Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 80
Eric-Emmanuel Schmitt to autor powszechnie znany i szanowany. Urodził się we Francji, w 1960 roku. Niezwykle utalentowany i bardzo dobrze wykształcony zaczynał karierę jako nauczyciel akademicki. Szybko go to jednak znudziło i postanowił zostać pisarzem. Jego głównym zainteresowaniem okazał się teart. Tworzył sztuki, które do dziś są wystawiane na deskach teatrów na całym świecie. Teatr to jednak nie wszystko. W 2002 roku Schmitt stworzył jedną ze swoich książek, chyba najbardziej znaną – „Oskar i Pani Róża”.
Wiem, że książka ta jest powszechnie uznawana za niezwykłe dzieło, porównywana do „Małego Księcia” i czytana namiętnie od deski do deski. Nie mniej jednak nie lubię się wzruszać, nie lubię kiedy książka zamiast radości przynosi mi smutek, a tutaj niestety nie mogło być inaczej. Dlatego potraktujcie tą recenzję z przymrużeniem oka i może nie kierujcie się nią podejmując decyzję czy przeczytać historię Oskara czy też nie.
Oskar to chłopiec chorujący na białaczkę. Mieszka w szpitalu, a rodzice i lekarze panicznie boją się jego choroby i tego, że nie można jej uleczyć. Wszystko wokół Oskara gaśnie. Wszystko oprócza Pani Róży, a właściwie Cioci Róży – wolontariuszki, która związała się niesamowitą więzią właśnie z tym pacjentem. Kiedy diagnoza jest już beznadziejna, a Oskarowi pozostaje dosłownie kilka dni życia, Ciocia Róża wymyśla zabawę, w której to Oskar ma udawać, że w ciągu 24 godzin przeżywa 10 lat. I tak, wraz z Oskarem, w ekspresowym tempie doświadczamy jego dzieciństwa, męczarni związanej z dorastaniem, pierwszego pocałunku, małżeństwa z pacjentką jego szpitala i innych życiowych trudów. Oskar umiera w wieku około 100 lat (czyli w rzeczywistości po 10 dniach od rozpooczęcia zabawy), ale dzięki interwencji Cioci Róży, jego rodzice i on sam są z tym faktem pogodzeni. Nie ma rozpaczy i histerii. Jest tylko spokój i akceptacja woli Bożej.
Musicie wiedzieć, że Bóg jest niezwykle ważną postacią w tej opowiastce, gdyż Ciocia Róża zachęciła Oskara, by w tych ostatnich dniach usilnie Boga szukał poprzez pistanie listów, których adresatem jest sam Wszechmogący.
Chwilami nawet zabawka, powiastka niesie ze sobą wielkie przesłanie. Przesłanie o nadziei, miłości i wierze. Oskar – chłopiec, który ma nie więcej niż 10, może 12 lat i absolutnie nie powiniem żegnać się z tym światem – robi to z takim spokojem, że czytelnik niejako musi zetkąć się z pytaniami o sens życia, o sens kłótni, zabiegania o dobra materialne i o wartość pieniądza. Czy to wszytko ma znaczenie o obliczu końca, który czeka każdego?
Postać Pani Róży dodaje książce filozoficznego znaczenia. Staruszka, która snuje powieści o wielkich zapaśniczkach, podając się za jedną z nich, tworzy baśń o tym, że w obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi, wszyscy możemy mieć tą samą siłę i nadzieję. To dzięki Cioci Róży, Oskar odchodzi w ramiona Pana Boga z podniesioną głową.
Oczywiście, nie muszę dodacać, że jeśli chodzi o prostotę i zwięzłość języka, Schmitt to mistrz. Książka jest chudziutka, dosłownie na godzinę czytania i naście godzin spojrzenia utkwionego w jeden punkt i głowy pełnej najróżniejszych przemyśleń.
Jeśli jednak zapytacie mnie o zdanie na temat „Oskara i Pani Róży” to powiem, że nie chciałabym nigdy więcej natknąć się na podobną tematykę. Moja natura każe mi bezustannie kłócić się z rzeczywistością i nie potrafię zaakceptować losu Oskara. Bezustannie napełnia mnie on smutkiem i poczuciem bezsilności wobec tego co nieznane.
Najnowsze komentarze