poduszkowietz

"Niczego nie daje zapadanie się w marzenia i zapominanie o życiu." – Czyżby?…

„Pan Przypadek i fioletowoskórzy” Jacek Getner 5 grudnia, 2015

Filed under: Uncategorized — finkaa @ 9:22 pm

pan

Wydawnictwo: Zakładka

Rok wydania: 2015

Ilość stron: 246

„Pan Przypadek i fioletowoskórzy” to czwarta książka z cyklu przygód detektywa Przypadka autorstwa Jacka Getnera. Polski pisarz, scenarzysta i dramaturg z pasją tworzy perypetie młodego detektywa amatora, który błyskotliwie i w zabawny sposób jest w stanie rozwiązać nawet najtrudniejszą sprawę.

Przygody Jacka Przypadka to powieść detektywistyczna z ogromną domieszką komedii. Jak zwykle powieść podzielona jest na trzy części. W każdej z nich detektyw rozwiązuje inną sprawę, jednak istnieje wspólny mianownik trzech problemów. Tym razem jest nim komuna warszawskich bezdomnych, nazywanych fioletowoskórymi.

„Winetu i Old Spejs” to, moim zdaniem, najbrutalniejsza część „Fioletowoskórych”. Pan Przypadek poproszony przez starego przyjaciela Winetu, decyduje się rozwiązać zagadkę zaginięcia pewnej bezdomnej kobiety. W tej części poznamy cały półświatek warszawskich bezdomnych, sprawdzimy jak żyją, czym się delektują i jak zarabiają na to, aby przetrwać kolejny dzień. Dowiemy się również, że nigdy nie należy ufać bezkrytycznie, gdyż pozory potrafią okrutnie wprowadzać w błąd, a błędy niekiedy mogą kosztować życie…

„Wszyscy jesteśmy winni” to historia bezdomnego z wyboru mężczyzny, który przed kilkoma laty prowadził dostojne życie intelektualisty. Mimo, że spadł z piedestału, jego nienaganne maniery, oraz pewien zasób majątkowy zostały nietknięte. Dlaczego każdy bezdomny chce zostać winnym kradzieży wózka ze złomem i czy Jacek Przypadek potrafi przywrócić byłego arystokratę do godnego życia?

Ostatnia część „Fiotetowoskórych” to satyra na ekologów, lub też „ekofanów”, jak zwie ich autor. „Świentoszek” to opowieść o tym, jak daleko może odejść od pierwotnych ideałów człowiek zaślepiony bogactwem. Czy rzekome pojawienie się rzadkich owadów na łączne naprzeciwko skupu złomu może przewrócić życie dziesiątek bezdomnych do góry nogami? Owszem, może. Na szczęście, Przypadek wie jak szybko wrócić ludziom prozę życia.

Oprócz trzech zagadek, które muszą zostać rozwiązane, książka kręci się wokół wątków znanych nam z poprzednich części. Matka Przypadka w końcu wystawia ojcu walizki, pani Irmina w dalszym ciągu piecze doskonałe babeczki, podkomisarz Łoś po raz kolejny żegna się z pracą, a Błażejowi w końcu przytrafia się coś, co poprawia paskudny humor.

Książkę czyta się jednym tchem. Z jednej strony akcja toczy się wartko, Przypadek w stroju biegacza przemierza Warszawę w rekordowym tempie, by nieść ludziom spokój. Z drugiej strony, dawka poczucia humoru, którą otrzymujemy za każdym razem kiedy bierzemy książkę do rąk, sprawia,  iż chce się oddalić moment końca. Autor posługuje się lekkim, zrozumiałym językiem, unika przydługich opisów, skupiając się na uszczypliwych wymianach zdań i niewiarygodnie przenikliwych przemyśleniach głównego bohatera.

Myślę, że „Fioletowoskórzy” trafiają do ogromnego wachlarza odbiorców. Właściwie jest to książka dla każdego, kto po ciężkim dniu ma ochotę się odprężyć nad lekturą. Niezbyt wymagająca, niezbyt długa, z ogromną dawką poczucia humoru. Idealny prezent dla siebie, jak również dla najbliższych. Polecam.

Książkę do recenzji od Autora. Dziękuję.

