieniają, więc jeśli zechcecie odpowiedzieć, będzie mi bardzo miło. A oto lista osób, które ja chciałabym otagować.

 

 Giffins 

Kasandra-85 

Ew 

Edyta 

 Miqa

Maialis 

Archer 

Jędrek 

Tajus  

Cyrysia 

Ania 

 
 

Oto pytania: (Mam nadzieję, że nie musiały być związane z literaturą)

 

1. Czy masz w domu jakiegoś zwierzaka? Jak układają się Wasze stosunki?

2. Czy cieszy Cię perspektywa Euro w naszym kraju?

3. Jeśli mogłabyś/mógłbyś napisać biografię do kogo i dlaczego?

4. Jeśli mógłbyś/mogłabyś poznać jedną znaną osobę osobiście, kogo i dlaczego?

5. Czy czytałeś/czytałaś sumiennie lektury szkolne?

6. Dlaczego jesteś blogerem/blogerką?

7. Jakie znasz języki obce? Który język podoba Ci się najbardziej?

8. Jakie jest Twoje ogólne zdanie na temat nauczycieli w polskich szkołach? Jak ich wspominasz?

9. Morze czy góry i dlaczego?

10. Na pewno brałeś/brałaś udział w jakimś konkursie. Jaką największą nagrodę zgarnąłeś/zgarnęłaś?

11. Wyobraź sobie, że pewien autor chce napisać o Tobie książkę, a Ty masz wybrać rolę, w której wystąpisz. Kim będziesz?

 
 

Miłej zabawy!!! 🙂