 

„Pan Przypadek i korpoludki” Jacek Getner 5 grudnia, 2014

Filed under: recenzje — finkaa @ 10:07 am
Tags: ,

pa

Wydawnictwo: Zakładka

Rok wydania:2014

Ilość stron: 231

Kolejny raz przyszło mi się zmierzyć z twórczością Jacka Getnera – scenarzysty, dramaturga, oraz autora przygód Jacka Przypadka, rodzimego detektywa. To już trzecia część perypetii pana Przypadka. Tym razem detektyw tropi niegodziwców z wielkich warszawskich korporacji.

„Pan Przypadek i korpoludki” to zbiór trzech historii połączonych wspólnym mianownikiem ogromnych firm, w których pracują, lub marzą by pracować głodni pieniędzy i chwały młodzi ludzie. Pierwsza opowieść pt. „Morderstwo w Orient Espresso” to zakończona sukcesem próba Przypadka, aby znaleźć mordercę dobrze sytuowanego bankowca. Pewnego dnia denata znajduje kelner jednej z modnych, warszawskich restauracji. Dziwnym trafem, podejrzani są dwaj klienci-dyrektorzy, oraz właśnie ów kelner. Kolejna przygoda detektywa dotyczy dość trywialnej pozornie sprawy. Kto w wielkiej korporacji tytoniowej Super Tobacco śmiał wypalić papierosa marki King Nicotine? Wywiązuje się z tego pytania klasyczna zagadka „zamkniętego pokoju”. Podejrzani są wszyscy pracownicy korzystający z palarni w Super Tobacco. W grę wchodzi utrata twarzy i pewnie stołka. W tle widnieją transfery między dwoma korporacjami. Jednym słowem, jest się o co bić. „Moralność pana Julskiego” to moim zdaniem najbardziej zabawna historia. Tytułowy pan Julski to teoretycznie człowiek na wysokim stanowisku. Czy aby na pewno? Czy zastanawialiście się do czego jest zdolny pracownik, aby przekonać opinię publiczną, że nadal powodzi mu się tak dobrze, jak wtedy kiedy był u szczytu sławy? I co może zrobić ojciec własnemu dziecku, aby i to trzymało do końca fason?

Jak zwykle w powieściach Jacka Getnera, oprócz nowych bohaterów, pojawiają się wątki stałe. W trzeciej części przygód Jacka Przypadka znowu spotykamy Szołtysika wraz z jego narcyzmem, Anię z jej nieutulonymi problemami sercowymi, a także przypatrujemy się głównemu bohaterowi i jego nowej, zaskakującej współlokatorce. Wraz z Błażejem próbujemy na nowo odnaleźć sens życia.

Książka obfituje w zabawne zwroty akcji. Napisana jest lekkim piórem i nie sposób przestać się uśmiechać nad lekturą. To chyba wszystkie składniki przepisu na lekkostrawną, podnoszącą na duchu lekturę zimową.

Tę część, podobnie jak dwie poprzednie, polecam pod choinkę. Właściwie nie ma ograniczeń wiekowych, ani płciowych. Adresowana jest do wszystkich, którzy mają dystans do życia i lubią wesołe perypetie z wątkiem lekko kryminalny w tle.

Książkę otrzymałam do recenzji od Autora. Dziękuję.

 

„Morderstwo na mokradłach” Sasza Hady 11 października, 2014

Filed under: recenzje — finkaa @ 1:36 pm
Tags: , ,

mor Wydawnictwo: Oficynka

Rok wydania: 2012

Ilość stron: 381

Sasza Hady to pseudonim Aleksandry Motyki, młodej polskiej pisarki, która swoim lekkim piórem i niezwykłym poczuciem humoru mogłaby zawstydzić nie jednego literata ze sporym doświadczeniem. Skąd ta pewność w mojej ocenie? Jestem świeżo po lekturze „Morderstwa na mokradłach” – debiutu autorki. Właśnie przed chwilą wyczytałam też, że jest już na rynku kontynuacja przygód Alfreda Bendelina. I całe szczęście, bo już się martwiłam, że na tym koniec.

Ale powoli do rzeczy. Zacznijmy może od tego, że Alfred Bendelin w ogóle nie istnieje. Wyobraźcie sobie sytuację, w której Wasz przyjaciel-pisarz używa Waszego adresu, aby osadzić w Waszym domu głównego bohatera swojej powieści kryminalnej. To właśnie spotkało niewypowiedzianego pechowca Nicholasa Jonesa, któremu z tego powodu wielu ludzi nie chciało uwierzyć w prawdziwą tożsamość. Tym sposobem Nicholas zostaje zmuszony do przyjęcia „oferty nie do odrzucenia” – rozwiązania zagadki kryminalnej na malowniczej angielskiej prowincji. Helen Bradbury to kobieta z klasą, której po prostu się nie odmawia. I na nieszczęście Jonesa to właśnie ona pod wpływem bestsellera wtargnie do mieszkania z lektury w poszukiwaniu Bendelina i zleci nieszczęśnikowi rozwiązanie zagadki znalezienia odpowiedzi na pytanie kto stoi za martwą głową w spiżarni dystyngowanej zleceniodawczyni.

Jako, że Jones nie ma pojęcia jak się zabrać za spawę, wpada na pomysł powołania asystenta, który o morderstwach wie nieco więcej. Tym sposobem flegmatyczny Nicholas Jones, oraz jego przyjaciel-pisarz o nieodpartym uroku ruszają do Little Fenn, aby odnaleźć mordercę… A tam, jak na maleńkiej angielskiej prowincji, płynie sielskie życie. Wszyscy są przesympatyczni, przyjaźnie do siebie nastawieni. Każdy wie o drugim praktycznie wszystko i nikomu się w głowie nie mieści, żeby morderstwa dopuścił się sąsiad. Co poczną Nicholas i uroczy Rupert? Oczywiśnie doskonale odnajdą się na wsi, zasmakują specjałów wszystkich starszych pań z okolicy, odpoczną podziwiając prześliczne krajobrazy i zaprzyjaźnią się ze wszystkimi dziećmi biegającymi po wiejskich dróżkach. Tylko jak to się ma do prawdziwego celu ich podróży?

Tak jak pierwszą książką, przy której płakałam prawdziwymi łzami był „Harry Potter”, tak pierwszą powieścią, przy której bolał mnie brzuch od śmiechu było „Morderstwo na mokradłach”. Spodziewałam się po przychylnych recenzjach, że książka będzie dobra, lecz to co otrzymałam przeszło moje pozytywne oczekiwania. Autorka po prostu rzuca na kolana świetnym stylem, błyskotliwymi dialogami, zabawą z językiem i konwenansami. Świetnie odzwierciedla życie prowincjonalnej Anglii, jednocześnie szokując bohaterów, jak również odbiorców motywem homoseksualnym. O zakończeniu nawet nie wspomnę. Gwarantuję, że nie zorientujecie się co tak naprawdę stało się w LIttle Fenn aż do samego końca.

Reasumując, dostałam o 100% więcej, niż oczekiwałam. Myślę, że Saszę Hady już można nazwać jedną z lepszych pisarek w kraju. Nie mogę się doczekać kiedy dopadnę „Trupa z Nottingham”, w którym to Bendelin rozwiązuje kolejną zagadkę. Polecam „Morderstwo na mokradłach” nie tylko miłośnikom kryminału. Książka nie jest przesadnie straszna, więc mogą ją czytać dosłownie wszyscy, którzy mają ochotę nieźle się pośmiać.

 

„Rezydencja” Krzysztof Bielecki 31 sierpnia, 2014

Filed under: recenzje — finkaa @ 7:21 pm
Tags:

rezydWydawnictwo: Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości

Ilość stron: 153

Rok wydania: 2014

 

 

„Rezydencja” to czwarta książka Krzysztofa Bieleckiego, którą miałam przyjemność przeczytać. Wiecie pewnie doskonale, że jest to autor niezwykle oryginalny, obok którego nie można przejść obojętnie. Albo się jego powieści trawi i podziwia, albo delikatnie mówiąc dostaje się zawrotu głowy i odrzuca z niesmakiem. Do tej pory twórczość Bieleckiego traktowałam z delikatną rezerwą. Wyczuwałam, że jest to kompletny odjazd, ale nie wiedziałam do końca czy to dobrze czy źle. Po przeczytaniu „Rezydencji” jestem zdecydowana. Bardzo i bezsprzecznie mi się podobało.

 

 

Główny bohater T. ma dwa problemy. Po pierwsze dziwna, czarna plama w jego mieszkaniu, która robi się większa i większa. Jako, że to mieszkanie w bloku, T. przygląda się tej przykrej sprawie wraz ze swoim sąsiadem. Razem ze staruszkiem zasiadają od czasu do czasu przy buteleczce alkoholu i T. pozwala swojemu kompanowi snuć niestworzoną historię o dalekich podróżach, oraz pewnym bardzo tajemniczym zwierzęciu… Drugi wątek to problem siostry T., która jest artystką performatywną zajmującą się zjadaniem niestandardowych rzeczy, np. taśmy magnetofonowej, czy też grzybów powstających na ścianach zawilgoconych pomieszczeń (tak, tak, ten kto czytał już Bieleckiego w ogóle nie przejawia w tym momencie zdziwienia). Siostra ma niemały problem, gdyż za sprawą sympatycznego kolegi dowiaduje się, że jest jedną z trzech kropek. O co chodzi? Faceci na całym świecie tatuują sobie na nadgarstkach trzy kropki. Oznacza to, że preferują czterokąty – jedna atrakcyjna, druga lubieżna, trzecia inteligentka plus wytatuowany koleś. Co, oprócz osoby T., łączy oba te wątki?

 

 

Powiedziałabym, że pierwszy raz zrozumiałam całą powieść Bieleckiego. Przy poprzednich książkach tylko niektóre wątki były dla mnie jasne i zakończone, reszta się urywała, albo była tak zagmatwana, że mimo wracania ciągle do tych samych stron, nie mogłam zrozumieć co właściwie się stało. „Rezydencja”, mimo, że nieprzewidywalna, surrealistyczna i zwariowana, jest w końcu zrozumiała. Ma początek i koniec. Nie pozostawia poczucia niedokończonej sprawy. Uważam to za niesamowicie duży plus. Oprócz tego, jest napisana charakterystycznym dla autora, enigmatycznym językiem. Jest podzielona na wiele krótkich rozdziałów, jest tajemnicza i bywa często ponura. Jednym słowem łączy w sobie wszystkie cechy, które cenię w autorze.

 

 

Z czystym sumieniem polecam „Rezydencję” tym, którzy poszukują świeżego powiewu w literaturze.  Krzysztof Bielecki to właściwie zaprzeczenie klasycznego pisarza. Nie wiem jak podsumować wyczyny tego autora, ale naprawdę spodziewajcie się samych niespodzianek. Polecam na nudne jesienne wieczory. Albo może na jeden wieczór, bo lektura dość krótka, aczkolwiek bardzo intensywna.

 

 

Książkę otrzymałam do recenzji od Autora. Dziękuję!

 

 

 

„W Chinach jedzą księżyc” Miriam Collee 20 sierpnia, 2014

Filed under: recenzje — finkaa @ 7:21 pm
Tags: ,

chinyWydawnictwo: Pascal

Rok wydania: 2014

Ilość stron: 301

Miriam Collee to kobieta, która za sprawą zawodowych obowiązków swojego męża została porwana w wir przygody i na kilka lat przeniosła się wraz z mężem i kilkuletnią córką do Chin. Czy to co przeżyli godne było ryzyka? Czy był to czas stracony, krok wstecz dla całej rodziny? Jak wypadają Chiny na tle rozwiniętych Niemiec skąd wywodzi się autorka?

 

Książkę reklamuje zdanie „Przezabawna historia Europejki w Szanghaju”. Uwierzcie mi, że tym razem reklama nie kłamie. Miriam Collee opisuje takie absurdy dziejące się pod jej szanghajskim dachem, że nie sposób się nie śmiać w głos. Wyobraźcie sobie w betonowym pseudo-ogrodzie agregat od klimatyzacji wielkości lodówki, klapę klozetową, która przyszczypuje uda, akumulator do ładowania rowera na środku pokoju, dziecko wymiotujące od kilku łyków zimnej wody, oraz męża bohaterki, który przez wiele miesięcy nazywał kolegę z pracy chińskim słówkiem „fuck” tylko dlatego, że miał problem z opadającą i wznoszącą się intonacją.

 

Oprócz przezabawnych perypetii, w książce mamy również do czynienia z wieloma dylematami sfery moralnej. Czy młode małżeństwo nie krzywi charakteru swojej trzyletniej córki, pozwalając by mała wzbudzała ciągłe zainteresowanie na ulicach, a jej blond loczki były celem wyciągniętych dłoni setek ludzi? Czy piękny dom i niemiecki ład zostawiony w Europie są warte całego tego chaosu? I chyba najważniejsza kwestia: jak oceniać samych Chińczyków? Bezwolna ludzka masa, czy może unikatowe jednostki, którym nie przeszkadza ustrój, w którym przyszło im żyć?

 

Książka łączy dwie cechy ciekawej lektury. Humor i poważne kwestie traktowane w lekki, interesujący sposób. Miriam Collee nie można odmówić umiejętności barwnego ubierania w słowa spraw poważnych i tych mniej poważnych. Dzięki temu książkę czyta się bardzo przyjemnie, właściwie płynie  się po kolejnych stronach nie mogąc się oderwać. Ciekawostką jest fakt, że każdy rozdział rozpoczyna się od chińskiej sentencji – niekiedy zadziwiającej, z pozoru bezsensownej, a niekiedy bardzo trafnej.

 

„W Chinach jedzą księżyc” co ciekawa pozycja nie tylko dla ludzi, którzy wybierają się do państwa środka. To powieść dla każdego, kto lubi lekkie książki z ciekawym morałem. Można się z niej spróbować nauczyć jak walczyć z tęsknotą za domem i jak z podniesionym czołem korzystać  z szalonych propozycji, które czasem mogą się stać także naszym udziałem.

 

Książkę otrzymałam do recenzji od Wydawnictwa Pascal. Dziękuję!

 

 

 

„Wszystko jest możliwe – od marzenia do spełnienia” Sophia Max, Lynn Lauber 9 sierpnia, 2014

Filed under: recenzje — finkaa @ 11:12 am
Tags: ,

wszyst wydawnictwo: Studio Astropsychologii

rok wydania: 2013

ilość stron: 110

 

Czwarta już część serii „Magia życia” wydawanej przez Studio Astropsychologiczne nie odstaje od reszty. Tak jak jej poprzedniczki, książeczka niesie niezwykle pozytywne i podnoszące na duchu przesłanie. Wszystko jest możliwe – trzeba tylko niezłomnie dążyć do celu. Autorkami tej części są Lynn Lauber – kobieta, która uczestniczyła również w stworzeniu poprzednich części, oraz Sophia Max – autorka książek o wspinaczce, sztukach walki, oraz duchowości właśnie.

 

Jewgienij Pietrowicz Woronin to, powiedzmy sobie, nie najbardziej utalentowany magik. W swojej wierze w sukces jest tak nieprzejednany, że można go z łatwością oszukać, lub też zaspokoić jego pragnienie uznania kilkoma nieszczerymi komplementami. Woronin wraz ze swoją trupą na co dzień pracuje w wielkim Cyrku Moskiewskim. Każdy z cyrkowców pokątnie marzy o wyrwaniu się spod rosyjskiego pręgieża w wielki świat. Ale tylko Woronina (mimo, iż jest najmniej wybitny) marzenia wędrują aż do Kalifornii do Magicznego Zamku. Trupa wyrusza na europejskie tournee, a magik zaczyna dostawać listy, w których poszczególne państwa honorują jego wybitne, ponoć, umiejętności magiczne. Czy nie śmierdzi to jakimś podstępem? I jak cała historia się skończy?

 

Seria „Magia życia” ma w sobie wielką dawkę przesłania „Myślcie pozytywnie, a spełnią się wasze najskrytsze marzenia”. I chyba w czwartej swojej odsłonie to motto jest najbardziej wyraźne. Książka jest napisana niezwykle ciepłym i krzepiącym językiem. Jest na poły baśnią, a na poły poważną rozprawą o korzyściach płynących z pozytywnego nastawienia do życia.

 

Właśnie za wydawanie tego typu książek najbardziej cenię Studio Astropsychologiczne. Mała lektura, która może podnieść nastrój na wiele dni i pomóc kreować ogólne nastawienie do życia. Książeczkę polecam wszystkim smutasom, oraz ludziom, którzy od czasu do czasu mają tendencję do utraty wiary w to, że może się udać. Każdy zasługuje na szczęście, więc każdy ma szansę je otrzymać. Przeczytajcie historię Woronina, a może dojdziecie do wniosku, że Wam samym pójdzie jeszcze łatwiej.

 

Książkę otrzymałam do recenzji od Studia Astropsychologii. Dziękuję.

 

„Millennium – zamek z piasku, który runął” Stieg Larsson 5 sierpnia, 2014

Filed under: recenzje — finkaa @ 11:24 am
Tags: ,

zamek Wydawnictwo: Czarna Owca

Rok wydania: 2009

Ilość stron: 800

 

Stieg Larsson to moim zdaniem najlepszy współczesny pisarz kryminałów. Pisałam już o tym przy okazji dwóch wcześniejszych tomów trylogii „Millennium”. Dziś poświęcę wpis trzeciej – ostatniej. Larsson zmarł niespodziewanie nie dokończywszy kolejnej części.

 

 

Lisbeth Salander trafia do szpitala po tym jak brat i ojciec próbują ją zabić i pogrzebać. Z niemal śmiertelnymi obrażeniami spędza w nim większą część powieści. Na szczęście za sprawą przyjaciół powoli jej sytuacja się normalizuje. Lisbeth potrafi sobie zjednać ludzi do tego stopnia, że są w stanie posunąć się do drobnych wykroczeń. Mikael przemyca do jej pokoju nadajnik wi-fi, więc chora, mimo, że pod kluczem nie traci kontaktu ze światem i czynnie bierze udział w zbieraniu materiału świadczącego o jej niewinności. Tymczasem policja szuka brata Lisbeth, groźnego mordercy, a krąg ludzi, którzy wierzą, że jej ojciec Zala to rosyjski zbieg i przestępca powoli się powiększa. Kiedy sprawa ociera się o premiera, oraz kilku innych najważniejszych ludzi w państwie wszystko staje na ostrzu noża. Mikael wikła się w kolejny romans, a Erica Berger zmienia pracę i odbiera serię dość nieprzyjemnych maili. Na szczęście trzeci tom kończy się w bardziej oczywisty sposób, niż drugi. Mam na myśli fakt, że większość wątków jest domknięta w satysfakcjonujący sposób, co jest szalenie ważne, w świetle wiedzy, że jest to nieodwracalnie ostatnia część, która wyszła spod pióra Larssona.

 

 

Jak zwykle, książka trzyma fason. Od pierwszej do ostatniej strony jest pełna napięcia, wywołuje gęsią skórkę i westchnienia ulgi. Jest napisana z pasją i to wyczuwalną pasją. Trzeci tom jest genialny. Swoim kunsztem dorównuje pierwszej części. Co prawa, tutaj możnaby się przyczepić do dłużyzn wyjaśniających skomplikowane struktury szwedzkich tajnych organizacji, jednak myślę, że było to konieczne do utrzymania suspensu na najwyższym poziomie.

 

 

Polecam, polecam, polecam. Pamiętajcie tylko, żeby zarezerwować sobie dużo czasu i koniecznie zacząć od pierwszej części. Dla mnie Larsson to absolutny mistrz. Od mojego spotkania z „Millennium” moja poprzeczka dotycząca kryminałów wisi tak wysoko, że chyba już nikt nie będzie w stanie jej przeskoczyć.

 

 

„Pokochać siebie i zacząć żyć inaczej” Anna Dodziuk 27 lipca, 2014

Filed under: recenzje — finkaa @ 8:29 pm
Tags: , ,

pokochac siebie Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Rok wydania: 1992

Ilość stron: 125

 

Anna Dodziuk to polska psychoterapeutka urodzona w 1947 roku w Warszawie. Wywodzi się z żydowskiego środowiska, jest związana z „Solidarnością”. Pisywała do „Wysokich obcasów”. Zajmuje się psychoterapią alkoholików i ich dzieci, małżeństw i związków w tarapatach. Mocno wierzy, że każdy z nas jest w stanie zmazać złe płyty, które zostały wgrane w nasze mózgi w dzieciństwie. Bardzo mnie to podnosi na duchu.

 

Książka „Pokochać siebie i zacząć żyć inaczej” bardzo mi się spodobała ze względu na tytuł. Od lat walczę z niską samooceną i pomyślałam, że to coś w sam raz dla mnie. Ucieszyłam się niezmiernie kiedy trzymałam książkę w ręce, lecz kiedy przeczytałam kilka pierwszych stron, mój entuzjazm nieco opadł. Otóż, autorka w ogóle nie moralizowała, nie powoływała się na przesadne ilości mądrych naukowców zza oceanu. Jakieś to jej pisanie takie „z życia wzięte było” za bardzo. Lektura bardzo odstawała od poprzednich, których tytuły wskazywały na coś podobnego.  Jednak z biegiem stron, nastąpiła we mnie ogromna metamorfoza. Dosłownie zżyłam się z autorką, stała się ona moją przyjaciółką właśnie przez tą bezpośredniość, którą najpierw miałam za minus.

 

Ale od początku. Jeśli chodzi o treść… W pierwszym rodziale troszeczkę teorii. Co to jest samoocena? Co składa się na autoportret? Po czym ludzie wnioskują, że są „dobrzy”, lub „źli”? Drugi rozdział to poszukiwanie odpowiedzi kto jest winien moich kłopotów i co ja sam mogę zrobić, aby je zmiejszych/zniwelować? Trzeci rozdział, ten najważniejszy, to konkretne techniki wymazywania płyt, o  których napisałam już we wstępie. To co działo się w naszym wczesnym dzieciństwie to nic innego jak nagrywanie płyt. Kiedy pokazywaliśmy mamie dwa klocki ułożone krzywo na sobie i przyczeliśmy „Mamo, zamek” jej reakcja utarła się w nas na całe życie. Jeśli mama klaskała to na naszej płycie nagrało się, że jesteśmy wspaniali. Jeśli mama nie miała czasu, albo marudziła, że klocki stoją krzywo, nagrało nam się, że nie jesteśmy warci niczyjej uwagi, albo, że jesteśmy do niczego. Jak walczyć z nagraniami na naszych płytach? AFIRMACJE. Wspominałam już o nich przy okazji publikacji Luice L. Hay. Teraz przekonuje do nich Anna Dodziuk. To nie może być przypadek. Od momentu przeczytania tej krótkiej lektury, nie pozwalam sobie już na negatywne myśli. Cały czas jak zaklęta powtarzam „Ja jestem gotowa na wielkie szczęście”. Myślicie, że to bez sensu? Być może. Ale na pewno wszyscy się zgodzimy, że negatywne myśli zatruwają życie. A jaką krzywdę może mi wyrządzić to pozytywne zdanie? Jeśli nie pomoże, na pewno nie zaszkodzi. Oprócz tej metody, autorka proponuje kilka innych. Na koniec autorka opowiada bajkę o „ciepłym i puchatym”, czyli o świecie, w którym ludzie rozdawają dobre słowo.

 

Pełna dobrych pomysłów książka polskiej psychoterapeutki to coś o wiele bardziej wartościowego, niż na początku mi się wydawało. Wszyscy wiemy, że lata 90-te w Polsce nie były zbyt korzystne dla rozwoju nauki, a jednak Anna Dodziuk pisała o sprawach, którymi Luise L. Hay zafascynowała mnie dopiero kilkanaście miesięcy temu. Tu musi być coś na rzeczy. Powtórzę jeszcze raz. Jeśli nie pomoże, na pewno nie zaszkodzi, a ja czuję, że ta książeczka przyniesie przełom w moim życiu. Polecam na wakacyjny ciepły wieczór.

 

Stos No. 16 21 lipca, 2014

Filed under: stosiki — finkaa @ 6:48 pm

W okolicach wiosny postanowiłyśmy z Patrycją z http://udebulduzur.blogspot.com/ przeprowadzić małą wymianę. Jak już zauważyliście,  nie dysponuję dużą ilością czasu, stąd to opóźnienie. Ale zdjęcie zrobiłam. Czekało tylko na właściwy moment.

 

 

SAMSUNG

 

Od góry:

„James Bond – Pozdrowienia z Rosji” – Ian Fleming

„Saint – Exupery – ostatnia tajemnica” – Luc Vanrell, Jacques Pradel

„Farciarz” – Andrzej Horubała

„Pokochać siebie i zacząć żyć inaczej” – Anna Dodziuk

 

oraz dwie książeczki do nauki hiszpańskiego od Wydawnictwa Edgard, które przyszły do mnie mniej więcej w tym samym czasie, co wspomniana wymianka:

„Hiszpański – kurs podstawowy”

„Hiszpański – testy leksykalno-gramatyczne dla początkujących”, o których pisałam już tu: www.poduszkowietz.wordpress.com/2014/05/09/hiszpanski-testy-gramatyczno-leksykalne-dla-poczatkujacych/

 

Z prawej strony widzicie smakołyki, które Patrycja dorzuciła do paczuszki.

 

Życzę Wam podobnych, równie przyjemnych wymian, a Partrycji bardzo dziękuję. 🙂

 

„Dziewczyna, która igrała z ogniem” Stieg Larsson 14 lipca, 2014

Filed under: recenzje — finkaa @ 8:22 pm
Tags: ,

dziewWydawnictwo: Czarna Owca

Rok wydania: 2009

Ilość stron: 700

 

O moim zachwycie Stiegiem Larssonem pisałam dosłowie kilka dni temu. Pierwsza część jego trylogii kryminalnej „Millennium” pt. „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” od pierwszych stron rzuciła mnie na kolana. Czy druga część zatytułowana „Dziewczyna, która igrała z ogniem” jest równie dobra?

 

Lisbeth Salander jest na zasłużonych wakacjach. Za sprawą pewnej przemyślanej, choć może nie do końca legalnej,  decyzji  główna  bohaterka trylogii stała się kosmicznie bogata. Zwiedza Grenadę i oddaje się swojemu nowemu hobby, jakim jest matematyka. Pewnego dnia, po tygodniach spędzonych na leniuchowaniu, Lisbeth postanawia wrócić do Sztokholmu i delikatnie się ustatkować. Kupiła i urządziła mieszkanie, zlikwidowała jeden bardzo widoczny tatuaż, konsekwentnie odmawiała kontaktu z pieprzonym Kalle Blomkvistem, w którym nieszczęśliwie i zupełnie nieoczekiwanie zakochała się jeszcze w pierwszej części. Kiedy Lisbeth dojrzała do decyzji, aby swoje stare mieszkanie oddać koleżance – Miriam Wu, chyba w końcu zaczęła czuć swoją dojrzałość. Wszystko krok po kroku odnajdywało się na właściwym miejscu. I właśnie wtedy dopadła ją przeszłość. Sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Lisbeth została oskarżona o niewyobrażalne wręcz zbrodnie i przepadła na większą część lektury. Osobą, która jako pierwsza wyczuwa smród kłamstwa i ataku na godność Lisbeth jest oczywiście nie kto inny jak Mikael Blomkvist… Powoli dociekliwy Kalle odsłania najtajniejsze elementy tak precyzyjnie szczerzonego przez Libeth sekretu jej własnej przeszłości, oraz szczegółów jej ubezwłasnowolnienia. Robi to, aby ratować jej życie.

 

Podobnie jak pierwszy tom, „Dziewczyna, która igrała z ogniem” trzyma w napięciu. Jest to jednak inny rodzaj napięcia. Tym razem, nie jest to zagadka, którą Mikael wraz z Lisbeth rozwiązują naprzekór całemu światu. Tym razem, Lisbeth chowa się w cień, by uniknąć przykrych konsekwencji. Mimo, że jej twarz regularnie pojawia się na pierwszych stronach gazet i cała Europa ściga ją listem gończym, samej bohaterki w książce jest jak na lekarstwo. Dziewczyna ukrywa się, a działa jej wybawiciel, czyli Blomkvist. Dowiadujemy się za to o Salander dość sporo. Poznajemy jej sekrety z dzieciństwa, powód jej „inności”, introwertyczności, a może psychozy.  Powiem więcej, poznajemy nawet w dość niechlubnych okolicznościach członków jej najbliższej rodziny – ojca i brata. Lecz na tym koniec. Książka ucina się w bardzo niewygodnym miejscu. Czytam już trzecią część, więc zdradzę, że jest ona bezpośrednią kontynuacją. Druga część właściwie niczego do końca nie wyjaśnia. Tym znacznie różni się od poprzedniczki, która dokładnie zamykała sprawę rzekomego morderstwa Harriet Vanger.

 

Czy książka podtrzymuje klasę pierwszego tomu? Jeśli chodzi o styl pisarza i dbałość o szczegóły to zdecydowanie tak. Ilość bohaterów, lokalizacji, detaliczne opisy miejsc zbrodni, a nawet wyrazu twarzy denatów sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Nie można się od niej oderwać, wciąga, zaklina, miażdzy mocą tajemnicy, którą musimy rozwiązać.  Jednak mnie osobiście brakowało tym razem dwóch rzeczy. Przede wszystkim błyskotliwości Salander. Biedaczka nie mogła się nią wykazać, gdyż musiała się ukrywać przed wymiarem sprawiedliwości. Ostatecznie, pod koniec książki dała kilka popisów, ale i tak czułam niedosyt. Po drugie, brakowało mi konkretnego zakończenia chociażby części zagadki. Tak, żebym otwierając trzeci tom miała wrażenie, że to kontynuacja, ale wzbogacona o coś zupełnie nowego.

 

W sumie moje zarzuty są nieważne. Mimo, że czułam 1% niedosytu, grubo zanim skończyłam drugą część, czułam się w obowiązku zaopatrzenia w trzecią, bo dzień zwłoki byłby nie do wybaczenia. Książkę, mimo wszystko, uważam za niemal doskonałą (przy założeniu, że pierwsza część rzeczywiście taka była). Każdemu kto dysponuje sporą ilością wolnego czasu w wakacje proponuję sięgnięcie po trylogię „Millennium”. Gwarantuję Wam doznania, które będą niezapomniane, a może tak jak w moim przypadku pióro Larssona stanie się waszym ulubionym, jeśli chodzi o kryminały. PO-LE-CAM!